2021-09-13
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
CIESZYMY SIĘ, JAK NAM SIĘ UDA WYŻEBRAĆ WYJAZD NA TURNIEJ. CZĘŚĆ 2
13.09.2011. Począwszy od niedzieli BadmintonZone publikuje wywiad z wybitnymi polskimi badmintonistami — Michałem Łogoszem i Robertem Mateusiakiem (fot.). Ze względu na objętość zebranego materiału, całość podzielona została na kilka części. Niebawem zapraszamy do lektury kolejnej, trzeciej części wywiadu: "CZAS PODZIĘKOWAĆ".


Pola: Jak sobie radzicie wobec tak rażących zaniedbań?
Łogosz: Gdyby nie kluby, które nam pomagają i finansują, np. opiekę lekarską, byłoby kiepsko. Bo związek tego nie finansuje. Jest z nami np. fizjoterapeuta. Trudno jednak czasem określić, co należy do jego obowiązków. Trener tego nie wie, choć pracują razem już ponad rok. Pewnie zapomniał zapytać. Znowu komunikacja do bani.
Mateusiak: Jeśli chodzi w ogóle o opiekę lekarską, to też pozostawia wiele do życzenia. Najczęściej, jak coś się dzieje, to wszystko załatwiamy sami. I często też za to płacimy. Przykładowo mieliśmy — ja, Przemek Wacha i Kamila Augustyn — serię kontuzji mniej więcej w marcu, kwietniu i maju br. Musieliśmy mieć podany zastrzyki z czynnikiem wzrostu, żeby jak najszybciej się wykaraskać i być w miarę przygotowanym do rozpoczęcia kwalifikacji olimpijskich. Każdy z nas zapłacił sam za swój zabieg. W PZBad powiedziano nam, że nie ma możliwości, żeby nam zostały zwrócone pieniądze. Rachunki oczywiście zanieśliśmy, ale pieniędzy nikt nam nie zwrócił. Ja osobiście rozmawiałem z szefem COMS-u (Centralny Ośrodek Medycyny Sportowej — red.), który powiedział, że nie rozumie, dlaczego PZBad nie wykupił ubezpieczenia. Tak naprawdę dla kilku osób, dla tej szóstki, która stara się o kwalifikacje olimpijskie. Wiadomo, że ten rok będzie najtrudniejszy i najcięższy, a są na rynku firmy, które pokrywają koszty takiego specyficznego leczenia. Przekazałem tę informację do PZBad. Po kilku miesiącach pani sekretarz udało się dotrzeć do COMS-u, gdzie została przedstawiona ta oferta. Na zarządzie był poruszany ten temat, ale zarząd stwierdził, że jeśli zawodnicy chcą mieć takie ubezpieczenie, to mogą sobie je wykupić sami.
Pola: A jest coś, z czego PZBad się wywiązuje?
Mateusiak: Jedyna rzecz, z jakiej się wywiązuje PZBad, to wypłata stypendiów, ale to są akurat pieniądze ministerialne. Więc pensje są wypłacane regularnie.
Łogosz: Ale gorzej z wypłatą pieniędzy, które wygrywamy na turniejach. Był taki okres — kilka lat — kiedy wygrywaliśmy nagrody pieniężne na turniejach. Rekord czekania na przelew z PZBad to 3 lata.
Mateusiak: Choćby nasz pierwszy duży turniej wygrany z Nadią w Hongkongu, kiedy wszyscy się cieszyli i chwalili z prezesem na czele, podczas gdy my pieniądze z tego turnieju dostawaliśmy przez 2 lata w ratach.
Łogosz: Podczas gdy powinny nam zostać przekazane natychmiast po tym, jak się znajdą na koncie PZBad. Tymczasem te pieniądze były pożytkowane na inne cele.
Mateusiak: Pieniądze za Hongkong przyszły dokładnie przed świętami Bożego Narodzenia, czyli dostałem ładny prezent na Gwiazdkę. Potem dostałem informację od pani sekretarz, że prezes zarządził wstrzymanie wypłaty tych pieniędzy do momentu zjazdu zarządu, który miał się odbyć bodajże 7 czy 9 stycznia 2010, na początku roku. I na zjeździe zarząd stwierdził, że te pieniądze zostaną przeznaczone na przygotowania drużynowych mistrzostw Europy w Warszawie. Nam nawet słowa nie powiedziano o tym. Później znów zaczęto je wypłacać w ratach.
Łogosz: Nam po prostu ręce opadały. Mimo tego cały czas robiliśmy swoje — trenowaliśmy, były wyniki. Czasem lepsze, czasem gorsze. Ale cały czas do przodu. Każdy robił swoją robotę, przychodził na trening 2 razy dziennie. Mimo że głowa czasem była gdzie indziej, bo nie dostawaliśmy pieniędzy, wielu rzeczy brakowało, trzeba było szukać wyjazdów i przede wszystkim oszczędności. Musimy szukać oszczędności na zawodach. Ja np. teraz startuję na Ukrainie i z Charkowa do Kijowa będę wracał 10 godzin w nocy autobusem. To będzie połowa drogi do domu i spore wyzwanie dla psychiki. Trzy dni później mamy turniej kwalifikacyjny w Belgii i wypoczęci to my nie będziemy.
Pola: Jak wygląda standard w innych krajach?
Mateusiak: To jest w ogóle śmiech na sali.
Łogosz: Czasami inni zawodnicy się z nas śmieją. PZBad nie ma pieniędzy, a potrafi kupować bilety lotnicze za niebotyczne pieniądze. Przykładowo jest bilet dostępny w Internecie za 4,5 tys. zł, a PZBad kupuje bilet za 7,5 tys. zł. To jest dla mnie bardzo dziwne. Zgłaszałem już tę sprawę trenerowi.
Mateusiak: Jak leci 7 osób, to jest naprawdę spore marnotrawstwo.
Łogosz: Kiedyś przed turniejem w Indonezji zostałem poproszony przez trenera Dołhana, żeby pomóc PZBad kupić bilety dla całej grupy.
Mateusiak: Przerwę tylko, żeby wyjaśnić, że mieliśmy zapewniony wyjazd z Nadią, a na chłopaków trzeba było pozyskać jakieś środki, oszczędności. Właśnie dlatego Michał został poproszony, żeby poszukał tańszych biletów.
Łogosz: Znalazłem bilety za jakieś 4 tys. zł i zrobiłem już rezerwację. Nagle dostaję informację z biura PZBad, że sprawa już nieaktualna, bo związek kupi sam bilety. I zostały kupione za około 6 tys. zł. Czyli na jednym bilecie była różnica 2 tys. zł. Tym samym, przy wyjeździe 7 osób, 14 tys. zł poszło w błoto. Holendrzy się wówczas z nas śmiali, że narzekamy na brak pieniędzy, a latamy najdroższymi liniami — Singapore Airlines.
Mateusiak: Michał z Adamem muszą po nocy jeździć autobusem po Ukrainie, żeby zaoszczędzić 500 zł.
Łogosz: To jest nienormalne i frustrujące. Nie chodzi o nic wielkiego. Chodzi tylko o przyzwoite warunki. Chcę jechać na zawody i grać. Bo wiemy, jak się gra kwalifikacje olimpijskie — już trzy takie przeżyliśmy z Robertem. To jest ciężki rok i trzeba dużo grać. Za każdym razem nam się udawało je zdobyć i wierzę, że w tym roku będzie podobnie. I wiem, co trzeba zrobić.
Mateusiak: Wiemy, jakie możliwości mają przeciwnicy, w jakich warunkach trenują, jak się przygotowują do tego roku kwalifikacji olimpijskich. Jakich mają trenerów, masażystów, jakim sztabem dysponują, w jakim składzie jeżdżą na turnieje. W ogóle nie ma czego porównywać. Już to widać. My się cieszymy, jak nam się uda w ogóle wyżebrać wyjazd na jakiś turniej. W minionym roku osiągaliśmy dobre wyniki, udawało się wygrać niektóre turnieje. W tym roku jest już ciężej. Tym bardziej ważna jest potrzeba wielu startów.
Łogosz: Generalnie różnica wynika z tego, że jakiś czas temu związek przebimbał duże pieniądze. Jak to zrobił, to niech się teraz z tego wytłumaczy. Czy ktoś czegoś nie zauważył, czy ktoś ukradł — w to nie wnikam. Nie było pieniędzy na trenerów, na wyjazdy. Był kiedyś sekretarz generalny, który miał pełną władzę — Bohdan Włostowski — i on rządził. Prezesa to ja wtedy w ogóle nie widziałem. Na nasze prośby o jakieś spotkanie i wytłumaczenie się prezes nie reagował.
Mateusiak: Do tego słynna księgowa.
Łogosz: To już pod prokuraturę podchodzi wszystko. Ja oczywiście nie znam szczegółów. Ale wiemy wszyscy, że gdzieś te pieniądze ginęły.
Mateusiak: A najśmieszniejsze jest to, że PZBad wydaje ciężkie pieniądze na prawników, sądząc się, np. w sprawach z panem Andrzejem Janeckim.
Łogosz: Z byłym trenerem Kowalczykiem, który pracował i nie dostał wynagrodzenia za swoja pracę. I musiał iść do sądu, żeby odzyskać zarobione pieniądze. PZBad przegrał te sprawy. To jest oczywiste.
Mateusiak: Na takie sprawy PZBad przeznacza masę pieniędzy. A my musimy sami płacić za swoje leczenie. To już dawno przestało być mobilizujące, a jest frustrujące i odechciewa się człowiekowi wszystkiego.
Pola: Co ze sponsorem?
Łogosz:: To też jest temat rzeka. Chiński trener Chen Gang przyprowadził indywidualnego sponsora Przemkowi Wasze i Polskiemu Związkowi Badmintona. My znamy treść tych rozmów, wiemy, o jakich kwotach była mowa. Nawet w domu mam papiery z propozycjami, jakie przedstawił Chińczyk. Firma Kumpoo oferowała ciężkie pieniądze dla PZBad — kontrakt na 3 lata... Pieniądze i sprzęt dla całej reprezentacji. Chińczyk powiedział, że załatwi nam ten kontrakt, ale chce mieć od tego prowizję. To jest normalne biznesowe podejście. Dla niektórych ta prowizja była nie do przyjęcia. W momencie, kiedy sprawa miała być finalizowana, PZBad przestał płacić pensje Chen Gangowi i zaczął go ignorować.
Mateusiak: Po tym, jak prezes podpisał kontrakt, który miał wejść w życie w styczniu, zaczął traktować Chińczyka bardzo źle.
Łogosz: Chen Gang dał znać Japończykom, co się dzieje w związku. Do tego Przemek Wacha zaczął jeździć za swoje pieniądze na turnieje. My też zaczęliśmy jeździć na turnieje za własne pieniądze. Prezes Kumpoo spytał się, czy rzeczywiście jest źle — my to potwierdzaliśmy. I się wycofali. Tylko Wacha zdążył podpisać indywidualny kontrakt. Potem zaczęły się pojawiać różne dziwne wieści, dlaczego ten kontrakt nie został podpisany. Ale my wiemy, jaka jest prawda.
Mateusiak: Mnie Chen Gang wziął na świadka dzień przed wyjazdem z Polski, byłem z nim w PZBad. On wykrzyczał pani sekretarz generalnej, że za to, jak został potraktowany, te kontrakty nie zostaną sfinalizowane i żeby PZBad o nich zapomniał. I rzeczywiście, po miesiącu przyszło pismo od japońskiej firmy, że zrywają kontrakt i rezygnują z takiej współpracy. To jest wina tylko i wyłącznie jednej osoby — prezesa Mirowskiego.
Łogosz: Firma Kumpoo była wiarygodna, chciała współpracować. Mogło to działać. Z Przemkiem się udało. Oprócz tego sponsorowali reprezentację Tajlandii. To mogło zapewnić normalne warunki pracy.
Mateusiak: Zabrakło po prostu normalności, żeby trenerzy byli normalnie traktowani.
Łogosz: To były ciężkie pieniądze, to byłby precedens jak na polskie warunki.
Mateusiak: W pewnym momencie była podana jakaś kwota długu PZBad, chyba półtora miliona złotych. Taki sponsor mógłby załatwić te wszystkie problemy. Nie mówiąc o sprzęcie dla całej reprezentacji.
Łogosz: Podstawowym pytaniem jest też to, skąd ten dług. Przez to, że ktoś kiedyś czegoś nie dopilnował. Prezes jest osobą, która zatrudnia ludzi. Bo ja też nie mam pretensji do ludzi, którzy pracują w biurze PZBad. Została im zaproponowana praca i wykonują ją tak, jak potrafią. Ten, kto ich zatrudnił, powinien wziąć odpowiedzialność. Za ich błędy. Jak w normalnej firmie.
Mateusiak: Największą wadą prezesa Mirowskiego jest to, że w pewnym momencie przestał się tak naprawdę interesować tym, co się dzieje w PZBad. Kadrą w ogóle przestał się interesować. Zatrudnił nieodpowiednich ludzi, nie było żadnego nadzoru. Mam tu na myśli sekretarzy generalnych po kolei, dwóch którzy byli. Szczególnie Bohdan Włostowski. Wtedy wyszły największe problemy finansowe. Plus księgowa, która kiedyś pracowała w PZBad. Prezes dał im wolną rękę. Przed Włostowskim sekretarzem był kolega prezesa ze studiów, którego nikt nie znał — Michał Lenartowicz. Długo nie popracował, nie wytrzymał nerwowo. Z tego, co wiemy, zrezygnował, bo nie był w stanie pracować w takich warunkach.
Pola: Jakie są wasze oczekiwania?
Mateusiak: Oczekujemy tylko normalności.
Łogosz: Nie mówimy jeszcze o szkoleniu, o młodzieży. O tym, że liga to jest po prostu kpina... Nie ma szkolenia młodzieży. Szkoły mistrzostwa sportowego to wielka improwizacja. Teraz w PZBad nikt się tym nie interesuje. Zostało to zaniedbane. Związek zamiast skupić się na szkoleniu, na rzeczach, do których został powołany, przez ostatnie 2-3 lata skupiał się na tym, żeby prostować papierologię i oddawać długi.
Mateusiak: Naprawiać swoje błędy.
Łogosz: A na tym cierpią zawodnicy, młodzież, dzieci. Cały badminton. Wszystko jest w lesie. Teraz jest okres prostowania, bo zbliżają się wybory i trzeba jak najszybciej posprzątać, co się da. Każdym kosztem.
Pola: Myślicie, że coś się zmieni?
Łogosz: Mamy taką nadzieję.
Mateusiak: Ze strony zawodników możemy powiedzieć, że to jest ostatnia deska ratunku dla polskiego badmintona i liczymy na to i mamy taką nadzieję. Ale co będzie? Wszystko w rękach delegatów. Całe środowisko powinno rozliczyć zarząd, z prezesem Mirowskim na czele, za to do jakiej sytuacji doprowadzili PZBad i cały badminton. Pojawiła się alternatywa, jedyna chyba. Jest kandydat na prezesa. Pan Marek Krajewski. Każdy wie, więc można to śmiało powiedzieć. Osoba, która trochę z boku, ale żyła badmintonem tyle lat, obserwowała, słuchała.
Pola: Macie do niego zaufanie?
Mateusiak: Zdecydowanie tak. Wiemy, że tak naprawdę może sobie tylko zaszkodzić, przejmując ten cały bałagan, jaki jest. Ale ma ambicje i plan. Chce uzdrowić badminton.
Łogosz: To jest osoba, która jest mocno zaangażowana od dwóch lat. Były zawodnik, były kadrowicz, medalista mistrzostw Polski. Biznesmen, menedżer. Jest prezesem olbrzymiej spółki.
Mateusiak: Nie potrzebuje robić czegokolwiek dla pozycji.
Łogosz: Nie potrzebuje odskoczni ani spełnienia swoich ambicji zawodowych. Po prostu chce podjąć wyzwanie. Ma pomysł, ma ludzi, którzy mogą mu w tym pomóc. Trzeba uzdrowić PZBad od początku, od zera.
Mateusiak: My na pewno popieramy tę nową kandydaturę jako cała kadra...
Łogosz: I tu nie chodzi tylko o kadrę, o te 5-6 osób, o kwalifikacje olimpijskie. Chodzi o całość. Trzeba znaleźć pomysł na szkolenie młodzieży, na promocję tego sportu. Piękna dyscyplina, a nikt się nią nie zajmuje. Jak są wyniki, to nawet w "Przeglądzie Sportowym" tego nie ma. Gdyby nie BadmintonZone, to nie można by było tego nigdzie przeczytać.
Mateusiak: Wygraliśmy z Nadią Indonesia Open w minionym roku, to był bardzo dobry wynik, a nigdzie nie można było o tym przeczytać. Bo nikt się tym nie zajmował. Dookoła takich spraw też trzeba pochodzić. Już nie wspomnę o srebrnym medalu mistrzostw Europy, który zdobyliśmy w Warszawie. Nikt z tym za wiele nie zrobił. To były chyba tak naprawdę nasze najpiękniejsze lata, najpiękniejsze lata polskiego badmintona. Wtedy cała kadra bazowała na treningu z koreańskim i chińskim trenerem. Aczkolwiek wtedy oficjalnie trenerem był już trener Hawel, który wszystko przejął i który podpiął się pod ten sukces. Ale dopiero teraz to widać, po roku, kiedy zawodnicy trenowali z trenerem Hawlem, a potem z trenerem Dołhanem. Nasze wyniki są coraz gorsze, w porównaniu z tym, co było rok czy dwa lata temu. I to świadczy o tym, że badminton idzie zdecydowanie nie w tym kierunku, w którym powinien.
Łogosz: Dlatego też są ruchy z Andym Woodem desperackie. PZBad wie o tym, że to jest lipa.
Mateusiak: Swoją drogą Wood to światowej klasy trener. Na pewno bardzo by nam się przydał. Zdobył pierwsze medale dla Anglików na IO i to w grach podwójnych. Nie ma jednak tego trenera. Osobiście nie wierzę, żeby ten trener do nas przyjechał.
(c.d.n.)

Zob. też: WSTYD POSZEDŁ NA CAŁY ŚWIAT. CZĘŚĆ 1.

Fot. © BadmintonZone.pl (live)

pola

© BadmintonZone.pl | zaloguj