2024-01-02, Warszawa
Jacek Szafrański (2.11.1952 - 8.12.2023). Wspomnienie
Najbardziej znaczące polskie pożegnanie badmintonowe minionego roku miało miejsce w samej jego końcówce. Niespełna trzy tygodnie przed końcem roku.

Bardzo ciężko przyjąć do wiadomości, że Jacka Szafrańskiego już nie ma na tym świecie. Wręcz nie da się pogodzić z tym, że tak nagle przestał być tu razem ze wszystkimi. To szok dla wszystkich, którzy choć nawet tylko trochę go znali. Ale chyba nie sposób odnaleźć odpowiednie słowa dla oddania tego, co przeżyli jego najbliżsi. Żona Małgosia, dzieci Marek i Sandra oraz Joasia (z pierwszego małżeństwa Jacka), ich żony i mężowie, oraz ich dzieci — wnuki Jacka. Dla znalezienia czasu zajmowania się którymi — jak sam wielokroć pół żartem mówił — ostatecznie przekazał swą firmę młodszemu pokoleniu. I brat Leszek wraz z żoną, i bratanek Piotrek.

Współczujemy im wszystkim. 

Różne rzeczy mogły się zdarzyć, ale przecież nie z fizyczną kondycją organizmu związane! Może i liczone było Jackowi kalendarzowo te z lekką górką siedem dziesiątek, ale każdy, kto na niego spoglądał, dawał mu przynajmniej z 10 mniej. Skąd ten nagle pęknięty tętniak w głowie?!

No bo przecież to właśnie jeszcze latem tego roku wyprawę rowerową wraz z żoną Małgosią odbył Jacek z ukochanych Bieszczad na Mazury. Ale... nie wprost na północ przez Lubelszczyznę i Podlasie, a wzdłuż granic Polski: poprzez Beskidy, Opolszczyznę, Sudety, Dolny Śląsk, Pojezierze Lubuskie, całe pasmo Pomorza, Gdańsk, Warmię. A bodajże rok wcześniej powrót z ich wypadziku do Chorwacji potrwał planowo ze dwa tygodnie... bo odbywał się także na rowerach przez Słowenię, Austrię, Czechy i sporą część Polski. Do tego dodać należy jego przez lata prawie codzienne biegania po lesie, którego skraj znajdował się dosłownie za płotem jego domu na osiedlu Stara Miłosna w warszawskiej dzielnicy Wesoła.
 
No i nade wszystko: BADMINTON! Z tą swoją pasją życiową i miłością życia ustępującą tylko miłości do najbliższych ze swojej rodziny, zetknął się, a następnie związał dopiero w wieku dorosłym. Ale arkana sztuki badmintonowej opanował na tyle dobrze, że przez kolejne z górą cztery dekady grywał z sukcesami na wszelkich turniejach. I to nie tylko w ramach swej kategorii wiekowej, bo często stawał się mocnym wyzwaniem dla wielu młodszych. Choć i w ramach swej kategorii wiekowej miał się czym pochwalić. Bo to nie byle co mieć na rozkładzie legendarnego dwukrotnego wicemistrza świata i czterokrotnego tryumfatora All England z lat 80. — Duńczyka Mortena Frosta (na sparringu weteranów w Danii bodajże w końcu lat 90.). 

Jednak nie skończyło się na samym grywaniu swoim, a po pewnym czasie także grywaniu zarażonej badmintonem swojej rodziny — żony i dzieci. Gdy tylko nadarzyła się okazja — budowa nowej hali sportowej w pierwszej szkole na szybko rozwijającym się osiedlu Stara Miłosna — zauroczył dyrekcję szkoły oraz władze dzielnicy, przedstawiając konkretny plan rozwoju badmintona w tym miejscu. Co zaowocowało w końcu lat 90. założeniem Uczniowskiego Klubu Sportowego "Victor", prowadzącego zajęcia badmintona przede wszystkim dla dzieci i młodzieży ze Starej Miłosnej. Gdzie głównym trenerem został on sam. Prowadził potem treningi klubowe aż do niedawna — zaledwie parę lat temu prowadzenie większości zajęć przekazał swoim wychowankom klubowym, po ukończeniu przez nich kursów trenerskich.

Od samego początku pracy jego klub Victor co roku uczestniczył w letnich obozach sportowych organizowanych wspólnie z jednym z zaprzyjaźnionych warszawskich klubów badmintona.

Ale działalność prowadzona przez Jacka zarówno najpierw od początku lat 90. indywidualnie, a następnie w ramach UKS Victor, obejmowała również organizację turniejów badmintonowych. Z początkiem lat 90. z sukcesem podjął się dalszego prowadzenia rocznych cyklów kultowego (organizowanego od początków lat 80.) dla warszawskiego środowiska badmintonowego Grand Prix Amatorów, gdy z powodu likwidacji dotychczasowego miejsca ich organizowania i w efekcie rozproszenia się środowiska, nie było jak kontynuować tego dzieła. Początkowo w hali na Natolinie, a po powstaniu klubu Victor — zarówno w Starej Miłosnej, jak i w hali Akademii Obrony Narodowej w Rembertowie.

Wydaje się, że to właśnie badmintonowa pasja spowodowała taki a nie inny rozwój zawodowej — a może i po prostu: życiowej drogi Jacka. Bo przecież jego zawodowa droga rozwoju to studia politechniczne i status inżyniera. No i także objawiona we właściwym momencie żyłka — wówczas w połowie lat 80. — przedsiębiorcy, a dziś raczej rzec by należało: biznesmena.

Chyba bez większego ryzyka można by powiedzieć, że właśnie zestawienie tych trzech elementów: pasji badmintona, studiów inżynierskich, zdolności biznesowych, z dodatkiem takiego solidnego fundamentu, jakim była stała miłość do swojej rodziny, wyznaczyły taką a nie inną drogę życiową Jacka.

Początkowe dłubanie przy naprawach sprzętu badmintonowego w rodzinnym garażu w Ursusie i w Piastowie szybko rozwinęło się także w produkcję różnych elementów: od zgrabnych i do tej pory używanych chwytaków do naciągu w naprawianych rakietach (które to konkretne swe rozwiązanie techniczne Jacek opatentował), poprzez słupki wspornikowe do siatek: te lekkie oraz te samojezdne z obciążnikami, po maszyny do naciągania rakiet badmintonowych. Przez krótki okres drugiej połowy lat 80. trwała skromna współpraca z badmintonową firmą Carlton, by od przełomu lat 80. i 90. przerodzić się w bardzo poważne — na skalę nie tylko ogólnopolską, ale i międzynarodową — z badmintonowym koncernem Victor. A tu Jacek nie został tylko jednym z wielu strefowców Victora, czyli zwykłych dużych dystrybutorów towarów, podległych centrali — tu stał się w dużej mierze podmiotową częścią tej światowej firmy. Bo dla Victora był cennym partnerem również z racji tego, że był jedynym producentem różnych akcesoriów stanowiących część oferty towarowej tej firmy.

Przez z górą trzy dekady dla całego polskiego (i nie tylko polskiego) badmintona Victor to był Jacek Szafrański. To na bazie Victor-Polska Jacek utworzył swą firmę handlowo-produkcyjną asortymentu sportowego obszerniejszego rodzaju: Sportimpex. Po niedługim czasie rozwój jej był na tyle dobrze przez Jacka moderowany, że Victor nie stanowił już większości aktywów, mimo że w skali badmintonowej Polski nadal był potęgą. Sportimpex — czyli Jacek Szafrański — szybko uzyskał przedstawicielstwa kilku światowych firm sportowych, takich jak choćby Leki — kije narciarskie, trekkingowe, nord walkingowe, Patrick — piłka nożna... Notabene również w ruch rozwijający w Polsce nording walking zaangażował się Jacek mocno — włącznie z prowadzeniem kursów instruktorskich i innych pochodnych inicjatyw w tej dziedzinie.

Rozwój firmy Jacka był — mimo występujących co jakiś czas różnych utrudnień i stanów niepewności — w sumie stały i biznesowo pozytywny. Tak że można by rzec, iż w pewien sposób był on standardowy, choć na pewno był dosyć swoisty w tej standardowości.

Jednak niewątpliwie ponadstandardową stała się ta sfera działalności przedsiębiorczej Jacka, w którą chyba zupełnym przypadkiem wszedł około 15 lat temu. Ruszył na zasadzie pewnej próby i wręcz zastępstwa, a po niedługim czasie osiągnął poziom technologicznego i produkcyjnego mistrzostwa — poziom mistrzostwa światowego. Taki poziom prezentowały — i prezentują nadal — produkowane przez niego maty do kortów do badmintona. W ostatnich latach duża liczba firm badmintonowych i jeszcze więcej organizatorów światowych turniejów badmintonowych zamawiała korty właśnie u Jacka. Sam czasami mówił, że obserwując różne turnieje wysokiej rangi grane nie tylko w Europie, rozpoznaje użytkowane tam właśnie swoje maty. Jak kiedyś opowiadał, w sporej mierze przyczyniła się do tego jego inżynierska wnikliwość — po prowadzonych wielu próbach odkrył najidealniejszą technologię tego, co przy produkcji takich mat boiskowych jest kluczowe: spawu — łączenia ze sobą części surowca stanowiącego element maty boiskowej. Co zresztą zastrzegł w urzędzie patentowym. A szczegółami tej technologii dysponowały tylko dwie najważniejsze osoby zaangażowane w produkcję, w tym on.

A w ostatnich miesiącach trwały procedury uzyskania dla jego topowego modelu mat kortowych badmintonowych certyfikatu Światowej Federacji Badmintona (BWF). Co ostatecznie wprowadzi jego produkt jeszcze szerzej na tym najwyższym poziomie światowym. Po wszystkich pozytywnie ocenionych testach technologicznych dokonywanych od dłuższego czasu, w końcu września miał miejsce ostatni sprawdzian przewidziany w procedurze certyfikacji: praktyczny sprawdzian zachowania się maty kortu w dynamicznej sytuacji meczowej. Zaproszonych specjalnie przez Jacka kilku zawodników kadry Polski młodzieżowców przez prawie dwie godziny pomęczyło testowany model maty grami podwójnymi, pojedynczymi, treningiem szybkich kroków, zwrotów, skoków, hamowań itd., by sprawdzić jej stabilność w trakcie takich akcji. A co najistotniejsze, wszystko to odbywało się pod nadzorem specjalnie przybyłego z Danii wysłannika BWF i było filmowane. Z informacji przekazanych kilka tygodni później Jackowi wynikało, że dało to wszystko efekt jak najbardziej pozytywny. I oficjalne przyznanie certyfikatu BWF dla tego topowego modelu mat produkowanych przez Jacka jest już raczej tylko formalnością. Nie całkiem właściwym zapewne byłoby tu stwierdzenie, że rzecz ta byłaby ukoronowaniem jego zawodowej działalności, bo przecież jeszcze niejedną rzecz podobnej wartości mógłby osiągnąć. Ale jednak w jakiś sposób będzie to ukoronowanie działań w jednej z dziedzin. Szkoda, że nie było mu dane tego doczekać.
 
Gdy czyta się ten tak nader skrótowo dokonany opis głównych dziedzin działalności życiowej Jacka, to chyba dopiero wtedy zauważa się, że był on swoistym i totalnym multiinstrumentalistą w tej dziedzinie życia, jaką jest sport ze szczególnym wyróżnieniem badmintona. Bo nie tylko sam był graczem normalnie trenującym (choć zaczął dosyć późno) i trenerem dla innych — zresztą tak to ma wielu. Ale i kierował przez lata klubem badmintonowym, był organizatorem badmintonowych rozgrywek różnego rodzaju. W tym też i sponsorem części z nich. No i był przedsiębiorcą, który właśnie w badmintonie polskim pozostawił niezbywalny, wielki ślad praktycznego pioniera tworzącego poważną firmę badmintonową w Polsce. I także był swego rodzaju twórcą i producentem różnorakich narzędzi służących badmintonowi. 

Miał w sobie pewną twardość negocjacyjną biznesmena. Potrafił bardzo nieustępliwie bronić swych koncepcji, swego postrzegania sprawy — i w interesach, i nawet podczas meczów. Ale jednocześnie słuchał argumentów drugiej strony i wiele razy po przeanalizowaniu ich potrafił zmienić własną koncepcję pierwotną. No i co najważniejsze, niejednokrotnie umiał pokazać, że liczy się dla niego coś o wiele głębszego niż wyłącznie czyste racje biznesowe. Do osób i spraw całkiem spoza interesów lub nawet z ich pogranicza, odnosił się wielokrotnie i długotrwale z wyrozumiałością i życzliwością. Również wtedy, gdy właściwie mogło to nieco na bakier stawać z jego działaniami jako człowieka interesów. Tu bywały górą jego nastawienia i więzi przyjaźni. I takim w pamięci osób znających dobrze Jacka powinien on pozostać. A jego ciepło w odniesieniu do bliskich i dająca poczucie bezpieczeństwa spokojna stanowczość, zawsze pozostaną w pamięci nade wszystko jego najbliższej rodziny.
   
Pożegnaliśmy w końcówce 2023 roku człowieka na pewno nietuzinkowego. Ale pożegnaliśmy również pewną część polskiego badmintona. Bo wiele osób już zauważyło, że Jacek Szafrański, ze swoją wszechstronną i szeroko oddziaływującą aktywnością, stał się nierozerwalnie częścią historii polskiego badmintona. Tą, która właśnie odchodzi. 

                                        Imię i nazwisko Autora wspomnienia znane redakcji

W latach 90. Jacek Szafrański rejestrował kamerą swoje turniejowe pojedynki badmintonowe. Wyjaśnił mi wtedy, że kiedyś – po wielu latach – obejrzy te archiwalne nagrania, rozsiadłszy się wygodnie przy kominku.
Niestety Jackowi nie było dane doczekać tej pogodnej starości i delektować się – przynajmniej tu na naszej matce ziemi – badmintonowymi wspomnieniami. A miał ich przecież nieskończenie wiele, jak mało kto, o czym świadczy również otrzymane przez naszą redakcję powyższe wspomnienie.

                                         Janusz Rudziński

Fot. 1. Jacek Szafrański
Fot. 2. Od lewej: Jacek Szafrański, Tomasz Rogowski
Fot. 3. Od prawej: Jacek Szafrański, Janusz Rudziński, Marcel Wójtowicz, Grzegorz Stańko, Paweł Pasik.

Zob. też: Nie żyje Jacek Szafrański

Fot. © BadmintonZone.pl (archiwum)

jr

© BadmintonZone.pl | zaloguj