2013-09-22, Warszawa
Z perspektywy 35 lat (13)
Dlaczego w Głubczycach? 40-lecie klubu LKS Technik (część II)
Do roku 1987 zawodnicy zdobyli czternaście razy z rzędu tytuł drużynowego mistrza Polski; zostali pechowo zdetronizowani (wskutek błędu trenera dokonującego ustawienia drużyny musieli na rok pożegnać się z tytułem), jednak już w roku 1989 wrócili na mistrzowski tron.
Pozycję Mistrza Polski utrzymywali do roku 1992. W 1993 zdobyli srebrny medal, przegrywając rywalizację z zawodnikami KS FSO Polonez Warszawa, zaś na kolejnych mistrzostwach ponownie wywalczyli tytuł mistrza.

Badminton w Polsce rozwijał się, zawodnicy kończyli szkoły średnie i odchodzili do większych miast na studia, zmieniali też przynależność klubową. Wiele razy zdarzało się tak, że zawodnicy LKS Technik Głubczyce grali przeciwko swoim byłym kolegom reprezentującym nowy klub. W latach 1994-1997 LKS Technik był niekwestionowanym królem Drużynowych Mistrzostw Polski, dopiero w roku 1998 zajął trzecie miejsce za zawodnikami z SKB Suwałki i AZS Kraków. W roku 1999 SKB Suwałki obronił tytuł mistrza, LKS Technik zdobył drugie miejsce a trzecie – Piast B Słupsk.

W roku 2000 drużynowe mistrzostwa Polski odbywały się w Suwałkach, wygrali badmintoniści z Głubczyc, pokonując zawodników klubu Piast B Słupsk i SKB Suwałki 5:2 Przez kolejne trzy lata LKS Technik plasował się na drugim miejscu, tuż za zawodnikami SKB Litpol-Malow Suwałki.

W styczniu 2004 roku zakończyły się kolejne drużynowe mistrzostwa Polski i po raz pierwszy w historii tych mistrzostw badmintoniści z Głubczyc zostali bez medalu. Jakie były przyczyny takiego stanu rzeczy? Według piszącej ten tekst kwestią zasadniczą był brak pieniędzy. Gospodarka wolnorynkowa, dyktat warunków ekonomicznych spowodowały przechodzenie zawodników z klubu do klubu. O przynależności klubowej przestały decydować sentymenty, zaczęły się liczyć kontrakty i warunki finansowe, jakie kluby stwarzały i oferowały zawodnikom. Gdy klubu nie było stać na odpowiednie gaże dla swoich reprezentantów, musiał się liczyć z faktem ich odejścia do klubów posiadających silnych, zamożnych sponsorów. Tak samo stało się z klubem LKS Technik Głubczyce. Brak zamożnych firm na terenie Głubczyc, nagły brak zainteresowania badmintonem spowodowały osłabienie kadry jednego z najlepszych przez lata klubów badmintona w Polsce. Jednak, kończąc, chciałabym podkreślić następujące sukcesy klubu LKS „Technik” Głubczyce, a mianowicie:

Przez 27 edycji I ligi LKS Technik Głubczyce 23 razy zdobył tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Do roku 1979 trenerami byli Bolesław Zdeb (który w końcu wyjechał z rodziną do USA) i Ryszard Borek (na fot. 1. z reprezentacją Polski: w 1. rzędzie od lewej: Bożena Siemieniec, Zofia Żółtańska, Barbara Zimna; w 2. rzędzie: Grzegorz Olchowik, Jacek Hankiewicz, Ryszard Borek, Jerzy Dołhan). W kolejnym roku Rysiek został bezapelacyjnie pierwszym trenerem Technika Głubczyce, jak również przez wiele lat był trenerem reprezentacji Polski. To Jego wychowankowie dzisiaj piastują (lub do niedawna piastowali) funkcje trenerów kadry narodowej – Jerzy Dołhan i Jacek Hankiewicz. Jego najlepsi zawodnicy zdobyli w Indywidualnych Mistrzostwach Polski (dane obejmują lata do roku 2004): Bożena Wojtkowska Haracz – 51 medali, w tym 34 złote; Jerzy Dołhan – 42 medale, w tym 27 złotych; Bożena Siemieniec-Bąk – 29 medali, w tym 11 złotych; Stanisław Rosko – 27 medali, w tym 6 złotych; Katarzyna Krasowska – 22 medale, w tym 13 złotych; Grzegorz Olchowik – 21 medali, w tym 8 złotych; Elżbieta Utecht Kuczkowska – 18 medali, w tym 6 złotych; Kazimierz Ciurys – 18 medali, w tym 3 złote; Ewa Rusznica Wilman – 17 medali, w tym 8 złotych; Zofia Żółtańska–Drogomirecka – 17 medali, w tym 3 złote; Ryszard Borek – 9 medali, w tym 1 złoty; Maria Bahryj – 7 medali, w tym 1 złoty; Dorota Borek – 5 medali, w tym 4 złote; Przemysław Wacha – 6 medali, w tym 1 złoty oraz srebrny medal Mistrzostw Europy Juniorów 1999 w grze podwójnej mężczyzn z Piotrem Żołądkiem, a także brązowy w grze pojedynczej, wreszcie Robert Mateusiak i Michał Łogosz – brązowi medaliści mistrzostw Europy seniorów w roku 2000.
Oprócz wymienionych zawodników medale w IMP zdobywali także:
B. Piątkowska – 9; Marzena Masiuk-Łazuta – 8; Jarosław Bąk – 7; Adrian Bąk – 6; Marek Bujak – 6; Piotr Mazur – 6; Joanna Bednarska – 3; Karol Hawel – 3; Irena Dacyk – 3; Andrzej Kołodyński – 3; Józefa Ciurys-Borek – 2; K. Kaczmar i Mateusz Walaszek – po 1.
W sumie zawodnicy LKS Technik Głubczyce zdobyli ponad 400 medali Indywidualnych Mistrzostw Polski. Nie ma drugiego takiego klubu w Polsce, który odnosiłby większe sukcesy niż klub LKS Technik Głubczyce z niewielkiego, 16-tysięcznego pięknego miasteczka opolskiego, gdzie nawet powietrze sprzyjało badmintonowi.

Nie ma też drugiego polskiego trenera takiego jak Ryszard Borek (na fot. 3. z reprezentacją Polski na mistrzostwach Europy Juniorów w 1987 r., drugi z prawej), który własnym sumptem dochodził do wszystkiego. Człowiek, który wykazał się niezwykłą dyscypliną wewnętrzną i realizacją wytyczonych celów. W tym miejscu muszę o tym powiedzieć i myślę, że Rysiek nie będzie miał mi tego za złe. Wystartował do pracy w swoim życiu jako kierowca, gdyż kochał samochody, szybko jednak zrozumiał, że jego miłością i powołaniem jest badminton. Zajął się nim dogłębnie, najpierw jako zawodnik, a po zakończeniu kariery w roku 1980 na IMP w Radomiu, już jako pełnoprawny trener. Nauka, szybko zdana matura, dwuletni kurs trenerski odbyty na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, uzyskanie tytułu trenera II i I klasy, ciągłe kursy doszkalające krajowe i zagraniczne, oto etapy, jakie pokonywał. Czasami tylko w rozmowach, w których uczestniczyli Andrzej lub ja, zastanawiał się, dlaczego inni trenerzy miast rywalizować z nim na kortach starają się utrudniać mu życie? No cóż, ludzie sukcesu nigdy do końca nie są rozumiani.

Ile to razy musieliśmy mierzyć się z tematem, „rozwiążmy klub w Głubczycach”, wtedy wszyscy będą mieli jednakową szansę? Co było przyczyną takiego spojrzenia? Otóż LKS Technik Głubczyce dostarczał do kadry najlepszych swoich zawodników. Czasami nawet 85% reprezentacji to byli zawodnicy głubczyccy. A wiadomo było, że kadrowicze otrzymywali już sprzęt, dresy, rakiety, buty, skarpety, spodenki, koszulki. I nie było ważne, że po jednej lub dwie sztuki (!). Ale otrzymywali. Dla porównania dodam, że dzisiejszy zawodnik otrzymuje minimum 10 sztuk rakiet, kilka sztuk koszulek, kilka sztuk spodenek, kilkanaście par skarpet, pokrowce na rakiety, termobagi, owijki na rakiety, buty specjalistyczne do grania, obuwie specjalistyczne do treningu w terenie. O takim wyposażeniu wtedy każdy z zawodników mógł tylko marzyć! Radość sprawiała nam każda otrzymana od sponsora rakietka, każdy pokrowiec na rakietkę, buty czy wystarczająca ilość lotek do treningu, a nie 138 sztuk, jakie Ryszard otrzymał od Związku celem przygotowania reprezentacji Polski do mistrzostw Europy w Boblingen (Niemcy) w roku 1983! 138 Sztuk lotek, to tylko 10 tuzinów i trochę. Dzisiaj 10 tuzinów to ilość, jaka nie wystarcza do przeprowadzenia jednego treningu. A do tego te lotki nie były przez nas zakupione. Zbieraliśmy je podczas treningu przed zawodami. Może to tragicznie brzmi, ale siedziałam na ławeczce gimnastycznej kolana miałam okryte moim szerokim paltem a trener i prezes chodzili po sali i podrzucali lotki leżące na parkiecie. Ile nerwów ile frustracji, strachu, ale też i uczucie poniżenia, że w ten sposób musimy się zachowywać, zbierając używane lotki, aby nasza kadra miała, czym trenować, i gdyby nie to, że nie mieliśmy nijakich szans ani możliwości na zdobycie dewiz i zakup prawdziwych lotek, dawno bym się zapadła ze wstydu pod ziemię. Bo jak tak było można? Zabierać używane lotki z hali (na wyjeździe zagranicznym, przed wielkimi międzynarodowymi zawodami), aby nasi zawodnicy mieli, czym grać. Rozgrzeszyłam się dopiero wtedy, (choć do dzisiaj mam absmak tamtej sytuacji), gdy zobaczyłam, że w tej samej hali w ten sam sposób zbierają lotki zacni przedstawiciele innych zaprzyjaźnionych państw socjalistycznych!

Uczciwie muszę powiedzieć (rozumiejąc żal i rozgoryczenie innych trenerów i klubów), że takie doposażenie było na wagę złota. Ale niestety nie było dostępne dla wszystkich, a Polski Związek Badmintona musiał podejmować trudne decyzje, czy każdemu po jednej sztuce, czy najlepszym minimalną ilość potrzebną do startu w zawodach. Oprócz tego LKS Technik Głubczyce miał do swojej dyspozycji „halę sportową”, w której były wyrysowane cztery korty. Korty od ścian dzieliła odległość około 60 cm, przerwa między kortami miała również niespełna metr. Poza tym lampy zawieszono na prętach zwisających z sufitu. Ponieważ hala nie miała wymiarowej wysokości, ale była jedyna w Głubczycach, grało się tak, aby nie trafić w lampę tylko uderzyć lotkę, aby przeleciała pomiędzy dwiema lampami. Dlaczego tak? W innym przypadku uderzenie było nieważne. Ta słynna hala to była przedwojenna ujeżdżalnia dla koni. Ale była! I badmintoniści mogli z niej korzystać (na fot. 2. i 4. późniejsza hala w Głubczycach, oddana do użytku w 1996 r. — zob. Jak budowaliśmy halę do badmintona w Głubczycach).

Ile to razy przeżywaliśmy frustracje wynikające z konieczności przeniesienia zawodnika z innego klubu do LKS Technik Głubczyce? Ówczesne przepisy nie pozwalały finansować zawodników z przynależnością do jednego klubu (np. Jacka Hankiewicza z klubu KKS Kolejarz Katowice) trenującego w innym klubie, w tym przypadku LKS Technik Głubczyce. Takiej ekwilibrystyki nie przewidywał żaden regulamin ani prawo ustanowione odgórnie przez GKKFiS. Jeżeli chcesz grać na tym terenie musisz zmienić klub, wtedy oficjalnie można ciebie finansować, w innym wypadku nie było mowy. I tak Jacek Hankiewicz musiał zmienić przynależność klubową, aby ćwiczyć z najlepszymi oraz mieć dostęp do sprzętu. Takie sytuacje nie przysparzały nam zwolenników, raczej mieliśmy większe kłopoty oraz powiększające się grono niezadowolonych działaczy.
Takie dylematy rozwiązywaliśmy my, w centrali polskiego badmintona mieszczącej się na Stadionie Dziesięciolecia w obiekcie administracyjnym (stoi do dzisiaj), który nie był budynkiem ani reprezentacyjnym, ani luksusowym, ot zbudowano go i oddano do użytku w roku 1955 razem ze stadionem, aby administracja stadionu oraz zawodnicy mieli bardzo skromne zaplecze. Polski Związek Badmintona znalazł w nim swoje biuro w roku 1977 na ponad 30 lat.

Rysiek mierzył się z tymi problemami i nigdy się nie uskarżał. Pamiętam, że raz czy dwa powiedział mi, że trudno pracować w takiej atmosferze. Ale co było robić. Walczyliśmy wspólnie o podniesienie poziomu polskiego badmintona, walczyliśmy również o dobre wyniki na kortach europejskich i światowych. W latach osiemdziesiątych i na początku lat dziewięćdziesiątych (zresztą myślę, że i dzisiaj) dyscyplina, która nie osiąga wyników, otrzymuje niewielkie dotacje z budżetu państwa. Zawsze na wszystkich zawodach w kraju i za granicą mówiłam na odprawie z zawodnikami: pamiętajcie wasze wyniki przełożą się na finanse związku, jakie otrzymamy. Bez was nic nie zrobię, wcale! Dzisiaj, po latach mogę o tym spokojnie i z dystansem napisać.

Jadwiga Ślawska-Szalewicz

cdn.

Fot. 1.-3. — Jadwiga Ślawska-Szalewicz; fot. 4. — Janusz Rudziński (archiwum)

W związku z jubileuszem Polskiego Związku Badmintona kontynuujemy publikację cyklu złożonego ze wspomnień i historycznych refleksji Jadwigi Ślawskiej-Szalewicz. Była prezes PZBad, była wiceprezydent Europejskiej Unii Badmintona (EBU — obecnie Badminton Europe, BE), honorowa prezes PZBad, pisze również często o badmintonie w swoim blogu "Okiem Jadwigi", poświęconym zresztą o wiele szerszej tematyce.

Poprzedni odcinek zamieściliśmy 16.09.2013.

jr

© BadmintonZone.pl | zaloguj