2019-04-30
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
STRATEGIA UTRZYMANIA SIĘ PRZY PREZESURZE. CZĘŚĆ 10.

30.04.2009. Począwszy od piątku (17.04.2009) publikujemy wywiad z byłym sekretarzem generalnym Polskiego Związku Badmintona — Bohdanem Włostowskim (fot.).
Ze względu na objętość zebranego materiału, całość podzielona została na kilkanaście części. Niebawem zapraszamy do lektury ostatniej, jedenastej części wywiadu: "POMÓC CHINCE".

pola: Jest i sukces PZBad — podpisanie umowy na organizację mistrzostw Europy w 2010 roku.
B.W.: Tak, można to postrzegać jako sukces. Zresztą sam napracowałem się przy nim. Jednak w moim odczuciu, jeżeli PZBad nie znajdzie partnerów strategicznych finansowo, nie da rady tego przeprowadzić. A przy atmosferze takiej, jak podczas Polish Open, nikt nam nie pomoże. Do tej pory wszystko opierało się na interpersonalnych kontaktach pracowników biura z zewnętrznymi kontrahentami, takimi jak przewoźnicy czy kierownicy hoteli. Z pieniędzmi publicznymi jest problem, bo nie wiadomo, czy ministerstwo podpisze z nami umowę na przyszły rok, zwłaszcza jeśli ma dołożyć do budżetu jeszcze milion na organizację mistrzostw Europy. Nie wiadomo też, czy miasto Warszawa da związkowi jakiekolwiek pieniądze. Zwłaszcza po tegorocznej wpadce z Polish Open. Mamy w lutym 2010 roku zorganizować Puchar Thomasa i Uber, a w marcu 2010 roku Polish Open. Jedyny plus jest taki, że jest zrobiona pisemna rezerwacja. Tylko obawiam się, że jeśli dalej będzie problem finansowy, to ta rezerwacja może niewiele znaczyć. Będzie ważna, jeśli zapłacimy.
pola: Co będzie dalej z PZBad?
B.W.: Nie wiem, co będzie. W PZBad nie ma żadnej strategii działania. Przez ostatnie dwa lata gasiliśmy tylko pożary. Pożar wybuchał, myśmy go gasili i starali się zrobić do tego dobre wrażenie. Nie ma przemyślanej strategii na parę lat do przodu. Jest strategia utrzymania się przy prezesurze. Tylko, że to jest kolos, który się chwieje. Bez gruntownych zmian w zarządzaniu, bez zmiany kultury tej organizacji, polski badminton będzie notowany o wiele niżej niż na to zasługuje.
pola: Jak ty to widziałeś?
B.W.: Mój plan był od zawsze następujący: sprawnie działające, zdolne do poświęceń biuro, inwestycje w większą liczbę turniejów i akcji szkoleniowych, takich jak np. letnia szkoła badmintona, przy współfinansowaniu przez Badminton Europe, więcej turniejów pod auspicjami PZBad organizowanych w ciągu roku — Bułgaria robi na przykład dwa turnieje, Słowacja też. Te projekty zostały zgłoszone i one są zaakceptowane. Mamy przyznany grant na letnią szkołę badmintona w tym roku. Tylko kto to teraz zorganizuje? Długoterminowy cel był taki, żeby raz w miesiącu było głośno w mediach o badmintonie. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Na bazie wspomnianych wcześniej projektów chciałem budować strategię długoterminową. Myślałem również o profesjonalizacji badmintona w odbiorze mentalnym statystycznego Polaka, bo większość sponsorów, z którymi rozmawiałem, nie traktowała tej dyscypliny poważnie. Żeby dojść do sponsora strategicznego, trzeba zbudować cały background, pozytywne tło. To dramat, że Przemek Wacha jest lepiej rozpoznawalny w Malezji i Indonezji niż w Polsce.
pola: Należało zupełnie zmienić strukturę PZBad?
B.W.: Przede wszystkim sprawnie działające biuro, poustawiane tak, że każdy odpowiada za swoją działkę. Jak jest dział sportowy, bardzo ważny, bo na nim opiera się całe szkolenie kadry narodowej, to musi być człowiek, który jest za to odpowiedzialny. Dział kontaktów ze środowiskiem też nie może być marginalizowany, bo to są nasze struktury i ludzie oddani dyscyplinie. Są również licencje zawodnicze. Nie może być tak, że jeżeli mamy problem z licencją, to załatwienie tego problemu trwa dwa tygodnie, a można by było to załatwić internetowo w 2 minuty. Oczywiście, obecnie nie stać nas było na taką strukturę, to miał być cel, do którego mieliśmy dążyć.
pola: Co udało ci się zmienić w PZBad na lepsze?
B.W.: Szukałem profesjonalizacji działania organizacji na różnych polach. Doprowadziłem do sytuacji, w której finanse PZBad przejęło biuro księgowe. Pierwszy raz księgowość związku była zrobiona tak profesjonalnie. Z powodu zaniedbań poprzednich księgowych doszło do tego, że na początku 2008 roku oddaliśmy do Ministerstwa Sportu prawie 160 tys. z tytułu niewykorzystanych środków, przy ogromnym długu. Nie umieliśmy wydać tych pieniędzy. To były pieniądze stracone, powiększające dodatkowo dług w roku 2008. Dzięki współpracy z biurem księgowym, które nam powiedziało, jak to się powinno profesjonalnie robić, które dbało o to, żeby te środki były na bieżąco monitorowane, oddaliśmy do ministerstwa 7,35 zł. Ale to było okupione tym, że ja ponad miesiąc siedziałem z księgowym, który nie dostał za to żadnego dodatkowego wynagrodzenia. A ja, pomimo że to były moje nadgodziny, nigdy się nie upomniałem, żeby mi zapłacono dodatkowo. Siedzieliśmy we dwóch i czyściliśmy bilans z zaniedbań poprzednich lat, wspólnie kwalifikowaliśmy wydatki i monitorowaliśmy stan finansów. W ostatnich dniach 2008 roku, rzutem na taśmę, kiedy było wiadomo, że mamy nadwyżkę 30 tys. zł, podjąłem decyzję, żeby kupić coś do ośrodka przygotowań olimpijskich. Pieniądze, które byłyby stracone i musielibyśmy oddać, zostały u nas. Dogadałem się z kontrahentami, że poczekają na pieniądze. Potem to również wykorzystano przeciwko mnie. Ponieważ nie mogłem jednoosobowo reprezentować związku i wszystkie umowy musiał podpisać prezes Mirowski. Stwierdził w tym kontekście, że mu podsunąłem umowę i podpisał ją nieświadomie. Nie wiedział, co robi. Generalnie cały czas posądzano mnie o nieuczciwość, to mnie bolało.
pola: Rozwiązaniem byłoby powołanie w miejsce PZBad zupełnie nowego ciała?
B.W.: To byłoby rozwiązanie z punktu widzenia prawnego najwygodniejsze, żeby nie odpowiadać za błędy poprzedników i nie ciągnąć za sobą tego bagażu długów, który jest. Natomiast zdaję sobie sprawę, że będzie to bardzo trudne do przyjęcia.
pola: Alternatywne rozwiązania?
B.W.: Przeprowadzenie finansowania szkolenia przez inną instytucję, czyli kadrę powołuje związek, związek robi plany, związek zatwierdza te plany, ale związek nie ma żadnych funduszy na koncie.
pola: Co w tej chwili grozi PZBad?
B.W.: ZUS może w pewnym momencie zablokować konto. ZUS jest cierpliwy. Mają z nami problem — jesteśmy organizacją, która nie jest dochodowa i nie działa po to, aby zarabiać pieniądze, ale mamy jakiś istotny cel społeczny. W sierpniu 2008 roku rozmawiałem w ZUS z prezesem. Napisaliśmy wnioski, na które ZUS miał odpowiedzieć, ale nie odpowiedział. Jeśli nastąpi jednak jakaś zmiana, np. kontrola NIK, to zgodnie z przepisami prawa polskiego zablokują konta PZBad i wylicytują majątek. Obciążą ponadto odpowiedzialnością cały zarząd: ten i poprzedni. To będzie jakieś 30 tys. na jedną osobę. Tego najbardziej się bałem, nie mogłem funkcjonować w obszarze totalnej niepewności. Nie można budować planów na Londyn 2012, skoro nie wiemy, czy w przyszłym roku w ogóle będziemy funkcjonować. Są tacy ludzie w tym zarządzie, którzy również to rozumieją i zaczynają głośno zadawać trudne pytania. Marginalizuje się ich. Wystąpiłem otwarcie przeciwko strategii faktów dokonanych i dlatego zostałem wyrzucony na śmietnik.

(c.d.n)

Zob. też:
Mieć kozła ofiarnego.
Podstawowym problemem jest brak komunikacji.
Zostałem faktycznie rozstrzelany.
Zacząłem dopuszczać się polemiki.
Cały czas wybiegałem przed szereg.
Kupili siebie nawzajem.
Otwarte wypowiedzenie wojny.
Polityka wybiórczego informowania.
Byłem totalnym outsiderem.

Fot. © BadmintonZone.pl (archiwum)

pola

© BadmintonZone.pl | zaloguj