2020-02-19, Warszawa
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
HOLENDRZY NIE SĄ TAK ZDYSCYPLINOWANI

19.02.2010. Kim Young Man (fot.), jeszcze do niedawna trener kadry polskiej, a obecnie szkoleniowiec ekipy holenderskiej, odwiedził Warszawę przy okazji mistrzostw Europy drużyn męskich i żeńskich.
Niedługo przed meczami swoich podopiecznych trener Kim przyczaił się gdzieś na trybunach, na uboczu, z wzrokiem utkwionym w ekran laptopa, z słuchawkami w uszach, nieco wycofany, spokojny, jednak chętnie zgodził się porozmawiać z kimś z Polski, do której, jak wyraźnie wynika z rozmowy, nadal odnosi się z wielką nostalgią.

Katarzyna Karpińska: Jakie to uczucie wrócić do Polski?
Kim Young Man: Cóż, jestem tu bardzo szczęśliwy, w końcu w ubiegłym roku przebywałem tu właściwie na stałe. Mam w Polsce kilkoro przyjaciół. Bardzo lubię Polaków. Miło mi znów się tu znaleźć.
KK: Miał pan czas zamienić słowo z polskimi zawodnikami?
KYM: Owszem. Rozmawiamy ze sobą przy okazji każdego turnieju. Dyskutujemy o tym i owym. Nadal jesteśmy sobie bliscy, choć spotykamy się głównie na turniejach.
KK: Czym się pan dokładnie zajmuje jako trener Holendrów?
KYM: Przede wszystkim trenuję deblistów, ale i niektórych najlepszych singlistów. Nie ma ich tu z nami, bo mieliśmy pewne problemy z federacją, która chciała, by zawodnicy zmienili sponsora. Dlatego właśnie nie mogli przyjechać.
KK: Jak by pan porównał trenowanie badmintona w Polsce i w Holandii?
KYM: W Holandii mają bardzo dobre hale do gry. Jest bardzo dobre zaplecze, świetne środowisko. W Polsce niejednokrotnie musieliśmy się przenosić z miejsca na miejsce, bo w obiekcie odbywały się inne imprezy. W Holandii wszystko jest lepiej zorganizowane.
KK: A co pan myśli o holenderskich zawodnikach?
KYM: Holendrzy darzą mnie ogromnym szacunkiem. Jako trener azjatycki zdarza mi się zmuszać ich do bardzo ciężkich treningów, ale czasem zarządzam luźniejsze, przyjemniejsze treningi. Lubię budować z zawodnikami pozytywne relacje. To dla mnie żaden problem.
KK: A jak by pan ich porównał do Polaków?
KYM: Bardziej lubię polskich zawodników. To bardzo mili ludzie, niezwykle sympatyczni. Nadzwyczaj ciężko trenują. Wysilają się bardziej niż Holendrzy. Gdy rozpoczynałem pracę w Polsce, wielu zawodników spóźniało się na treningi, dlatego musiałem nauczyć ich dyscypliny. Wytłumaczyłem im, że nie wolno opuszczać kortu, nawet jeśli mają do odebrania ważny telefon czy inną sprawę do załatwienia. Natomiast Holendrzy nie są tak zdyscyplinowani. Różnica jest mocno zauważalna.
KK: A jaka jest pana opinia o dotychczasowej grze swoich podopiecznych?
KYM: Ciężko powiedzieć. W singlach zabrakło naszej pierwszej i drugiej rakiety. Stanowimy młodą drużynę, ale dzisiejsza gra moich chłopców mi się podobała. Dziewczyny zakwalifikowały się do półfinałów. Jestem bardzo zadowolony.
KK: Jak pan ocenia organizację mistrzostw?
KYM: Jest w porządku, choć nie bezproblemowo. Mieszkam w hotelu Mariott, gdzie są pewne kłopoty z transportem. Parking jest za mały. Autobusy przyjeżdżają po zawodników z opóźnieniem. Poza tym nie mam zastrzeżeń. Turniej jest dobrze zorganizowany. Ludzie są bardzo życzliwi.
KK: Czy ma pan jakieś plany poza badmintonem podczas tego pobytu w Polsce?
KYM: Nie. Nie jestem fanem zakupów i tym podobnych. Nie ruszam się z hotelu. Taki mam styl.
KK: A jakie ma pan plany na przyszłość ze swoją drużyną?
KYM: Chciałbym zawalczyć o medale olimpijskie. Jeśli mam pracować z ekipą holenderską, to właśnie taki jest mój cel.
KK: A gdyby mógł pan wrócić do Polski, zgodziłby się pan?
KYM: Bardzo bym chciał tu wrócić. Gdyby ktoś się tym zajął, chętnie bym wrócił. Nie widzę przeszkód.

Mistrzostwa Europy Drużyn Męskich i Żeńskich w badmintonie 2010. European Men's & Women's Team Championships 2010. 16-21 lutego 2010. Warszawa (Polska). Zobacz również:
- losowanie;
- wyniki meczów;
- zestawienie drużyn.

Fot. © Katarzyna Karpińska, BadmintonZone.pl (live)

karpeek

© BadmintonZone.pl | zaloguj