2020-02-20, Warszawa
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
PRZEZ WIĘKSZOŚĆ ŻYCIA BYŁEM NA PIERWSZYM PLANIE

20.02.2010. Peter Gade (fot.) — żywa legenda, zawodnik przez wiele lat okupujący pierwszą lokatę w światowym rankingu badmintonistów, wielokrotny mistrz Europy, trzykrotny reprezentant kraju na Igrzyskach Olimpijskich przyjechał do Polski i, ku naszemu zachwytowi, zgodził się na udzielenie wywiadu redakcji BadmintonZone.pl.

Po trzech półfinałowych meczach wygranych przez duńską drużynę, której Gade od lat jest głównym filarem, po pozowaniu do dziesiątek zdjęć i rozdaniu jeszcze większej liczby autografów na spotkaniu z fanami, Gade podzielił się z redakcją swoimi spostrzeżeniami na temat własnej ekipy, innych zawodników, a nawet zdradził nam swoje najskrytsze marzenia. Podczas rozmowy Polacy rozgrywali właśnie mecze, które zapewniły nam awans do finału, a co za tym idzie spotkanie na korcie z nikim innym jak z samym rozmówcą, lecz skupieni na ciekawej wymianie zdań, nie zdawaliśmy sobie sprawy, co się właśnie dzieje parę metrów obok.

Katarzyna Karpińska: Jak ci się grało przeciwko Markowi Zwieblerowi? Łatwa wygrana w pierwszym secie, a potem odmiana w drugim... co się stało?
Peter Gade:
Eee tam, drugi set też był dosyć łatwy. Wygrałem do 13. Marc to świetny zawodnik, dlatego jestem bardzo zadowolony z mojej dzisiejszej gry. Pierwszy raz grałem w tej hali, ale nie miałem z tym żadnego problemu.
KK: Dlaczego przyjechałeś tak późno?!
PG: Właśnie przygotowujemy się do turnieju All England. Zjadą się tam wszyscy najlepsi zawodnicy. Tutaj nie mieliśmy w grupie zbyt silnych przeciwników, więc nie było potrzeby, bym przyjeżdżał. Lepiej było zostać w domu i trenować. Mam teraz bardzo wyczerpujący okres. Niezwykle ciężko trenuję, dlatego słuszniej było zostać w Danii i przyjechać do Polski dopiero teraz, żeby wspomóc drużynę w meczach finałowych.
KK: Spekulowaliśmy w redakcji, że twoi koledzy z drużyny tak się przestraszyli polskich zawodników, którzy odnieśli zwycięstwo nad Anglikami, że postanowili wezwać posiłki.
PG: (śmiech). O nie! Od początku to planowaliśmy. Wasze zwycięstwo nie miało tu znaczenia, ale cieszy mnie, że Polska awansowała do półfinału.
KK: Czy podczas turnieju udzielałeś kolegom jakichś wskazówek? Dzwoniliście do siebie?
PG: Nie. W większości to bardzo doświadczeni zawodnicy. Mamy wiele do wygrania i nic do stracenia, więc trzeba być przygotowanym. Trzeba podchodzić do sprawy z powagą. Niczego nie można z góry zakładać, choć wiadomo, że jesteśmy lepsi od większości drużyn europejskich. Zawsze miło nam wygrywać europejskie mistrzostwa. Dlatego zawsze musimy być przygotowani, niezależnie od tego, z kim przyjdzie nam grać.
KK: Liczę na to, że zagracie z Polską.
PG: Tak, też mam taką nadzieję.
KK: Mówi się, że Jan Jørgensen to twój następca. Co myślisz o tym zawodniku?
PG: Uważam, że to niebywale utalentowany badmintonista. Świetnie się porusza, doskonale rozgrywa mecze taktycznie. Jest niezwykle zdeterminowany. Ciężko przewidzieć wynik jego meczu, ale życzę mu wszystkiego dobrego.
KK: Czy jesteś w stanie wymienić jakichkolwiek polskich zawodników?
PG: No pewnie! Znam Roberta i Przemka Wachę, Nadieżdę. Często grywamy na tych samych turniejach. To naprawdę fajni ludzie. Bardzo przyjacielscy.
KK: A co o nich myślisz jako zawodnikach?
PG:
Są niesłychanie utalentowani. Dobrze, że można grać w Polsce i nadal się rozwijać. Może gdyby grali więcej sparingów z drużyną duńską, byliby jeszcze lepsi. Są naprawdę świetni. Widać, że w młodości mieli niewątpliwie dobrych trenerów. Prezentują całkiem niezłą technikę. Podoba mi się ich atakujący styl gry.
KK: Z którymi topowymi graczami najbardziej lubisz i nie lubisz spotykać się na korcie?
PG: W tej chwili Lin Dan i Lee Chong Wei są najlepsi na świecie. Jak mam dobry dzień, to z nimi wygrywam, lecz obecnie w większości przypadków to oni wygrywają ze mną. To jedni z najlepszych zawodników w historii, więc to nie wstyd czasem z nimi przegrać.
KK: A z kim najtrudniej ci się gra?
PG: Zdecydowanie z Lin Danem. Jest taki szybki! Ale można go pokonać. (błysk w oku)
KK: Jak? Nie powiem mu...
PG: To nie ma znaczenia. Lin Dan to zawodnik kompletny, dlatego niełatwo się z nim gra, ale udało mi się go pokonać w Danii, w Chinach, więc jak widać, jest to możliwe. Potrafię z nim wygrać, ale zawsze gramy bardzo ciężkie mecze, ze zbliżonym wynikiem, co w sumie jest całkiem fajne.
KK: Pierwszy raz jesteś w Polsce?
PG:
Tak i bardzo mi się tu podoba. Warszawa to ładne miasto. Fajnie jest zobaczyć ojczyznę tych chłopaków (Gade wskazuje na polskich zawodników, którzy tuż obok żywiołowo dopingują Roberta i Przemka, rozgrywających mecz, który pozwala nam wierzyć, że Polacy jednak mogą znaleźć się w finale). Macie niesamowitą atmosferę w hali (tym razem wskazuje na zdzierających gardła kibiców).
KK: Prawdę powiedziawszy, to dość niecodzienna sytuacja. Badminton nie jest najbardziej popularnym sportem w Polsce.
PG: To fakt, dlatego mi się podoba.
KK: A jak twoim zdaniem można byłoby spopularyzować dyscyplinę w krajach, w których badminton nie jest tak sławny jak w Danii?
PG: Najważniejszą rzeczą jest to, że takie kraje potrzebują lepszych zawodników. Cała dyscyplina mocno by na tym zyskała. W deblach można jeszcze coś osiągnąć, ale w singlach bardzo ciężko znaleźć dobrych zawodników. Przy odrobinie szczęścia w przyszłości znajdą się tacy ludzie. Są dobrzy zawodnicy z Niemiec, Francji, z Polski. Badminton ich potrzebuje.
KK: A teraz z innej beczki. Przeczytałam gdzieś twoją wypowiedź, że gdybyś nie był badmintonistą, rozważyłbyś karierę muzyczną. Jaką muzykę byś grał i na jakim instrumencie?
PG: Gram trochę na gitarze.
KK: Elektrycznej?
PG: Nie, akustycznej. Uwielbiam muzykę. Naprawdę chciałbym zacząć więcej grać na instrumencie. Może kiedyś założę kapelę. Jeśli chodzi o rodzaj muzyki, to lubię różne gatunki, ale głównie rocka.
KK: Na przykład jakie zespoły?
PG: Pink Floyd, Led Zeppelin, Boba Dylana, ale słucham też wielu innych rzeczy. Wszystko zależy od nastroju.
KK: Przyjmijmy zatem, że zakładasz kapelę grającą coś w stylu Led Zeppelin. Czy zapuściłbyś długie włosy?
PG: No raczej! (śmiech)
KK: Ale wówczas stałbyś się mniej aerodynamiczny...
PG: Cóż, w takiej sytuacji musiałbym rzucić badmintona! Myślę, że załatwiłbym to na swój sposób. Grałbym sobie na gitarze gdzieś w tle... Wiesz, przez większość życia byłem na pierwszym planie, więc fajnie byłoby dla odmiany stać sobie gdzieś z tyłu sam na sam z gitarą.

Nam się natomiast marzy zwycięstwo Polaków nad Duńczykami. Przekonamy się o tym już w niedzielę późnym popołudniem.

Mistrzostwa Europy Drużyn Męskich i Żeńskich w badmintonie 2010. European Men's & Women's Team Championships 2010. 16-21 lutego 2010. Warszawa (Polska). Zobacz również:
- losowanie;
- wyniki meczów;
- zestawienie drużyn.

Fot. © Katarzyna Karpińska, Paweł Staręga, BadmintonZone.pl (live)

karpeek

© BadmintonZone.pl | zaloguj