2020-09-02, Paryż, Białystok
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
BILANS MISTRZOSTW ŚWIATA. KOLEJNE ECHA WYSTĘPU POLAKÓW. MATEUSIAK APELUJE O WYBÓR NOWYCH WŁADZ PZBAD I KRYTYKUJE OBECNE

2.09.2010. Zakończone 29 sierpnia w Paryżu indywidualne mistrzostwa świata zakończyły się wielkim tryumfem zawodników Chińskiej Republiki Ludowej.
Pomimo spektakularnej klęski swoich asów atutowych w osobach Lin Dana i Wang Yihan Chińczycy zdołali zgarnąć wszystkie złote medale.



Klasyfikacja medalowa
1. ChRL, 5 złotych — 3 srebrne — 3 brązowe
2. Indonezja, 0 — 1 — 1
3. Malezja, 0 — 1 — 0
4-6. Dania, 0 — 0 — 2
Korea, 0 — 0 — 2
Chiński Tajpej, 0 — 0 — 2.

Nad skromnym dorobkiem Europy można narzekać, ale bywało gorzej... Natomiast Polacy — jak zwykle — nie brylowali na mistrzostwach. Najwyższym, niedoścignionym osiągnięciem pozostaje ćwierćfinał (miejsce 5-8.) pary Robert Mateusiak/ Nadia Kostiuczyk (obecnie: Zięba) na mistrzostwach świata w 2007 roku. Wówczas Polacy rozprawili się w 1/8 finału z tegorocznymi wicemistrzami z Paryża, chińskim duetem He Hanbin/ Yu Yang.

Na następnych mistrzostwach świata, rok temu, polski mikst spadł o stopień niżej, przegrywając z hinduską parą Diju Valiyanti [Valiyaveetil]/ Jwala Gutta.

Obecnie — pomimo apetytów rozbudzonych trzecią pozycją w rankingu światowym, zwycięstwem w otwartych mistrzostwach Indonezji i niezłym losowaniem w mistrzostwach — Mateusiak i Zięba (fot. 2.) spadli o kolejny stopień. Przegrali już w 1/16 finału, czyli zajęli miejsce 17-32.
Dalej nie zaszli również pozostali nasi reprezentanci, odpadając też w 1/16 lub wcześniej. Polakom nie udało się nie tylko wygrać choćby jednego meczu, ale nawet jednego seta (z wyjątkiem miksta Mateusiak/Zięba).

Obserwując grę wszystkich naszych reprezentantów trudno mi było wyobrazić sobie, że mogliby zdobyć medal nawet przy dużo lepszym losowaniu. Potwierdzają to pośrednio również wyniki pogromców Polaków. Singapurczycy, którzy wyeliminowali Mateusiaka i Ziębę, przegrali w następnej rundzie z Hindusami. Hindusi przegrali w następnej rundzie z Koreańczykami. Koreańczycy ulegli potem Chińczykom. Tajemnica słabych wyników Polaków na mistrzostwach świata polega między innymi na tym, że konkurencja szykuje na te zawody szczyt formy i dlatego Biało-Czerwonym trudniej osiągnąć tam wysokie lokaty.

Nie można powiedzieć, że Polacy prezentowali się na tegorocznych mistrzostwach zupełnie słabo. Moim zdaniem troje zawodników grało na wysokim poziomie (Michał Łogosz, Wojciech Szkudlarczyk, Nadia Zięba, ta ostatnia jednak nieco nerwowo), na średnim poziomie grał Adam Cwalina, nierówno i zdecydowanie poniżej swoich możliwości grał Robert Mateusiak, blado wypadły Agnieszka Wojtkowska, a zwłaszcza Natalia Pocztowiak. Przemek Wacha grał bardzo słabo w pierwszym secie, średnio w drugim.

Z dużym zainteresowaniem czekałem na występ duetu Cwalina/Łogosz (fot. 3.). Nie zauważyłem, by ktoś liczył na ich zwycięstwo z Indonezyjczykami, ale... Wielu kibiców pamięta zwycięstwo Łogosza i Mateusiaka na Igrzyskach w Atenach nad silną parą indonezyjską. Wprawdzie obecni przeciwnicy deblistów to para opromieniona wielkimi sukcesami, ale można było liczyć na podjęcie z nimi wyrównanej walki.
Tę równorzędną walkę toczył z Azjatami Łogosz. Niestety Cwalinie brakuje jeszcze umiejętności na skalę ówczesnego (2004 r.) Mateusiaka. O ile w takich elementach jak szybkość i siła Cwalina prezentuje się nieźle, to ustępuje Łogoszowi w dokładności zagrań, sprycie (wiąże się to na pewno z doświadczeniem), wykonaniu serwu i returnu.

Na pocieszenie deblistom pozostało to, że ich pogromcy przynajmniej zdobyli w Paryżu brązowy medal.

Przemek Wacha nie potrafi powrócić do wielkiej formy sprzed lat. Wspomniane w opublikowanym przez nas wywiadzie z trenerem Karolem Hawlem występy Waszka w drużynowych mistrzostwach Europy nie są tropem idealnym. Przeciwnicy grali tam dużo słabiej niż w Paryżu (np. pokonany przez Przemka Rajiv Ouseph), ponadto Wacha przegrał z Pablo Abianem.

Największe nadzieje wiązano, jak powszechnie wiadomo, ze startem polskiego topowego miksta (fot. 4.-7.). Jego klęska stanowiła niemalże szok dla kibiców i — jak się wydaje — dla samych zawodników, którzy schodzili z areny Pierre de Coubertin jak bokserzy po porażce przed czasem.
Klęska ta odbiła się więc znaczącym echem; wspominaliśmy już wcześniej o wypowiedzi Mateusiaka dla Polskiej Agencji Prasowej. Teraz zwróćmy uwagę na publikację w białostockim wydaniu "Gazety Wyborczej". Jej dziennikarz, Adam Muśko, rozmawia zarówno z "Zico", jak i prezesem PZBad, Michałem Mirowskim.

Gazeta anonsuje na początku, że trzecia para w rankingu światowym — Robert Mateusiak/Nadieżda Zięba — już po pierwszym meczu odpadła z mistrzostw świata. Polacy nie wygrali żadnego meczu w Paryżu. Najbardziej utytułowany nasz badmintonista twierdzi, że główną przyczyną fatalnych wyników są działania zarządu Polskiego Związku Badmintona.
Zacytujmy najpierw wybrane fragmenty wypowiedzi Mateusiaka.

- Od początku zawodów nie czuliśmy się dobrze. [...] Ja i Nadia nie lubimy pierwszych spotkań w turniejach. Rozkręcamy się z meczu na mecz i jak przebrniemy te pierwsze spotkania, to może być dobrze. [...] Zaczęliśmy bardzo nerwowo i pierwszego seta przegraliśmy do 13. W drugim trochę opanowaliśmy nerwy i wygraliśmy, a w trzecim prowadziliśmy 7:3. Potem doszło do kilku długich wymian, w których lepsi okazali się zawodnicy z Singapuru i był remis, a my znowu zaczęliśmy popełniać błędy i stało się. Zwycięska para kręci się około 20. miejsca w rankingu światowym, więc nie jest anonimowa. Nigdy z nią nie graliśmy i była to dodatkowa trudność, gdyż lepiej jest wiedzieć, na co stać rywali.

Myślę, że wynik całej naszej reprezentacji odzwierciedla złą sytuację polskiego badmintona. Począwszy od bardzo wczesnego wylotu na mistrzostwa, przez co mieliśmy zarwaną noc, przez hotel o bardzo niskim standardzie, w którym byliśmy zakwaterowani w Paryżu i gdzie nie można było w spokoju przygotowywać się do gier, aż do braku trenerów na poziomie i w ogóle system zarządzania polskim badmintonem.


- W środowisku badmintonistów wszyscy się dziwią, jak my to robimy. Bez masażysty, trenera wygrywamy największe imprezy na świecie. Na zwycięstwo [...] miało wpływ także to, że od września do kwietnia gramy w bardzo silnej lidze w Danii, gdzie mamy okazję konfrontacji z najlepszymi. Wtedy jesteśmy w formie. Naszej parze brakuje stabilizacji głównie dlatego, że nie mamy trenera, który byłby z nami na stałe. Te wyniki to wyłącznie zasługa moja i Nadii, naszego uporu i dążenia do celu. Związek jedyne w czym nam pomaga, to po prostu wysyła nas na te turnieje. [...]

Jeżeli nie dojdzie do zmian w zarządzie Polskiego Związku Badmintona, będzie jeszcze gorzej. Zmiany muszą być jak najszybciej, bo do igrzysk olimpijskich w Londynie zostało już niewiele czasu. Nasz mikst ciągle nie ma trenera. Jacek Hankiewicz, z którym byliśmy w Paryżu, nie pracuje z nami na stałe, spotykamy się tylko na konsultacjach. Z tego, co wiem, on nie chce [...] przyjechać pracować w takich warunkach i z tymi ludźmi, czemu zresztą się nie dziwimy, bo żaden szanujący się trener na światowym poziomie do Polski teraz nie przyjedzie. Jakiś rok temu z pracy tutaj zrezygnowała dwójka bardzo dobrych trenerów z Chin i Korei, którzy przyszli do nas po igrzyskach w 2008 r. Trener z Chin dodatkowo załatwił sponsora, który pozwoliłby wyjść związkowi z długów. Niestety, po tym, jak byli traktowani przez prezesa związku, jak nie dostawali obiecanych pensji przez kilka miesięcy, zrezygnowali z pracy u nas, a sponsor się wycofał. Za to prezes i cały zarząd powinien przeprosić cale środowisko badmintona i podać się do dymisji.
Zaległości są też wobec nas. [...] Z nagrody za wygrany w listopadzie turniej w Hongkongu do dnia dzisiejszego została nam wypłacona tylko połowa pieniędzy i to w ratach, ponieważ zarząd na styczniowym posiedzeniu zdecydował sobie, żeby te pieniądze przeznaczyć na inne cele. Zaległości za turnieje sięgają 2008 r. Tak jesteśmy traktowani. Zmuszeni jesteśmy startować na turniejach na własny koszt. Mając na uwadze tragiczną sytuację związku, zgodziliśmy się na podpisanie porozumienia o rozłożeniu wynagrodzenia, jednak po raz kolejny umowa z prezesem nie została dotrzymana.


Dowiadujemy się o zapewnieniach prezesa, że ma on poparcie zawodników. Tak więc chciałem w imieniu zawodników zaapelować do prezesa, aby nie opowiadał rzeczy, które są nieprawdziwe. To głównie on ponosi odpowiedzialność za tę sytuację. Zmarnował ostatnie lata swoją niekompetencją i brakiem zaangażowania w sprawy polskiego badmintona.

Jesteśmy tym wszystkim bardzo zmęczeni. Chcemy zmian, ponieważ z tymi ludźmi będziemy mogli tylko marzyć o zdobyciu medalu mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Apelujemy do całego środowiska, które tak naprawdę już się wypowiedziało podpisując uchwałę o zwołaniu nadzwyczajnego zjazdu, w celu wybrania nowych władz związku. Jednak determinacja prezesa w utrzymaniu stanowiska jest tak duża, że posunął się do bezprawnego zakwestionowania części podpisów i oddalił wniosek o zwołanie nadzwyczajnego zjazdu. Pozytywem jest determinacja klubów, które poprawiły zakwestionowane dokumenty oraz wynajęły kancelarię prawną jako pełnomocnika do zwołania nadzwyczajnego zjazdu. Według statutu zarząd ma obowiązek zwołać nadzwyczajny zjazd do końca października. Jednak śmiem przypuszczać, że prezes będzie stosował wszelkie niedozwolone praktyki, aby do tego nie dopuścić.

To co najbardziej uderzające w cytowanej wypowiedzi, to dramatyczna ocena sytuacji w PZBad i samych zawodników oraz apel do środowiska i władz. Jednak ze względu na to, że zajmuję się tu głównie bilansem mistrzostw, to zwrócę uwagę na inny wątek. Otóż Mateusiak powiedział o parze z Singapuru (fot. 8,): - Nigdy z nią nie graliśmy i była to dodatkowa trudność, gdyż lepiej jest wiedzieć, na co stać rywali.

Zwróćmy uwagę, że tenże mikst singapurski Chayut Triyachart/ Yao Lei w tym roku wystąpił w Białymstoku podczas międzynarodowych mistrzostw Polski. Powinien być sfilmowany, dobrze rozpoznany i powinno być — wbrew słowom Mateusiaka — dobrze wiadomo, na co ich stać.

Mateusiak i Kostiuczyk (Zięba) mieli zresztą dużą szansę spotkania się w Białymstoku bezpośrednio na korcie z Singapurczykami, ale sensacyjnie ulegli w pierwszym spotkaniu parze z Hongkongu. Ta ostatnia w półfinale właśnie przegrała z Singapurczykami — powinno więc dać do myślenia, że "Zico" i Nadia przegrali z kimś, kto uległ później właśnie Singapurczykom. Może Singapurczyków nie doceniono, bo w finale ulegli parze rosyjskiej, Andriej Aszmarin, Anastazja Prokopienko?
Jak wiadomo, Mateusiak i Zięba startują na ogół w turniejach zagranicznych sami i trudno, by mogli się specjalnie zajmować rozpoznaniem konkurentów, z którymi na grają. Jednak brak rozpoznania przez Polaków pary singapurskiej, która dotarła w Białymstoku aż do finału (więc rozegrała dużo spotkań, w tym w końcowej fazie) pachnie amatorszczyzną. Adresuję te słowa głównie do szkoleniowców, ale również zawodnicy powinni brać wzór z nowego mistrza świata, Chen Jina, którego miałem okazję widzieć, gdy uważnie podglądał grę swoich rywali (fot. 9.)
i który podkreślił po zdobyciu tytułu mistrzowskiego, że ta właśnie obserwacja i analiza walnie dopomogły mu w zwycięstwie.

Wracając do przeglądu prasy, przytoczmy jeszcze fragmenty wypowiedzi prezesa Mirowskiego dla podlaskiej "Gazety Wyborczej".

- Nie był to udany start, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę to, z kim Polacy spotkali się w pierwszych spotkaniach, to już nie jest to niespodzianką. Przecież wszyscy nasi zawodnicy trafili na rywali z czołówki rankingów. Jedynie mikst Robert Mateusiak/Nadia Zięba był rozstawiony, więc ich występ to zawód.

Dziennikarz indaguje prezesa w sprawie podniesionych przez Mateusiaka zaniedbań związku, złego zakwaterowania i braku trenera.

- Wybraliśmy taki hotel, jaki zaproponowała nam federacja światowa, wszyscy tam mieszkali. Od Roberta takiego zarzutu nie usłyszałem, ale jeżeli to prawda, to będziemy interweniować u organizatorów mistrzostw i władz światowej federacji. [...]
Prowadzimy rozmowy z trenerem Jackiem Hanczewskim [powinno być: Hankiewiczem — przyp jr], aby pracował u nas. Hanczewski pracuje w Niemczech i musiałby zrezygnować z tamtej pracy. A jeżeli mówimy o trenerach z Azji, to chodziło o ich dyscyplinę, ale nad tym nie chciałbym się rozwodzić. Trzeba zauważyć, że oni dłużej niż dwa lata nie pracowali w żadnym innym kraju, a my nie jesteśmy w stanie przebić ofert z Holandii czy Anglii.
[na fot. 10. były trener reprezentacji Polski, Kim Young Man, jako coach Holandii na mistrzostwach świata]

O sponsoringu sam rozmawiałem z azjatycką firmą. Polska była tylko niewielką częścią strategii wejścia tej firmy do Europy. Nie wiem, z jakich względów nie weszła.

Redaktor Muśko pyta jeszcze prezesa o zadłużenie związku i zjazd nadzwyczajny.

- Około 100 tys. zł, nie licząc 400 tys. zł wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. To są długi, które ciągną się od 2001 r., a ja jestem prezesem od 2005 i pracuję społecznie. Mogę tylko powiedzieć, że sytuacja finansowa związku poprawia się. Audyt ministerialny za rok 2009 nie wykazał u nas nieprawidłowości.

Była próba zwołania nadzwyczajnego zjazdu związku. Moim zdaniem to działanie polityczne, niepotrzebnie wciąga się w to zawodników. Aby taki zjazd zwołać, potrzeba podpisów jednej trzeciej wszystkich członków zarządu, czego zabrakło. Na początku października będzie jednak zebranie zarządu i wtedy zdecydujemy, kiedy ma się odbyć walne zebranie członków związku i najprawdopodobniej będzie to początek przyszłego roku.

O sprawach związanych ze zwołaniem zjazdu wzmiankowaliśmy w naszym serwisie wielokrotnie. Najbardziej intrygująca w wypowiedzi prezesa jest po raz pierwszy pojawiająca się w mediach tajemnicza wzmianka o dyscyplinie trenerów z Azji...

Żeby zakończyć jeszcze bardziej optymistycznym — choć w wymiarze uniwersalnym — akcentem niż prezes Mirowski, dodajmy, że mistrzostwa świata zostały przeprowadzone w Paryżu z wielkim sukcesem. W relacjach z Paryża opisałem pewne mankamenty (upał w parnej hali, awarie tablic w pierwszym dniu turnieju), niektóre sprawy nie były idealne (brak miejsc/biletów dla chętnych od ćwierćfinałów, czyli hala powinna być bardziej pojemna; brak wystarczającej oferty telewizyjnej ze strony większej liczby stacji europejskich), ale generalnie organizacja, poziom sportowy zawodów (na fot. finał debla mężczyzn) i atmosfera budowana przez zawodników i publiczność były znakomite.

Indywidualne mistrzostwa świata w badmintonie. YONEX BWF World Championships, 23-29 sierpnia 2010, Paryż (Francja). Turniej kategorii BWF Events.Wyniki w serwisie tournamentsoftware.com.

RANKING ŚWIATOWY. MATEUSIAK/ZIĘBA TRACĄ PO TYGODNIU "ŻÓŁTE KOSZULKI".

2.09.2010. Ukazało się pierwsze wydanie rankingu Badminton World Federation (nr 35/2010) uwzględniające zakończone w niedzielę indywidualne mistrzostwa świata w Paryżu.

Tak jak przewidywaliśmy (zob. w: Lin Dan to Lin Dan, Chen Jin to Chen Jin... Finały mistrzostw świata, 29.08.2010) polska para mieszana Robert Mateusiak/ Nadia Zięba opuściła zajmowaną przez tydzień pozycję liderów listy światowej BWF i powróciła na uprzednio zajmowane trzecie miejsce.

Bardzo słusznie strona Polskiego Związku Badmintona informowała o sukcesie polskiej pary polegającym na wspięciu się tydzień temu najwyżej jak to tylko możliwe. Trzeba się bowiem pocieszać tym co pozostało w obliczu klęski na mistrzostwach. Nawet nieco przypadkowe wejście na chwilkę na szczyt było możliwe jedynie dzięki zajęciu wcześniej, ciężko wypracowanej pozycji w najwyższej strefie listy. Możemy sobie dla porównania wyobrazić, jaka powstałaby wrzawa medialna w Polsce, gdyby przez moment numerem 1 na świecie pozostawała Agnieszka Radwańska. Jedynie niezręczne jest sformułowanie na stronie PZBad, że "pomimo [podkreślenie moje — jr] nieudanego startu w mistrzostwach świata w Paryżu, NASZ najlepszy mikst Robert Mateusiak — Nadia Zięba awansował na pierwsze miejsce w rankingu BWF World Ranking". Otóż do tamtego rankingu nie wliczano jeszcze mistrzostw, nie miał więc start w Paryżu nic do rzeczy.

Fot. © Janusz Rudziński, BadmintonZone.pl 



jr

© BadmintonZone.pl | zaloguj