W finale Polacy spotkali się z austriackim deblem Jürgen Koch/ Peter Zauner. Wedle oceny komentatorów, biało-czerwony duet rozczarowany zeszłotygodniową przegraną w finałowym pojedynku na turnieju na Ukrainie miał teraz w głowie tylko jedną myśl: wygrać. Trzeba przyznać, że w finale Michał i Adam szli jak burza.

W roli trenera Cwaliny i Łogosza wystąpił... Przemek Wacha. Mamy nadzieję, że bardzo aktywny ostatnio w pilnowaniu "porządku" zarząd PZBad nie oskarży go z kolei o odbieranie chleba "sztabowi trenerskiemu kadry narodowej". Waszek nie miał jednak wiele roboty, zwłaszcza w pierwszym secie, bo dobrze dysponowani polscy debliści opanowali szybko sytuację. świetne serwy, zwłaszcza zaskakujące zagrywki w wykonaniu Łogosza, oraz agresywne returny pozwalały Polakom przechwycić prędko inicjatywę. Gra Adama przy siatce wzbudzała co chwilę zachwyty komentatorów telewizji Badminton Europe, nazywających swojego ulubieńca "Kwalina" (oprócz kłopotów z wymową nazwisk Polaków wspomniani komentatorzy mieli na początku problemy z uzgodnieniem, z kim Polacy grają: z Australijczykami czy może Austriakami).

Rozbici w pierwszej partii Austriacy podjęli na nowo walkę na początku drugiej, i to z pewnym sukcesem. Prowadzili bowiem 7:5. Wprawdzie Biało-Czerwoni opanowali sytuację, schodząc na przerwę przy prowadzeniu 11:8, ale Koch i Zauner wciąż się bronili, zmniejszając dwukrotnie dystans do jednego punktu straty przy 12:13 i 14:15. "Bronili" to właściwe określenie, gdyż Polakom udawało się zazwyczaj przejść do ataku i belgijska publiczność nagradzała gromkimi brawami efektowne wymiany polegające z reguły na bombardowaniu austriackiej twierdzy przez kanonierów Cwalinę i Łogosza. Przy meczbolu, prowadząc 20:15, Polacy rozgrywali akcję spokojnie: Łogosz zakończył spotkanie efektownym, zaskakującym ścięciem po przekątnej.

Gigi skomentował niedzielny finał dla BadmintonZone: Finał wygraliśmy spokojnie, ale tak miało być. Kluczem do wygrania zawodów był sobotni półfinał z Duńczykami. Wiedzieliśmy, że jeśli przejdziemy ich, to finał będzie łatwiejszy. Znaliśmy Austriaków dobrze. Ograliśmy ich w Hispzanii. Za dwa dni lecimy do Brazylii i mam nadzieję, że powtórzymy wynik z Belgii.

W finale singla mężczyzn Brice Leverdez pokonał nie bez trudu Indonezyjczyka Andre Kurniawana Tedjono. Dla Francuza belgijskie zwycięstwo (drugie z rzędu po Kharkov International) zdawało się być bardzo cenne: Czuję się zmęczony po ostatnich dwóch tygodniach. To naprawdę niesamowite, że udało mi się wygrać na obydwu turniejach. Po trzech latach pozbawionych zwycięstwa dwukrotna wygrana w przeciągu tak krótkiego czasu wydaje się naprawdę niewiarygodna.