2021-07-31, Tokio
Gwatemalczyk wymiata
Sobota przyniosła kibicom badmintona spory ładunek emocji, z sensacyjnym dotarciem Gwatemalczyka Kevina Cordóna (fot. 1, 2, 3) do półfinału olimpijskiego turnieja badmintona na czele. Nie wiem, ile byli skłonni płacić bukmacherzy przed igrzyskami za taki awans 59. rakiety świata według rankingu BWF, ale przebicie musiało być chyba imponujące.

Wrażenie robi nie tylko sam awans Gwatemalczyka do tej fazy igrzysk, ale także to, że w ćwierćfinale przekonująco rozprawił się ze sprawcą poprzedniej największej sensacji turnieju, czyli Koreańczykiem Heo Kwang Hee (Wspaniałe i zasłużone zwycięstwo Gwatemalczyka: świetny Koreańczyk był chwilami bezradny — relacjonował oglądający spotkanie z bliska dr Wojciech Ossowski), który wcześniej wyeliminował największą gwiazdę męskiego badmintona ostatnich lat, Japończyka Kento Momotę.
Gdyby nie wygrana Heo z Momotą, to zwycięstwo 59. rakiety świata (Cordón) nad 38. (Heo) nie robiłoby aż takiego wrażenia. Zwłaszcza że Cordón ma na koncie wcześniejsze niespodzianki z wyeliminowaniem Chen Longa na mistrzostwach świata na czele i inne dobre występy w elicie. Gwatemalczyk jest też doświadczonym zawodnikiem, to już jego czwarte igrzyska, liczy zaś 34 lata, o 10 więcej niż Koreańczyk, dla którego to pierwsza olimpiada. Cordónowi dokuczały też kontuzje, nie dając wykorzystać w pełni drzemiącego w nim potencjału. Na przykład w Rio odniósł kontuzję w trakcie pojedynku z Adrianem Dziółko, po której musiał wycofać się z igrzysk. Wycofał się też w ostatniej chwili z ostatnich mistrzostw świata.

Jaką można wyciągnąć naukę z jego bajecznej historii? Po ćwierćfinale wspominał coś o dobrym funkcjonowaniu smeczu, ale chyba ważniejsze słowa dotyczyły jego podejścia do sportu. — Wciąż jestem dzieckiem, bawię się grą jak dziecko, czerpiąc z tego radość. Staram się wykonywać wszystko jak najlepiej — powiedział po zwycięstwie. A miał być futbolistą. Ochrzczony imieniem Kevin na cześć kapitana angielskiej drużyny piłkarskiej Kevina Keegana, nie upierał się przy piłce nożnej i w wieku 11 lat nauczył się grać w badmintona – dość późno – po czym zaczął odnosić sukcesy wśród juniorów.

Wyczyn Cordóna musiał przyćmić wszystko, co wydarzyło się później na korcie w Tokio, bo nie wystąpił już żaden Kopciuszek i nie wywołano na kort Dawida do walki z Goliatem. Jednak już przy następnym meczu zabiły mocniej serca kibiców z Indonezji, gdy na półfinał debla kobiet wyszły Greysia Polii i Apriyani Rahayu (fot. 5), by zmierzyć się z koreańską parą Lee So Hee, Shin Sheung Chan. Ewentualna wygrana Polii i Rahayu oznaczała pierwszy w dziejach medal olimpijski dla Indonezji (i to złoty lub srebrny) w deblu kobiet. I tak się stało po zaciętym i bardzo emocjonującym meczu - jak relacjonował nam z tokijskiej hali dr Wojciech Ossowski. 
Wprawdzie Indonezyjki wygrały w dwóch setach, ale długość meczu wyniosła i tak aż 71 minut. Nic dziwnego, skoro jedna wymiana mogła liczyć nawet 90 uderzeń i 116 sekund (fot. 4).

Historia debla Indonezyjek też kryje w sobie coś niezwykłego. Na stronie Światowej Federacji Badmintona Dev Sukumar cytuje zwierzenia obu deblistek. Starsza, Polii, opowiada: — Tak wielu ludzi, nie tylko ja, również przeżyło przeciwności losu i niezapomniane chwile. Myślę, że igrzyska olimpijskie w Londynie nauczyły mnie nigdy nie rezygnować ze swoich marzeń. I wiem, że nie tylko to mówię, chcę to zaznaczyć w każdym dnia mojego życia. Po prostu naprawdę działam z dnia na dzień, to tylko premia od Boga, że ​​mogę być tutaj i w finale igrzysk olimpijskich w 2021 roku.

W 2017 roku byłam w kadrze narodowej i miałam odejść, gdy moja partnerka (Nitya Krishinda Maheswari — przyp. red.) doznała kontuzji i przeszła operację, ale mój trener (Eng Hian — przyp. red.) powiedział, żebym poczekała trochę i pomogła młodym zawodnikom w rozwoju, a ona (Apriyani Rahayu — przyp. red.) wtedy się pojawiła. Później wygrałyśmy Korea Open i Thailand Open i tak szybko się zgrałyśmy. Pomyślałam, o mój Boże, muszę trenować jeszcze przez cztery lata!

To po prostu niesamowite. Sądzę, że sytuacja i kondycja na korcie naprawdę nam odpowiadały.  W dzisiejszym meczu po prostu chciałyśmy dać z siebie wszystko.  Przegrywałyśmy i wygrywałyśmy z tą parą, więc nie chciałyśmy o tym myśleć, po prostu chciałyśmy się jak najlepiej przygotować — deklaruje Polii.

A Apriyani Rahayu dodaje: — Ciągle powtarzałam Greysii: nie rezygnuj, po prostu graj ze mną. Przekonała mnie jej motywacja, ciężka praca każdego dnia, jej wytrwałość i jej pragnienie bycia mistrzem — mówi Rahayu.

W opowieści Greysii pojawia się też ważna postać jej zmarłego niedawno brata (Rickettsia Polii):
- Wiem, że minęły miesiące, ale nadal… w 2019 roku naprawdę wiedział, że dałam z siebie wszystko badmintonowi. Był zadowolony z mojego sukcesu, ale powiedział, że rok 2020 będzie ostatnim. Powiedział, że obie jesteśmy świetne na korcie. „Chcę jako brat, jako ojciec, dać ci ducha”. Uczył mnie psychologii. Do marca 2020 roku. Igrzyska olimpijskie nie odbyły się w zeszłym roku i myślałam, że poczeka na mnie do dziś, ale po prostu chciał poczekać na mój ślub.  A potem odszedł.
Wiesz, brat dał mi… nie miałam ojca, odkąd skończyłam dwa lata, a on był jak mój ojciec. Wiem, że jest zadowolony z moich osiągnięć, ale wiem, że chciał poczekać na mój ślub, jego młodszej siostry.  A potem zmarł. Pomyślałam, że dam z siebie wszystko, i wiem, że cieszy się, patrząc z góry — mówi Greysia Polii.

Kolejny pojedynek wyłonił półfinałowego rywala Kevina Cordóna. Faworyt, Duńczyk Viktor Axelsen (fot. 6) zaprezentował doskonałe przygotowanie i nie dał dużo pograć Chińczykowi Shi Yu Qi. Nie trzeba wspominać, że Axelsen będzie faworytem półfinału. Odpadnięcie Kento Momoty, jedynego rywala z czołówki światowej, z którym Duńczyk sobie bardzo słabo radzi (zresztą mistrzostwo świata, w 2017 roku, Axelsen zdobył właśnie pod nieobecność Momoty), uczyniło z Viktora głównego faworyta imprezy, a może i dodało mu jeszcze skrzydeł.

Z kolei drugi półfinał debla pań wskazał przeciwniczki Indonezyjek w finale. Chinki Chen Qing Chen (fot. 7) i Jia Yi Fan odprawiły do walki o brąz kolejną parę koreańską (Kim So Yeong, Kong Hee Yong). Nie był to więc udany dzień dla Korei w badmintonie.

Na kolejny tryumf swoich ulubieńców czekali teraz kibice Indonezji i Danii. Duńczycy mieli nadzieję na wprowadzenie do drugiego półfinału aktualnego wicemistrza świata Andersa Antonsena. Natomiast Indonezyjczycy czekają z utęsknieniem od 17 lat na medal w singlu mężczyzn. Wszak Taufik Hidayat i Sony Dwi Kuncoro stanęli na podium w Atenach w 2004 roku. Teraz nadzieję mogą pokładać w Anthonym Sinisuce Gintingu.

Antonsen i Ginting (fot. 8) walczyli godzinę i 19 minut. Duńczyk przeważał jeszcze w trzecim secie, prowadząc 14:11, ale nie sprostał Indonezyjczykowi w końcówce.

Czwartym półfinalistą został obrońca tytułu mistrza olimpijskiego z Rio, Chińczyk Chen Long (fot. 9). Tajwańczyk Chou Tien Chen wysiadł w końcówce trzeciego seta: od stanu 14:15 nie zdołał już zdobyć ani jednego punktu przy ofensywnej wciąż grze obrońcy tytułu. Panowie grali godzinę i 14 minut. W półfinale Chena czeka trudne zadanie, gdyż nie radzi sobie zbyt dobrze z Gintingiem (bilans dotychczasowych pojedynków — 4:8).

W sesji wieczornej rozegrano najpierw półfinały singla kobiet. Wprawdzie rozstawiona z nr. 1 Chinka Chen Yu Fei miała drobne kłopoty natury medycznej i uzyskała pomoc dr. Wojciecha Ossowskiego (na fot. 10 także zastępczyni sędziego głównego Lynne Nixey z Nowej Zelandii i sędzia prowadzący Daniel Law Chi Kwong z Honkongu), ale pokonała swoją rodaczkę He Bing Jiao w trzech setach.

Drugi półfinał pokazał, że numer jeden listy światowej, Tajwanka Tai Tzu Ying (fot. 11) przełamuje wreszcie swój kompleks najważniejszych turniejów, widoczny przez brak w jej dorobku medali olimpijskich i mistrzostw świata. Awansowała do finału igrzysk w Tokio, pokonując wicemistrzynię z Rio i aktualną mistrzynię świata, Hinduskę Pusarlę Sindhu (fot. 12). 
Był to rewanż za ćwierćfinał ostatnich mistrzostw świata, kiedy będąca w życiowej formie Sindhu pokonała minimalnie Tai, 21:19 w trzecim secie. Sindhu zdobyła potem złoty medal, deklasując w finale Japonke Nozomi Okuharę. Był to zarazem rewanż za 1/8 finału igrzysk w Rio (2016), kiedy Hinduska wyeliminowała Tajwankę i zdobyła srebrny medal.

W ten sposób w singlu kobiet w finale znalazły się zawodniczki rozstawione z numeremi jeden i dwa. Nie można tego powiedzieć o finale debla mężczyzn. Najpierw jednak rozegrano w sobotę w Tokio spotkanie o brązowy medal. Hendra Setiawan nie zdołał się ostatecznie zapisać w annałach badmintona jako pierwszy, kto zdoła po upływie co najmniej 13 lat ponownie zdobyć medal olimpijski. Aktualni mistrzowie świata, Mohammad Ahsan i Hendra Setiawan (Indonezja) mają problemy z utrzymaniem zapasu energii i świeżości podczas dłuższych batalii z młodszymi rywalami. Teraz wygrali pierszą partię, ale od stanu 16:16 w drugim secie ustąpili wyraźnie pola malezyjskiemu deblowi Aaron Chia, Soh Wooi Yik (na fot. 13 na podium z prawej). A przecież jeszcze w fazie grupowej dali Malezyjczykom radę i mieli świetny bilans head-to-head — 6:1.

Chia i Soh walczyli zarazem o pierwszy medal dla Malezji na tych igrzyskach, a w badmintonie była to ostatnia szansa. — Mieliśmy nadzieję, że uda nam się dostarczyć medal po tym, gdy wszyscy inni przegrali i zrobiliśmy to – powiedział po zwycięstwie ze wzruszeniem Chia. Obaj debliści malezyjcy nawiązali do chlubnych tradycji olimpijskich swojego kraju w tej kategorii. W Barcelonie (1992) bracia Razif Sidek i Jalani Sidek też zdobyli brąz, w Atlancie (1996) Cheah Soon Kit i Yap Kim Hock zdobyli srebro, a w Rio (2016) Goh V Shem i Tan Wee Kiong — srebro.

Ostatnim akordem ósmego dnia turnieju był finał debla panów. Nierozstawieni (choć legitymujący sie obecnie trzecią pozycją w rankingu światowym) Tajwańczycy Lee Yang i Wang Chi Lin (na fot. 13 na najwyższym stopniu podium) znaleźli sposób na najlepszy debel Chin, rozstawiony z numerem trzy duet Li Jun Hui, Liu Yu Chen (na fot. 13 na podium z lewej). Wygrana Lee i Wanga nastąpiła w relatywnie ekspresowym tempie, bo w 34 minuty. Zwróćmy uwagę, że obie pary miały wyraźnie różny przebieg drogi do finału. Późniejsi złoci medaliści o mało nie odpadli, gdyż odnotowali przegraną w grupie z deblem z Indii i uratowała ich później tylko lepsza różnica setów. Z biegiem turnieju Tajwańczycy grali coraz pewniej, w fazie pucharowej nie stracili żadnego seta. Natomiast Chińczycy w grupie wygrywali zdecydowanie, a w ćwierćfinale byli już w opresji (trzeci set z Duńczykami zaledwie 21:19), w półfinale musieli zaś obronić setbola w pierwszym secie.


Wyniki badmintona na igrzyskach olimpijskich (31.07.2021)

Debel mężczyzn
Lee Yang, Wang Chi Lin (Tajpej) — Li Jun Hui, Liu Yu Chen (Chiny) 21:18 21:12.
O brązowy medal:
Aaron Chia, Soh Wooi Yik (Malezja) — Mohammad Ahsan, Hendra Setiawan (Indonezja) 17:21, 21:17, 21:14.
Debel kobiet
Półfinały:
Greysia Polii, Apriyani Rahayu (Indonezja) — Lee So Hee, Shin Sheung Chan (Korea) 21:19, 21:17; Chen Qing Chen, Jia Yi Fan (Chiny) — Kim So Yeong, Kong Hee Yong (Korea) 21:15, 21:11.
Singel kobiet
Półfinały:
Chen Yufei (Chiny) — He Bingjiao (Chiny) 21:16, 13:21, 21:12; Tai Tzu Ying (Tajpej) — Pusarla Venkata Sindhu (Indie) 21:18, 21:12.
Singel mężczyzn
Ćwierćfinały:
Kevin Cordón (Gwatemala)  Heo Kwang Hee (Korea) 21:13, 21:18; Viktor Axelsen (Dania) — Shi Yuqi (Chiny) 21:13, 21:13; Anthony Ginting (Indonezja) — Anders Antonsen (Dania) 21:18, 21:15, 21:18; Chen Long (Chiny) — Chou Tien Chen (Tajpej) 21:14, 9:21, 21:14.



Zob. też:
Zaćmienie japońskiej lotki nad Krainą Wschodzącego Słońca
Kto pozostał na placu boju
Czy samurajki uratują honor Kraju Kwitnącej Wiśni?
Momota odpada z igrzysk
Kronikarze mają żniwa
Ellis i Smith wytrzymują konfrontację z Azjatami
Dużo spokoju... w Azji
Pierwsze śliwki robaczywki?
Losy na Tokio.

Igrzyska XXXII Olimpiady w Tokio 2020. Turniej badmintona. Olympic Games Tokyo 2020 (Badminton), Tokio (Japonia). 24 lipca — 2 sierpnia 2021. Zawody kategorii BWF Major Events: Grade 1 — Individual Tournaments. Wyniki na stronie igrzysk. Serwis tournamentsoftware.com.

Fot. Yves Lacroix, Shi Tang © BadmintonPhoto.com (live)

jr, ap

© BadmintonZone.pl | zaloguj