2021-09-11
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
WSTYD POSZEDŁ NA CAŁY ŚWIAT. CZĘŚĆ 1

11.09.2011. Począwszy od niedzieli BadmintonZone publikować będzie wywiad z wybitnymi polskimi badmintonistami — Michałem Łogoszem i Robertem Mateusiakiem (fot.). Ze względu na objętość zebranego materiału, całość podzielona została na kilka części. Niebawem zapraszamy do lektury kolejnej, drugiej części wywiadu: "CIESZYMY SIĘ, JAK NAM SIĘ UDA WYŻEBRAĆ WYJAZD NA TURNIEJ".


Pola: Spotkaliśmy się bo...
Mateusiak: Im bliżej nadzwyczajnego krajowego zjazdu delegatów PZBad, tym bardziej jest czas, aby porozmawiać o sytuacji, jaka jest w związku.
Łogosz: Żeby się zaktywizować i powiedzieć, jak to wygląda. Jest potrzeba zmian w PZBad. Dla naszego dobra, dla dobra wszystkich; źle się dzieje.
Mateusiak: Tak naprawdę to jest ostatni dzwonek.
Łogosz: I albo teraz, albo nigdy. Są ludzie, którzy chcą to poprowadzić i poukładać. Reprezentujemy tak naprawdę wszystkich zawodników, całe środowisko zawodnicze. To nie jest tak, że przychodzimy się skarżyć, że coś nam nie pasuje. To, co się dzieje, boli już wszystkich zawodników. Problemy są od kilku lat. I to natury najprostszej. Nie ma trenerów, wyjazdów. Trenerzy z Azji wyjechali, bo zostali skandalicznie potraktowani. Tak naprawdę mamy wrażenie, że my jesteśmy dla związku, a nie związek dla nas.
Pola: Podobno z koreańskiego trenera, Kim Young Mana, nie wszyscy kadrowicze byli zadowoleni?
Łogosz: Z koreańskiego trenera byli zadowoleni wszyscy zawodnicy. Nic nam o tym nie wiadomo, żeby ktoś był niezadowolony. Wręcz czekaliśmy na tego trenera po igrzyskach olimpijskich z utęsknieniem.
Mateusiak: Chyba, że nie pasował komuś z PZBad, może jakimś działaczom.
Łogosz: W końcu przyjechał i bardzo się ucieszyliśmy. Wysokiej klasy. Było ich dwóch i przez rok robili świetną robotę. Dzięki nim były wyniki, lepiej się grało. Wykładnikiem ich pracy jest to, że młodsi zawodnicy — jak Wojtek Szkudlarczyk, Łukasz Moreń, Adam Cwalina, dziewczyny — zaczęli robić ogromne postępy, zaczęli iść w górę. Wcześniej w pewnym momencie się zatrzymali, nie widzieliśmy tego postępu. Jak się pojawili azjatyccy trenerzy, zaczęło się coś dziać.
Mateusiak: Koreański trener odpowiadał nam pod każdym względem. To był trener światowej klasy. Nie ma go z nami już 2,5 roku. Gdybyśmy wszyscy przez ostatnie 2 lata trenowali tak, jak to robiliśmy pod jego okiem i byłby jeszcze Chińczyk Chen Gang, który pracował z singlistami, to byśmy mogli realnie rozmawiać o jakichś medalach na IO. A tak wszystko zostało spartaczone. Trenerzy się rozjechali, bo byli tu traktowani, delikatnie mówiąc, nie tak, jak należy. I tak naprawdę my się nimi zajmowaliśmy na co dzień, a nie ludzie, którzy im naobiecywali złote góry. Pomagaliśmy im w zwykłych, codziennych sprawach. Poczynając od zakwaterowania, kończąc na sprawach domowych, organizacyjnych. Robiliśmy to, bo ci, którzy ich tutaj ściągnęli, czyli prezes i ludzie ze związku, kompletnie nie byli tym zainteresowani. Gdyby nie my, to oni by dużo wcześniej stąd wyjechali. Tak naprawdę obaj ci trenerzy zżyli się z nami. Mimo tego, że były okresy, że przez kilka miesięcy nie dostawali wypłaty, to dalej tu siedzieli, tylko ze względu na nas. Szkoda im było nas i całej pracy, jaką wspólnie włożyliśmy w to wszystko. Był taki okres, że chciało się z przyjemnością przyjść na trening i popatrzeć, jak wszyscy zasuwają. Azjatyccy trenerzy mieli niesamowity autorytet. Każdy wiedział, z nami na czele, że to, co trenujemy, jest naprawdę potrzebne i ma sens. Jeżeli byśmy wytrwali w tym wszystkim po ostatnich IO, to realnie moglibyśmy mówić o medalach. A tak wszystko prysło i zostało rozwalone w drobny mak. Później, na miejsce Koreańczyka Kima i Chen Ganga, zatrudniono trenera Hawla. Jedynego, który miał papiery trenerskie 2. klasy. Sprowadzono go z Chorwacji, gdzie trenował... dzieci.
Pola: Jak się układała współpraca z trenerem Karolem Hawlem?
Łogosz: On się w ogóle nie odnalazł w tym wszystkim. Był z nami półtora roku, rok.
Mateusiak: Zdaniem wszystkich zawodników, to była jedna z największych porażek PZBad.
Łogosz: Jedna z wielu porażek. Nikt do niego nie ma żalu, bo zaproponowano mu pracę, a on ją przyjął.
Pola: A teraz...
Łogosz: Teraz nie ma trenera, który by to wszystko profesjonalnie ciągnął. A najgorsze jest to, jak zostali potraktowani trenerzy z Azji... To jest szerszy temat. Obiecano im konkretne wynagrodzenie. Ściągnięto ich tutaj, ściągnięto też Chinkę (Wang Linling — red.), zawodniczkę, którą w ogóle się nikt nie zajmował. To był koszmar, wstyd nam było za PZBad strasznie, jak ją potraktowano. Potem była jeszcze Olga Konon, która przyjechała na tej samej zasadzie. Czasami te ściągnięte zawodniczki nie miały nawet pieniędzy na jedzenie. A zostało im obiecane coś zupełnie innego. Trenerzy z Azji pokazywali nam maile, żeby uwiarygodnić to, co mówią. Prezes Mirowski nawet się nie pofatygował, kiedy prosili, żeby był z nim jakiś kontakt, żeby porozmawiać. Zresztą każdy w PZBad uciekał od rozmowy. Spotykano się z koreańskim trenerem okazjonalnie, coś mu obiecywano i znowu miesiącami cisza. Wstyd poszedł na cały świat. Aczkolwiek Koreańczyk zachował się bardzo w porządku, bo mówił, że to nie jest nasza wina i on nie chce niczego złego mówić o PZBad, bo potem to się odbije na zawodnikach.
Pola: Chen Gang nie był tak wyrozumiały?
Łogosz: W sumie to nie wiemy, czy wypłacono mu wszystkie należności. Wciąż jest rozgoryczony. Czasami go spotykamy w Azji na zawodach. Nie jesteśmy teraz wiarygodnym krajem. Teraz wszystko trochę przycichło, minęły dwa lata. Ale to była głośna sprawa i wstyd na cały świat.
Mateusiak: Za każdym razem pytano nas na zagranicznych turniejach, co się stało z Koreańczykiem, co się stało z Chińczykiem. Chińczyk narobił zresztą trochę więcej zamieszania, bo napisał oficjalne pismo do światowej federacji badmintona (BWF — red.) ze skargą na PZBad, a dokładnie na prezesa.
Łogosz: Najgorsze jest to, i trzeba to wyraźnie powiedzieć i zaznaczyć, że PZBad, broniąc siebie — nie wiem dokładnie kto, czy prezes, czy sekretarz — zrobił z jednego trenera alkoholika, a z drugiego — lenia.
Mateusiak: Bo Chen Gang zastrajkował w pewnym momencie.
Łogosz: To jest w ogóle nieprawdopodobne. To nie fair. Trzeba mieć tupet ogromny, aby tak postępować. Wyobraźmy sobie, że ktoś mnie zaprasza do Chin. Ja tam jadę, mam konkretne ustalenia, ale jest to ignorowane. Nie mam się do kogo zwrócić, z kim porozmawiać. A jeszcze potem ktoś mnie obsmaruje, że jestem pijakiem, alkoholikiem, pewnie jeszcze narkomanem. Jak się ci trenerzy z Azji mieli czuć? Jak my się czuliśmy — fatalnie. W kadrze każdy, jak jeden mąż, powie dokładnie to samo, co my mówimy. Nie jesteśmy jakimiś wyjątkami.
Pola: Podobno niebawem polską kadrą zajmie się Andy Wood?
Łogosz: Andy Wood miał być, ale nie ma Andy'ego Wooda.
Mateusiak: Niby ściąganie go jeszcze trwa. Nie ma Andy'ego Wooda i na razie nie zanosi się, żeby miał do nas dołączyć. Kwalifikacja olimpijska trwa od maja na dobre, a PZBad dalej poszukuje trenera. Dla mnie to w ogóle jest śmieszna sytuacja. Mieliśmy dwóch światowej klasy trenerów, a teraz znów poszukujemy trenera. Tak, jak mówiliśmy, smród poszedł w cały świat. Nawet taki trener Andy Wood — i to jest też dowód, że jednak poszła fama — pytał się nas, o sytuację, jaka jest w PZBad. I czy rzeczywiście jest szansa na to, że to, co mu obiecano, będzie zrealizowane. I przede wszystkim chodziło o wynagrodzenie.
Łogosz: Generalnie nikomu nie jesteśmy w stanie za związek ręczyć.
Pola: Jest aż tak źle?
Łogosz: Absurdalne jest to, jakimi rzeczami muszą się zajmować zawodnicy. My robimy wiele rzeczy za związek. Organizujemy sobie sami turnieje, planujemy wyjazdy. Np. zorganizowaliśmy sobie sami turniej z Adamem Cwaliną, jedziemy na Ukrainę (Kharkov International, 8-11.09.2011 — red.). Co prawda na początku ten turniej był w planie, obecny trener deblistów, Jurek Dołhan, nas zgłosił, ale 3 tygodnie przed wyjazdem okazało się, że jednak ten turniej nie będzie finansowany przez PZBad. W roku olimpijskim jest pewien kalendarz ułożony i PZBad powinien sfinansować założone w nim wyjazdy. Ten kalendarz może być oczywiście weryfikowany, zmieniany, ale w tym przypadku do ostatniej chwili nie było takich informacji. W PZBad powiedziano mi, że zgłoszą mnie, jak napiszę oświadczenie, że w razie czego pojadę za własne pieniądze. Napisałem takie oświadczenie, bo ja muszę jeździć na turnieje, nawet jeśli mam wyłożyć na to własne pieniądze. Poszedłem do PZBad i wykłóciłem się z sekretarz generalną o pieniądze na ten turniej. Nie zmienia to faktu, że cały wyjazd zorganizowałem ja. Ja się kontaktowałem z organizatorem, kupiłem bilety lotnicze, zarezerwowałem hotel itd.
Pola: Kto się zazwyczaj takimi rzeczami zajmował?
Łogosz: PZBad, ale kto konkretnie — nie wiemy. Nie wiemy, jakie są kompetencje poszczególnych osób. Jak np. zawodnik potrzebuje butów i dzwoni do Adama Bieleniewicza (szkolenie-psycholog — red.), to on odsyła do pani sekretarz. Generalnie wszystko kręci się wokół pani sekretarz, ona podejmuje każdą decyzję.
Pola: A na jakiej podstawie podejmowane są takie decyzje?
Łogosz: Nie mam zielonego pojęcia. Ja już dawno temu prosiłem o kompetencje pracowników związku. Jest tam raptem kilka osób. Chciałbym, jeżeli potrzebuję czegoś, kontaktować się z konkretną, odpowiedzialną za daną działkę osobą. Do tej pory takich informacji nie uzyskałem. A kontakt z panem prezesem Mirowskim od 4 lat jest żaden. Osobiście teraz widziałem go w Londynie przez minutę, wcześniej miałem z nim kontakt raz w roku na mistrzostwach Polski, a większy 4 lata temu jak mnie ukarał. Wtedy był bardzo aktywny. Żeby przez ostatnie lata był tak aktywny, jak wtedy...
Pola: A jak działa ośrodek treningowy?
Łogosz: Ośrodek funkcjonuje. My, debliści, mamy trenera Jurka Dołhana, ale był długi okres — kiedy na zwolnieniu lekarskim znalazł się trener Hawel — że singliści nie mieli nikogo. Nie było żadnej alternatywy. Teraz przyszedł Darek Zięba i pomaga singlistom na tyle, na ile pozwala mu praca. On nie zdecyduje się być trenerem na pełen etat, bo skończy się to tak, jak z trenerem koreańskim i chińskim. Nawet jak dostanie na piśmie dobre warunki, to okaże się po kilku miesiącach, że sprawa jest nieaktualna i co dalej? W PZBad są tak niewiarygodni ludzie, że wszystko się może zdarzyć. Już nikt nikomu nie wierzy.
Pola: A było kiedyś lepiej?
Łogosz: Na początku, po ostatnich IO w Pekinie, wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, był dobry klimat. Zrobiliśmy dwa ćwierćfinały, były wyniki. Wcześniej przez rok pracował z nami Koreańczyk Kim. Prezes mocno zabiegał po IO, żeby Kim przyjechał do Polski na stałe, bo się sprawdził. Wtedy wszyscy byli z Kima zadowoleni. Dopiero jak zabrakło z jakiegoś powodu dla niego pieniędzy, stał się "złym człowiekiem". Wszyscy dobrze wiemy, że związek miał kłopoty finansowe, co miało wpływ na wszystko, co się wtedy działo w ośrodku. Skąd się wzięły te kłopoty, to powinien się już wytłumaczyć związek. My zakulisowo wiemy mniej więcej, co się działo i dlaczego tak jest. Pewnie wszyscy o tym wiedzą. Przyjdzie czas, żeby to na jakimś forum powiedzieć, dlaczego są ogromne długi, dlaczego młodzi zawodnicy w sezonie często jeżdżą za swoje pieniądze.
Pola: PZBad nie finansuje wyjazdów na zagraniczne turnieje?
Łogosz: Wiele razy jeździłem za swoje pieniądze na zawody. Za niektóre zawody potem zwrócono mi pieniądze, za inne — nie. Tak naprawdę nigdy nie jesteśmy pewni, czy będziemy wyjeżdżać za własne pieniądze czy nie. To skandal, że jest taka sytuacja. Nie może zawodnik sobie kupować biletów, organizować wyjazdów, skoro PZBad jest właśnie instytucją powołaną do załatwiania takich spraw. Mamy rok olimpijski, a dowiadujemy się z Adamem Cwaliną po czasie, bo kalendarz wcześniej był ustalony, od szefa szkolenia, że finansowanie do końca roku dla mnie i Adama to są turnieje w Niemczech i we Francji, podczas gdy my powinniśmy zagrać 13 turniejów, a nie 2. Zresztą wcześniej też były problemy z wyjazdami.
Pola: Wyjazdy zawodników powinien koordynować kierownik wyszkolenia, Andrzej Janecki?
Łogosz: Przez pewien czas pana Andrzeja w ogóle nie było w PZBad. Teraz wrócił. Generalnie nasze kontakty z panem Janeckim ograniczają się do wysyłania nam informacji, żebyśmy wypełniali dzienniczki treningowe oraz informowani jesteśmy o terminie badań lekarskich.
Mateusiak: Poza tym szef szkolenia pracuje obecnie 2 dni w miesiącu — tak było w lipcu i sierpniu, bo miał do wykorzystania zaległy urlop. Zwolniono go, ale okazało się, że jego stanowisko zostało bezprawnie zlikwidowane, teraz został przywrócony i wykorzystuje zaległy urlop, pracując kilka dni w miesiącu. I to w czasie kwalifikacji olimpijskich. To jest kolejna żenująca sytuacja. Tak jak Michał mówił, zmieniono im kalendarz, ale nie dostali informacji, dostali maila po jakimś czasie, jak pan Andrzej znalazł się w tym czasie w PZBad, że kalendarz został zmieniony i do końca roku mają tylko 2 turnieje.
Łogosz: A najgorsze jest to, że na drugi dzień idę do PZBad, rozmawiam z panią sekretarz i nagle pieniądze na Ukrainę i na Belgię się znajdują. Ale kosztuje mnie to 4 godziny kłótni. O co tu chodzi w ogóle?! A mamy kwalifikacje olimpijskie i zamiast się skupić na treningu i tym, żeby mieć czystą głowę, pożytkuję energię i denerwuję się, aby wywalczyć wyjazdy. Czasem nawet nasze treningi to jedna wielka walka wszystkich zawodników z trenerem o turnieje.
Mateusiak: I tak to wszystko funkcjonuje. De facto związek nie jest w stanie zapewnić piątce zawodników (Wacha, Łogosz, Cwalina, Mateusiak, Zięba — red.), którzy mają szanse na kwalifikacje olimpijskie — a właściwie szóstce, bo jest jeszcze Kamila Augustyn — żadnych warunków.
Mateusiak: Jeśli chodzi o Kamilę Augustyn, to jest w ogóle odrębny temat i dziwna sprawa. W lutym br. zrobiono wszystko, żeby Kamila wróciła, żeby ją wziąć na mistrzostwa Europy. PZBad przekonywał ją, aby wróciła i wiele jej obiecywał. Choć w zasadzie była już wtedy zawodniczką poza kadrą, ale trzeba było wzmocnić żeński skład na ME, bo nie było dziewczyn. A ona — mimo, że już nie trenowała — i tak zawsze po raz kolejny zostaje mistrzynią Polski. Obiecywano jej, że jak wróci, to będzie miała kwalifikacje olimpijskie, dużo turniejów zapewnionych. I ona była tym zainteresowana, dlatego wróciła między innymi. Obiecywano jej również stypendium. A dziś jest taka sytuacja, że nie ma zapewnionego żadnego turnieju i nie dostaje nawet złotówki z PZBad. I jest pomijana, jeśli chodzi o kwalifikację olimpijską. A tak naprawdę wystarczy, żeby pojeździła na turnieje i tę kwalifikację olimpijską na pewno zdobędzie. To jest po Przemku Wasze najbardziej pewna kwalifikacja olimpijska, jeśli chodzi o singla. Jak była potrzebna na ME, wszystko było dobrze. A teraz wszystko sobie sama organizuje.
(c.d.n.)

Fot. © BadmintonZone.pl (live)

pola

© BadmintonZone.pl | zaloguj