2018-03-29,
Warszawa
Wspólny mianownik: badminton (2)
Rozmowa z prezesem Fundacji Narodowy Badminton Markiem Krajewskim. Część 2.
JANUSZ RUDZIŃSKI: Związek rozpoczął spłacanie długów wobec ZUS-u. Czego za czasów pana kierownictwa związkiem nie było i narastały odsetki. Nowe władze Polskiego Związku Badmintona podjęły ten śmiały czy po prostu logiczny z punktu widzenia braku innej perspektywy krok. Przeglądałem rozkład dotacji ministerstwa na programy. Nie widziałem tam Polskiego Związku Badmintona, podczas gdy było wiele innych polskich związków i pojawiała się też fundacja. Trochę to dziwnie wygląda, bo skoro jak rozumiem związek spłaca ZUS, to to, o czym pan wspominał, tłumacząc potrzebę istnienia fundacji w tamtym okresie, kiedy trzeba było przepływy prowadzić między innymi przez regiony, nie powinno już odgrywać roli. W każdym razie teraz wygląda to trochę dziwnie. MAREK KRAJEWSKI: Wrzucił pan ileś pojęć i dokładnie je wymieszał. To, że związek spłaca ZUS, to uważam, że bardzo dobrze i chwała. Jest to ulga dla tych, którzy narobili tych długów. Tak jak wspomniałem na początku, fundacja została założona z moich środków i najpierw musiałem przeprowadzić wiele imprez jako referencje dla siebie, dla fundacji, żeby móc się ubiegać o dodatkowe środki. Nie pamiętam, czy te przepisy teraz są również takie, czy nie, ale dwa lata musieliśmy bez żadnych dotacji przeprowadzać imprezy, żeby móc udokumentować. Takie były przepisy, że po dwóch latach dopiero można się ubiegać o dotację. Nie wiem, jak jest w przypadku związków sportowych i upowszechniania. Pewnie jakimiś dokonaniami w tym temacie trzeba się wykazać. Związek może spłacać zadłużenie ze środków własnych. Środki własne to są wpłaty z tytułu licencji, turniejów czy opłat członkowskich i środków sponsorskich. Podpisanie ugody z ZUS to spełnienie wymogu formalnego przed składaniem wniosków. Tylko teraz jest kwestia, jak to zostanie wykorzystane. Jeśli spłacamy ZUS w wysokości miliona złotych, który został – wiadomo – po moich poprzednikach. I w tym samym czasie związek dostaje dotację dwa miliony mniejszą, to z czego to wynika pana zdaniem? Ze złośliwości, czy z dotychczasowych działań, które miały miejsce? Pan widzę tutaj się doszukuje jakichś złośliwości. Były oczywiście by-passy, ale te wszystkie środki za moich czasów szły na szkolenie. To, że była dobra współpraca z panem Lechem Szargiejem i Podlaskim Okręgowym Związkiem Badmintona, który nie brał żadnego „haraczu” za to, że był operatorem tych wszystkich programów i tych pieniędzy było coraz więcej, no to na pewno też zaskutkowało powstaniem ośrodka dla juniorów w Białymstoku, dużą liczbą turniejów dla juniorów, konsultacji, zgrupowań, generalnie rzecz biorąc wszystkiego. Tych środków było trzy razy więcej niż obecnie. Trzy medale na mistrzostwach Europy juniorów skądś się wzięły, nieprawdaż? J.R.: Odeszliśmy trochę w stronę tematyki związkowej… M.K.: Nie, rozmawiamy o badmintonie. Związek de facto determinuje klimat na całą dyscyplinę. Tego się nie da uniknąć. Pan przedstawia główne osiągnięcia. Ja się zgadzam, że to jest bardzo ważne, tylko teraz jest kwestia, jak się to wykorzysta. Spłacamy ZUS (mam nadzieję), mamy czyste papiery, ale chyba nie chodzi o to, że mamy tylko i wyłącznie czyste papiery, żeby wziąć kredyt z banku, tylko po to, żeby ewentualnie uzyskać dodatkowe środki na rozwój badmintona. Ja nie wiem, czy związek składał wnioski tylko do ministerstwa, czy składał w ogóle do ministerstwa, czy składał do różnych urzędów marszałkowskich, bo o tym mówimy. Mówimy o skali. Związek, mając czyste papiery, może składać do urzędów marszałkowskich dokumenty. Składał? Nie wiem. Pan też raczej nie wie. J.R.: Trudno żeby pana indagować w sprawie… M.K.: Nie, ale ja rozumiem, że to jest OK. Dobre, ale pod warunkiem, że się to wykorzysta. Ale jeśli na dzień dzisiejszy mamy mówić, że głównym atutem Związku, jest to, że spłaca ZUS? Fajnie, tylko że bezpośrednio zawodników, trenerów, działaczy to ten ZUS mało interesuje. Ich interesują turnieje, zgrupowania których ciągle brakuje, listy klasyfikacyjne, rozwój badmintona, kadra, szkolenie. To jest kluczowe dla nich. I kwestia jest oczywiście dla władz związku jak najbardziej ważna. Tylko jak połączyć to, żeby nie stracić na tych rzeczach, które są najważniejsze. Na szkoleniu. Nie? I jeśli ja patrzę na cyfry, na liczby, to widzę, że jesteśmy po prostu na dosyć dużej równi pochyłej. W dół. To będzie rzutowało nie tylko na fundację, ale także na kluby. Jeśli związek ma milion trzysta tysięcy na całą dyscyplinę. Kiedyś to było trzy razy więcej. Bo też może warto powiedzieć, że związek miał trzy miliony w 2017 roku, ale to był jeszcze ten budżet, który ja przygotowałem, ja poskładałem wszystkie wnioski : to już było na samej końcówce. Pan się dziwi albo doszukuje złośliwości, a z drugiej strony przez rok czasu nie ma trenerów kadry juniorów. Jest koordynator, który nie wiadomo czym ma koordynować. Ile było obozów, ile było zgrupowań, można sobie policzyć. I to jest tak, że trochę, mówiąc brzydko, jak wpadnie coś w wentylator, to wszystkich ochlapie. Dlatego tutaj czuję się w obowiązku niekoniecznie atakowania, tylko jakiegoś powiedzmy zaalarmowania, w którą stronę to idzie. Ale w sferze twardych faktów zauważmy: na dzień dzisiejszy ze względu na budżet związek miesięcznie może kilkanaście tysięcy złotych wydać na etaty, na biuro. To są koszty pośrednie, które można przeznaczyć na obsługę zadania. Utrzymując cały staff, nie robiąc żadnych oszczędności, miesiąc w miesiąc związek nabiera 20 tysięcy wody w postaci długu! No i się okazuje, że zarządzanie związkiem to nie jest to samo, co zarządzanie ZOO czy muzeum historycznym. To są dwie różne rzeczy. No i teraz to chyba ewidentnie wychodzi. I miał być sponsor na cztery litery. I zostały się nam tylko… cztery litery. To nie jest tak, że ja się cieszę, że dostałem więcej pieniędzy na fundację, bo to nie jest tak, że ja komuś zabrałem. Bo oczywiście można sobie szukać: „A myśmy nie dostali, a bo dostała fundacja”. Tak to nie działa. Sytuacja jest zła, co mnie w tym momencie martwi. Ci, co są w zarządzie, to zakładam, że się przekonali, że bycie tam to nie są frukty. Bo tam fruktów nie ma. Trzeba ciężko pracować. Szukać sponsorów dla zawodników. Może mnie niepokoić, jeśli przez miesiąc nie ukazują się żadne informacje na stronie związku, tak? Jest zwolniona dyscyplinarnie sekretarz generalna? A budżet jest na poziomie 30 procent tego, co było? Zarząd się pokłócił. I są w opozycji głębokiej. J.R.: Już dawno się pokłócił, bo już dawno aluzje były w wywiadach z prezesem na portalu Igrzyska 24. M.K.: Tylko prezes mnie ileś razy wprowadził w błąd, nie boję się tych słów stawiać, więc to, że dawał aluzje po to, żeby siebie wybielić, mnie to nie dziwi w ogóle. Takie to jest działanie. J.R.: Chyba się w sądzie spotkają? M.K.: Jeśli się kogoś w sposób dyscyplinarny zwalnia, no to ten ktoś ma papiery takie, że mu ciężko znaleźć pracę, prawda? Zdziwiłbym się, gdyby sprawa nie znalazła w sądzie swego finału. Jeśli związek przegra, no to mamy kolejną jakąś tam historię dla kogoś, kolejne zadłużenie. Związek potrzebuje trzydziestu paru tysięcy miesięcznie, 35 czy 37, które potrzebne są na to, żeby utrzymać biuro i pracowników biura. Według kosztów pośrednich, które otrzymał związek, tych pieniędzy jest o 20 tysięcy mniej. Z każdym miesiącem jest coraz mniej. Coraz bardziej narasta zatrwożenie, bo potrafię interpretować pewnego rodzaju fakty, i też czytać liczby. Może nie każdy wie o kwocie, która jest przyznana, na co te pieniądze można wydać. Na pewno nie można utrzymać związku, chyba że się trzem czwartym osób podziękuje za pracę. Te oszczędności trzeba czynić od razu. Ale rozumiem, że pracownicy związku są zadowoleni, bo mają trzy razy mniej pracy, a te same wynagrodzenia. Tym PR, który był na pewno dobry, mówię o zarządzie, można się przez sześć miesięcy przypudrować, ale później przychodzi coś takiego, jak się mówi „sprawdzam” i okazuje się, jaki mamy stan. J.R.: PR był prowadzony przez sekretarz generalną? M.K.: Zakładam, że PR związku był bardzo dobry. Cały czas było, „ile robimy”, „ile zrobiliśmy”, „ile chcemy robić” itd. Na pewno ten zarząd miał zdecydowanie lepszy PR od mojego, bo zawsze starałem się zwracać bardziej uwagę na pracę, wyniki i liczyć, że to zostanie dostrzeżone. A tutaj mówię o tym PR, a na końcu się okazało, że ten PR przypudrował i konflikty wewnętrzne, i podpisywanie dziwnych umów, bo to już pewnie wszyscy mówią czy trąbią, zwolnienia, różne zakupy, bo to się wszystko pudrowało. To nie jest tak, że się zarząd zmieni. To zupełnie nie o to chodzi. Tutaj nie ma żadnej walki wyborczej. Zarząd ma swoją kadencję. Ja mam swoją robotę. A tu jest jakby sytuacja krytyczna dla dyscypliny. Nie dla zarządu. Zarząd musi te taczki dźwigać. A jeśli jedni idą w lewo, drudzy w prawo, a jeszcze pośrodku tego wyrzucili… To mnie przeraża. Następna osoba to na imię musiałaby mieć Salomon. I teraz ministerstwo na pewno wie o tym, że dyscyplinarnie pani sekretarz poleciała, bo każdy z opiekunów dyscypliny ma obowiązek w ministerstwie śledzić, co się dzieje w dyscyplinie, i składa miesięczne raporty. To jak my jesteśmy postrzegani jako dyscyplina? Dlatego mówię, że mnie tutaj też jest… za chwilę może być trudniej. J.R.: Oczywiście, że są groźne problemy i są konflikty. Jednak konflikty zdarzały się wszędzie. Konflikty mogą być niszczące, ale z drugiej strony nie da się od nich całkiem uciec. M.K.: To jest dla mnie normalne. Wymieniłem te sprawy wedle pewnej kolejności, hierarchii. Na pierwszym miejscu wymieniłem to, o co zarząd powinien dbać: budżet dla dyscypliny. Bo to jest kluczowe. Gdzieś niżej zawsze będą konflikty. Trzeba podejmować trudne decyzje. Ale bez środków nie ma możliwości rozwoju dyscypliny. J.R.: Ja nie wiem, czy wspomniany konflikt ostatecznie się przełoży na środki. M.K.: Ja nie mówię, że zwolnienie sekretarz generalnej przełoży się na środki. Bo to, że dostaliśmy środki takie, a nie inne, to efekt tego, co powiedziałem: pogorszenie wyników Elity, trenerzy kadry juniorów, szkolenie nie takie jak potrzeba i parę tam jeszcze innych rzeczy. Pewnie zaczęło się od niewłaściwej postawy względem ministerstwa czy pewnych osób, bo gdzieś oczywiście ślady pozostają tego wszystkiego. Zawsze z tym, który daje pieniądze, trzeba żyć dobrze. Jest to normalne, logiczne. Ja mówię teraz o tym, że jak brakuje, to najpierw brakuje pieniędzy, a później są konflikty. To w tej kolejności idzie. A nie że są konflikty, a pieniędzy nie brakuje. J.R.: W czasie kiedy był pan prezesem Polskiego Związku Badmintona też były zmiany kadrowe. Też były problemy, sekretarze generalni… M.K.: Zgadza się. W pewnym sensie jest to normalne z jednej strony, z drugiej strony jak pan wie, raczej nie miało to wpływu na budżet dyscypliny, bo te budżety były zupełnie inne. Ludzi się wymienia, ale ja żadnego sekretarza dyscyplinarnie nie zwolniłem, taka mała różnica. Ale to nawet nie o to chodzi, bo tak jak pan powiedział, to będzie miało miejsce i to się będzie działo. Bardziej wychodzę de facto z budżetu. Bo brakuje i będzie brakowało pieniędzy i to jest kluczowe. To że tam jeden drugiego nie lubi… To że tam jest trzech, tu jest trójka, to w ogóle jakby nie ma zupełnie znaczenia. Tam się pogodzą, nie pogodzą… Mają statut, muszą się dogadać. Mają trzy-trzy, prezes podwójnie… Tylko ja mówię teraz o tych sprawach związanych z finansami. Panu się podoba, że została podpisana ugoda z ZUS-em. Ja mówię OK, dobra. Ale co za tym idzie? No nic nie idzie. Bo doszukiwanie się złośliwości, że ktoś komuś nie chciał dać pieniędzy, to ja bym się tutaj nie doszukiwał z powodu, że ktoś jest złośliwy, tylko dlaczego na przykład zostaliśmy potraktowani jako dyscyplina tylko trochę lepiej niż wrotki. Bo to jest chyba dla nas taki blamaż i duża porażka, czyż nie? Jestem zainteresowany, by się niektórzy obudzili czy ocknęli. Bo to nie jest frazes, ale jeśli się jedzie na wspólnym wózku, bo de facto o to chodzi, to konsekwencje będą dla wszystkich. Bo w przyszłym roku jak ze związkiem będzie gorzej, to i fundacja może mieć gorzej. Jest to logiczne, prawda? I amatorzy będą mieć gorzej. I studenci itd. J.R.: Czy mógłby pan zdradzić plany na najbliższy czas, jeśli chodzi o imprezy, które będą organizowane przez fundację? M.K.: Są oczywiście plany, mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli szansę się spotkać i o tym porozmawiać. Na razie zostały rozstrzygnięte konkursy. Plany są takie, że na pewno w dalszym ciągu będziemy wspierali kluby (niestety może nie wszystkie, ale to wynika z racji finansowych) poprzez programy na organizacje zajęć z elementami korektywy. Na pewno będziemy wchodzili w nowe obszary pod kątem Shuttle Time i na pewno będziemy organizowali Narodowe Dni Badmintona. Nie chcę wyprzedzać pewnych faktów, dopóki nie pospinam tych najważniejszych rzeczy. Ale sądzę, że jeśli to się ziści, to będzie coś na pewno nowego. J.R.: Wspomniał pan przed chwilą o wspieraniu przez fundację klubów. Jaki jest klucz podziału tych środków wspierania, klucz doboru tych klubów, czy też tego, na ile mocno są wspierane? M.K.: Klucz czy kryterium jest jedno: w pierwszej kolejności tam, gdzie pracują i rozwijają badminton. Taki jest klucz. Tak jak w każdej instytucji, jednostce, nie jestem w stanie uszczęśliwić wszystkich. Patrzymy się na pewno w kierunku takim, gdzie jest największy rozwój badmintona w tych klubach w tym momencie. J.R.: To jest mierzone wynikami pracy z młodzieżą na przykład? M.K.: Nie znajdę takiego algorytmu, który wypluje ilość punktów i wykreuje mi po prostu poszczególne kluby. Ja rozumiem, że musiałbym być bardziej rygorystyczny w kontekście związku. Bo zawsze w przypadku związku ci, którzy nie dostali, mogą mieć pretensje. Ci dostali, a tamci nie dostali… Tak samo jak w powołaniach do kadry. Dlaczego powołuje się tych zawodników, a nie tamtych zawodników, gdzie nie do końca powołuje się najlepszych. Tutaj też pewne rzeczy po prostu są przyjęte, a niektóre rzeczy są uznaniowe. Tak jest w większości konkursów. Są kryteria, które się spełnia, później się patrzy, czy ktoś to realizował wcześniej, ma historię, czy ma plany, czy nie ma planów. Wiele jest rzeczy takich miękkich. J.R.: Za tym się nie kryją pewne sympatie? To jest mierzalne? M.K.: A uważa pan, gdzie się nie kryją sympatie? J.R.: Chce pan powiedzieć, że wszędzie się kryją? M.K.: Nie, zapytałem, gdzie się nie kryją sympatie? To jest normalne. Jeśli ma pan do wyboru dwa kluby porównywalne, nie jest pan w stanie ich obrobić tylko i wyłącznie matematycznie, no to normalną rzeczą jest, że – no nie wiem – ogólnie się liczą chyba relacje: tego znam może dłużej, wiem, jak myśli, wiem, jak działa. To nie jest matematycznie mierzalne. Uważam, że na tym etapie, jeśli kilkadziesiąt klubów dostaje wsparcie, jest to bardzo dużo. To jest na pewno duże wsparcie, kolejne dla tych klubów. Z jednej strony to jest dużo – mówię w kontekście środków, które pan zauważył – ale z drugiej strony dobrze byłoby, gdyby było dwa razy więcej. Aczkolwiek też taki był plan przewidywany przeze mnie, że duży program wejdzie w życie w kierunku rozwoju całego badmintona, bo inne dyscypliny również to mają. Taki plan był. W związku z tym, że jest to robione przez fundację na mniejszą skalę, niż była planowana poprzez związek, to wszystkich się nie da uszczęśliwić. Nie doszukiwałbym się, że ci, których lubię, to dostają, a ci, których nie lubię, to nie dostają. No bo są ci, którzy nie do końca byli za mną, a też jakieś wsparcie dostali. Nie chciałbym wymieniać nazw, żeby nie było, że tych nagradzam, tych piętnuję – zapiszcie się w kolejce, to może będzie dobrze. Nie. Na kilkadziesiąt klubów jest, na kilkadziesiąt klubów nie ma. I zawsze będzie tak, że część będzie zadowolona, a część nie. Zob. też pierwszą część rozmowy, opublikowaną 20.03.2018. Marek Krajewski (50 l.) — przedsiębiorca, prezes Grupy Emmerson SA, prezes Fundacji Narodowy Badminton, członek komisji marketingu Polskiego Komitetu Olimpijskiego. W latach 2011-2016 piastował stanowisko prezesa Polskiego Związku Badmintona. Zdjęcia: 1. prezes Fundacji Narodowy Badminton Marek Krajewski udziela wywiadu redakcji BadmintonZone.pl (2018 r.), 2. Marek Krajewski (drugi z lewej) jako prezes PZBad z polskimi olimpijczykami (na IO w Rio, 2016 r.). 3. Marek Krajewski (z prawej) jako prezes PZBad z późniejszym (obecnym) prezesem PZBad Markiem Zawadką, na drugim planie prezes Podlaskiego Związku Badmintona Lech Szargiej (2012 r.). 4. Prezes PZBad Marek Krajewski udziela wywiadu redakcji BadmintonZone.pl (2011 r.). 5. Prezes PZBad Marek Krajewski (drugi z lewej) podczas konferencji prasowej przed Narodowym Dniem Badmintona (2016 r.). Fot. © Janusz Rudziński, Paweł Staręga, BadmintonZone.pl jr |
|
© BadmintonZone.pl | zaloguj |