2013-02-14, Warszawa
Górą będzie arogancja, czy argumenty? Komentarz
Jesteśmy świadkami konfliktu pomiędzy kadrą sędziowską, której reprezentantem jest Kolegium Sędziów Polskiego Związku Badmintona a zarządem PZBad, na którego czele stoi prezes Marek Krajewski.
Niedawno zamieściliśmy dwa dokumenty w tej sprawie: List otwarty Kolegium Sędziów do Zarządu PZBad  oraz sygnowany przez przewodniczącego kolegium Wojciecha Ossowskiego list do sędziów.
We wspomnianym liście otwartym kolegium stanowczo protestuje przeciwko deprecjonowaniu i lekceważeniu funkcji sędziego badmintona przez obecne władze Polskiego Związku Badmintona.
Nowe warunki umożliwiające wykonywanie funkcji sędziego badmintona które zostały uchwalone decyzją Zarządu dn. 19 stycznia 2013 roku są nie do przyjęcia i nie mają precedensu w historii polskiego badmintona. Ponadto zostały one wprowadzone arbitralnie, bez jakichkolwiek rozmów ani ustaleń z Kolegium, bez jakiegokolwiek vacatio legis.
Kolegium Sędziów jest statutowym organem Polskiego Związku Badmintona i jakiekolwiek decyzje władz PZBad mające istotne znaczenie dla funkcjonowania Kolegium powinny być z tymże Kolegium konsultowane i uzgadniane
.
List do sędziów określa natomiast nastawienie Zarządu do arbitrów jako takie, że jesteśmy postrzegani jako zło konieczne, zbędny personel, któremu trzeba płacić horrendalne stawki.
Charakterystyczne jest także stwierdzenie z tegoż listu, że zmian nikt z Zarządu z nikim z Kolegium nie konsultował, nie ustalał. Nie było przeprowadzonych żadnych negocjacji tylko wysłuchaliśmy monologów Prezesa. Sami zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym.
Jest to stanowisko tylko jednej ze stron konfliktu. Zapewne władze PZBad mają szereg argumentów na rzecz robienia w trudnych czasach oszczędności kosztem sędziów i chętnie je przedstawimy, gdy nadeślą do nas swoje stanowisko w w tej sprawie. Przypomnijmy jednak, że obecne kierownictwo związku rzuca ws. dialogu tylko całkowicie puste frazesy i jedynie na pokaz wyraża chęci dyskusji — w praktyce ani razu nie podjęło próby polemiki z publicystyką prezentowaną w serwisie BadmintonZone.pl.
Dlatego zarzuty kolegium sędziów o braku konsultacji i monologu prezesa brzmią bardzo wiarygodnie. Osławiona zeszłoroczna uchwała zarządu PZBad nr 43 stanowiła dobitny przykład kompletnego zaprzeczenia zasadom prawidłowych public relations wewnątrz związku (ukarano wszystkich olimpijczyków bez dogłębnego zbadania sprawy i jakiejkolwiek próby jej wyjaśnienia z zainteresowanymi przed decyzją o surowych sankcjach). Potem było jeszcze gorzej, gdyż prezes i zarząd zamiast wycofać się z błędu, poprowadzili sprawę równie fatalnie na płaszczyźnie zewnętrznego PR, psując wizerunek badmintona w Polsce. Tragikomicznym finałem tej "strategii" prezesów PZBad było oskarżenie o to, co sami zepsuli... portalu BadmintonZone.pl i zerwanie z nim partnerstwa.

Styl propagandowych tekstów zamieszczanych na stronie PZBad oscyluje gdzieś pomiędzy wczesnym a późnym PRL-em: zawiązane znajomości musimy przekuć w przyjaźnie. (...) Nasze działania zyskują uznanie tak znamienitych postaci życia politycznego naszego kraju i mogą liczyć na ich poparcie. Nie pozostaje nam nic innego jak nie zawieść środowiska badmintonowego i z jeszcze większą determinacją realizować nasze cele jeden po drugim dla badmintona. Kontrastuje on z realną polityką wewnętrzną prezesa Krajewskiego i zarządu, która niejednokrotnie prowadzi niepotrzebnie do dezintegracji środowiska badmintonowego w Polsce. Czy ostry konflikt z sędziami jest kolejnym rozdziałem w tej dezintegracji?
To wszystko jednak nie oznacza, że władze związku powinny przyjmować bez mrugnięcia okiem wszelkie postulaty kolegium sędziów. I że sędziowie powinni z góry odrzucać racje zarządu zmierzającego do poczynienia oszczędności. Znając z własnego doświadczenia postawę obecnego kierownictwa PZBad, wątpię w jego zdolność uznawania siły argumentów. Zachodzi obawa, że wierzy ono raczej w argument siły. Z listu kolegium do sędziów wynika, że może dojść właśnie do próby sił. Swego rodzaju bojkotu międzynarodowych mistrzostw Polski w Warszawie przez naszych sędziów. Kierownictwo PZBad może ze swej strony próbować w różny sposób przełamać ten bojkot. Wszystko to jest godne ubolewania.
Z listu do sędziów można — nie znając historii — odnieść mylne wrażenie, że konflikt władz PZBad z sędziami to dopiero znak obecnych czasów (od ok. dwóch lat). Nic bardziej mylnego. Sędziowie byli od dawna trudnym partnerem dla kolejnych władz związku. Do spektakularnego konfliktu doszło zwłaszcza w lutym 2010 roku, czyli jeszcze za rządów prezesa Michał Mirowskiego. Polecam lekturę materiału Polskiej Agencji Prasowej z tamtego okresu zamieszczonego na portalu Wirtualna Polska (na naszej fot. nr 2 jeden z wypowiadających się dla PAP — sędzia Maciej Buczkowski na 1. planie; na drugim planie sekretarz obecnego Kolegium Sędziów Marek Idzikowski).
Arogancja obecnego prezesa może stanowić przeszkodę w rozwiązywaniu sporu na drodze prezentacji rzeczowych argumentów. A przecież warto dyskutować i np. zestawić stawki ekwiwalentu sędziowskiego w Polsce z porównywalnymi z badmintonem pod względem obecnej sytuacji dyscyplinami sportu. Z listów kolegium sędziów zrozumiałem, że jest ono gotowe do podjęcia dialogu i kompromisu.

Fot. © Janusz Rudziński (archiwum).

Janusz Rudziński

© BadmintonZone.pl | zaloguj