2021-09-30,
Paryż
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
FRANCJA — POLSKA 107:1. WYWIAD Z FABRICE'EM VALLETEM
30.09.2011. 23 maja bieżącego roku Francja odniosła "historyczną wiktorię nad Polską, krajem świecącym pełnym blaskiem w badmintonie europejskim od dobrej dekady" — jak pisał francuski reporter, tytułując zresztą swoją relację: "FRANCE 3, POLOGNE 2: VODKA!". Mecz miał miejsce na badmintonowych mistrzostwach świata drużyn mieszanych w Chinach, a zespół polski nie wystąpił w najsilniejszym składzie. Chociaż rewanż w najmocniejszych zestawieniach przyniósłby może jeszcze teraz wygraną Polakom, to wydaje się, że ta porażka symbolizuje nieodwracalny w najbliższej perspektywie proces uciekania nam nie tylko europejskiej czołówki, ale i średniaków. Zapoznajmy się jednak najpierw z niepublikowanym dotąd wywiadem, jakiego udzielił BadmintonZone.pl w sierpniu 2010 r. główny trener reprezentacji Francji Fabrice Vallet (fot.). BadmintonZone: Chciałbym pana zapytać o rolę obecnie rozgrywanych mistrzostw świata dla rozwoju badmintona we Francji. Fabrice Vallet: Celem było przyciągnięcie trochę uwagi mediów, prasy do naszej dyscypliny sportu, która rozwija się we Francji bardzo, bardzo szybko od 20 lat, od chwili, gdy stała się olimpijską. A także, by spróbować przysporzyć sobie troszeczkę więcej środków. Bo przecież po to ubiegaliśmy się o organizację Super Series i mistrzostw świata, aby spróbować jeszcze bardziej dynamicznie się rozwijać i przyciągnąć więcej młodych do nas. BadmintonZone: Czy według pana jest trudnym zadaniem rozwijanie badmintona we Francji? Fabrice Vallet: W tej chwili jest to dość łatwe, ponieważ to jest sport, który się bardzo rozwinął w szkołach. U nas we Francji wielu nauczycieli WF uprawia badminton ze swoimi uczniami w liceach i gimnazjach. BadmintonZone: Chciałbym zapytać o statystyki dotyczące licencjonowanych badmintonistów we Francji. Widzimy dwie podobne do siebie duże liczby. Czy to inny rodzaj osób posiadających licencje? Fabrice Vallet: Te dwie liczby się sumują. 145 000 licencjonowanych zawodników jest we Francuskiej Federacji Badmintona, a 148 000 w Federacji Szkolnej. To nie są te same osoby. W sumie licencje posiada blisko 300 000 osób, które grają w badmintona. Wygląda to tak, że nauczyciele WF trenują bardzo dużo ze swoimi uczniami, ponieważ to jest łatwe: wielu uczniów może grać jednocześnie w tych samych halach. Dzięki temu wielu młodych ludzi uczy się badmintona, zapoznaje z nim i następnie przychodzi do klubów. W ten sposób liczba licencjonowanych badmintonistów gwałtownie wzrasta. Przy czym — co jest dla nas ważne — reprezentacja osiąga wyniki, zwłaszcza Pi Hongyan. To sprawia, że mówi się i pisze o nas w serwisach informacyjnych, a to sprzyja reklamie; młodzi mają chęć przyjść grać u nas. BadmintonZone: Sukces na Igrzyskach Olimpijskich? Na razie Francja nie ma medalu. Było blisko, widziałem w telewizji mecz Pi Hongyan. Czy pana zdaniem to absolutnie niezbędne dla rozwoju badmintona we Francji, dla znalezienia sponsorów i zainteresowania mediów? Fabrice Vallet: We Francji sport opiera się głównie na dyscyplinach olimpijskich. To znaczy, że badminton i wszystkie inne dyscypliny olimpijskie są wspierane przez ministerstwo sportu. Pieniądze idą z ministerstwa sportu... BadmintonZone: To funkcjonuje lepiej w ten sposób? Fabrice Vallet: Jeśli można uzyskać dobre wyniki na igrzyskach olimpijskich, jeśli są sportowcy na odpowiednim światowym poziomie, to ma się lepsze wsparcie. Z tych powodów, skoro mamy szanse uzyskać dobre wyniki na igrzyskach, jesteśmy dobrze wspomagani przez ministerstwo sportu. Zatem bardzo ważne jest dla nas, mieć możliwość zdziałania tu czegoś znaczącego. Ćwierćfinał Pi Hongyan na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie był bardzo ważny dla naszej federacji. Co więcej rok później był medal na mistrzostwach świata. W istocie sport francuski bazuje na legitymowaniu się poziomem wyników, wedle którego ministerstwo ustala swe wsparcie. Od kiedy zaczęliśmy zdobywać medale na mistrzostwach Europy — tak jak Polska dzięki m.in. Mateusiakowi — dostajemy co roku coraz więcej pieniędzy z ministerstwa i możemy dzięki temu rozwijać się. We Francji wszystkie federacje dyscyplin olimpijskich, działają w tym samym systemie. Na przykład ja jestem zatrudniony przez ministerstwo. Nie jestem opłacany przez Francuską Federację Badmintona. Pensję płaci mi ministerstwo. I wszystkie dyscypliny pracują na tę sama modłę z systemem ośrodków regionalnych. Najlepsi młodzi w wieku 15-16 lat są lokowani w centrach, gdzie mieszkają, uczą się i trenują dwa razy dziennie. Rozkład zajęć w ciągu dnia jest ściśle określony. Następnie najlepsi przenoszą się do ośrodka narodowego w Paryżu, którym kieruję. Na początku był tylko on. Potem rozwinęła się złożona struktura dwóch rodzajów ośrodków regionalnych. BadmintonZone: Dzięki czemu została uzyskana ta pozycja w sporcie młodych, szkolnym? Fabrice Vallet: Dzięki nauczycielom. W latach 80. było już wielu nauczycieli wychowania fizycznego, którzy należeli do naszej federacji. Zaczęliśmy wówczas kształcić ich kolegów i to stworzyło pewną dynamikę. Sprzyjało temu to, że instruktorzy sportowi odkryli, że badminton jest bardzo łatwo ulokować w warunkach szkolnych, bo sprzęt nie jest drogi. W hali można pomieścić 40 uczniów, którzy bawią się na boiskach do badmintona. Jak widać, o miejsce nie jest trudno. I tak to się zaczęło... No a teraz, cóż... To się podoba młodym i jest trochę w modzie — gra w badmintona. BadmintonZone: Powiedział pan, że na początku było wielu szkolnych nauczycieli WF w federacji. To miało duże znaczenie? Fabrice Vallet: Ci nauczyciele byli w klubach, grali tam sami dla siebie, mieli chęć, by zrobić coś, aby badminton się rozwijał. Dawniej, w latach 80., badminton był sportem niszowym. Było mało licencjonowanych zawodników. I to była jedna strona medalu. Z drugiej strony badminton stał się sportem olimpijskim. I to całkowicie zmieniło sytuację. Zwiększyło się wsparcie ze strony ministerstwa, o czym już mówiłem. Ale i zwróciło dużą uwagę dzieci i młodzieży. Poszerzył się wybór klubów. Kluby powiększały się. A tam już na początku było wielu nauczycieli WF. BadmintonZone: A pod względem pozycji międzynarodowej? Jak gonić Duńczyków, Anglików? Co pan myśli nt. dystansu względem Niemców: jest już nieodległy czy wciąż duży? Fabrice Vallet: Myślę, że Duńczycy są daleko od wszystkich. Oni są o wiele silniejsi od innych. Anglicy zaczynają w tej chwili — moim zdaniem — przeżywać trudności, bo ich najlepsi zawodnicy starzeją się, jak Robertson, jak Clark, a Emms zakończyła karierę. U Niemców są obiecujący młodzi zawodnicy. Myślę, że Niemcy obecnie są w trakcie wykonywania świetnej roboty. Staramy się ich podglądać, na nich wzorować. A naszym celem jest wejście do najlepszej trójki lub czwórki krajów europejskich. Chcemy to osiągnąć w ciągu około czterech lat. Dorównać w przybliżeniu Niemcom, bo Duńczycy, a nawet Anglicy są w najbliższej przyszłości raczej poza zasięgiem. BadmintonZone: Co jest pana zdaniem najważniejsze dla dalszego rozwoju? Fabrice Vallet: Według mnie najważniejsze jest, abyśmy mieli mistrza. Dziś mamy jedną mistrzynię. A trzeba, aby był drugi i trzeci mistrz. Żeby młodzi mogli identyfikować się z kimś znanym, kto osiągnął sukces i ma dobry wizerunek. BadmintonZone: Jakie są minimalne wymogi, by uznać kogoś za mistrza? Fabrice Vallet: Moim zdaniem trzeba, aby to był ktoś, kto potrafi wygrać turniej Super Series, kto jest w stanie zdobywać medale na mistrzostwach Europy, mistrzostwach świata, czyli być w pierwszej dziesiątce na świecie. (Rozmowę przeprowadził Janusz Rudziński.) Ideą wywiadu było szukanie pewnych porównań z europejskim średniakiem, do jakich zaliczała się długo Francja. Porównanie Polski do takich potęg badmintonowych w Europie jak Dania, Anglia, czy Niemcy nie ma generalnie sensu, chyba że pod względem czerpania konkretnych wzorów. Natomiast Francja wychodziła w pewnym momencie z podobnego pułapu jak Polska. Polski Związek Badmintona założono w 1977 roku. Francuska Federacja Badmintona powstała rok później. Nie wchodząc w szczegółowe statystyki, ograniczmy się do porównania liczby zarejestrowanych zawodników (licencji) w 1981 roku. Francja — 3999; Polska — 1367. Różnica w liczbach bezwzględnych mała, choć przewaga Trójkolorowych trzykrotna. Potem badminton we Francji rozwijał sie dynamicznie, o czym mówił w wywiadzie Vallet. W Polsce bywało różnie, a w końcu na tyle źle, że w 2008 roku przewaga Francji była już 107-krotna. I to nie licząc wspomnianych przez Valleta młodych badmintonistów Federacji Szkolnej. Z nimi byłaby jeszcze dwa razy większa, choć i tak jest gigantyczna, także w liczbach bezwzględnych. Bo w 2008 roku Francuzi mieli 122 741 zawodników, my — 1148. Wywiad z francuskim głównym trenerem miał pierwotnie na celu poznanie tajników rozwoju badmintona w jego ojczyźnie. Jednak kiedy się uważnie wczytamy w wyjaśnienia Valleta, to można odnieść wrażenie, że jest to chwilami opowieść o tym, jak się nie udało rozwinąć badmintona w Polsce. Każdy może znaleźć ciekawe fragmenty dla swojej refleksji. Ja widzę wiele takich. W uszach mi dźwięczą np. słowa Valleta: "Ci nauczyciele byli w klubach, grali tam sami dla siebie, mieli chęć, by zrobić coś, aby badminton się rozwijał". Czy Polski Związek Badmintona odpowiednio wspierał takich ludzi u nas "w terenie"? Czy czasem raczej zniechęcał? Albo inny fragment, gdy Francuz definiuje mistrza, którego brakuje jego ojczyźnie (poza Pi Hongyan): "trzeba, aby to był ktoś, kto potrafi wygrać turniej Super Series, kto jest w stanie zdobywać medale na mistrzostwach Europy, mistrzostwach świata, czyli być w pierwszej dziesiątce na świecie". Wstrząsające jest, że w Polsce mamy chociażby mikst Robert Mateusiak/ Nadia Zięba, który grał w ćwierćfinale Igrzysk (minimalnie przegrywając), dwukrotnie wygrał turniej Super Series, zdobywał dwukrotnie wicemistrzostwo Europy i był nawet liderem rankingu światowego, o pierwszej jego dziesiątce już nie wspominając. To, o czym marzą Francuzi. I co? I nic. Nie ma to żadnego przełożenia na media. Aktywność władz PZBad pod tym względem jest żałosna czy praktycznie zerowa, pomijając pojedyncze akcje. W statystykach grających: we Francji stały, dynamiczny rozwój; w Polsce stagnacja.
Vallet mówi o modzie na badmintona. Również my pisaliśmy wielokrotnie o tym, że badminton jest "trendy". To bynajmniej nie wynika z jakichkolwiek działań władz PZBad. Wręcz przeciwnie, "centrala" PZBad marnuje od dawna ten potencjał. Moim zdaniem prawdziwymi pozytywnymi, czy nawet niejako pozytywistycznymi bohaterami ratującymi sytuację są np. fanatycy skrzykujący się w Internecie na składkowe treningi. Są nawet "pazerni" na pieniądze biznesmeni wyczuwający modę na badminton i uruchamiający tańsze lub droższe korty do gry. Dla zysku, ale z sensem, czego władzom PZBad często zdaje się brakować. Gdzie np. wynajmuje się kancelarię prawną, by wojować z ministerstwem w celu obrony stołków. Są tymi pozytywnymi bohaterami oczywiście też animatorzy badmintona w klubach, sekcjach, UKS-ach. Ci najbardziej narażeni na mankamenty funkcjonowania związku badmintona, bo uzależnieni od jego struktur. Wsłuchajmy się po swojemu w słowa Fabrice'a Valleta... Fot. © Janusz Rudziński, BadmintonZone.pl (live) Janusz Rudziński |
|
© BadmintonZone.pl | zaloguj |