2019-04-29
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
MIEĆ KOZŁA OFIARNEGO. CZĘŚĆ 9.

29.04.2009. Począwszy od piątku (17.04.2009) publikujemy wywiad z byłym sekretarzem generalnym Polskiego Związku Badmintona — Bohdanem Włostowskim (fot.).
Ze względu na objętość zebranego materiału, całość podzielona została na kilkanaście części. Niebawem zapraszamy do lektury przedostatniej, dziesiątej części wywiadu: "STRATEGIA UTRZYMANIA SIĘ PRZY PREZESURZE".

pola: Spodziewałeś się burzy w sobotę?
B.W.: Generalnie byłem nieświadomy tego, co było szykowane. Okazało się, że chcieli mnie zwolnić dyscyplinarnie, po to żeby całą winą obarczyć jedną osobę. Mieć kozła ofiarnego. Wówczas byłbym zabity zawodowo. W piątek (26 lutego) dotarła do mnie ta informacja. Może to miało być ostrzeżenie. Nie wiem. Jeszcze wcześniej źle się poczułem, proszę pamiętać, iż dwa tygodnie wcześniej podejrzewano u mnie nowotwór. Poszedłem do lekarza. Miałem tylko anginę. W normalnej sytuacji, w życiu bym nie poszedł na zwolnienie, pracowałbym. Do Polish Open zostało zaledwie 4 tygodnie. Natomiast w takiej sytuacji...
pola: Jaka była reakcja, kiedy się nie pojawiłeś?
B.W.: To zebranie (27 lutego) miało na celu zastraszenie mnie. Jak się potem dowiedziałem, na spotkaniu poza prezesem i wiceprezesem oraz Adamem Bieleniewiczem był jeszcze prawnik, który był tam po to, żeby — w sytuacji, kiedy ja się będę stawiał — od razu napisać zwolnienie dyscyplinarne. To, że nie przyszedłem, to był dla nich policzek, wpadli w furię. Prezes potwierdził u mnie to spotkanie, w czwartek, które oficjalnie miało być spotkaniem z prezydium na temat Polish Open. Chcieli mnie podstępem ściągnąć, po to, żeby mnie zastraszyć. Ponadto chcieli ode mnie pełnej informacji na temat tego, co jest przygotowane do Polish Open. Czyli to wszystko, co ja przygotowywałem, miałem im oddać. Wiesław Chrobot już był przygotowany na to, że wchodzi w moją rolę. Po drugie, miałem zrzec się wszelkich roszczeń z tytułu premii, które PZBad powinien wypłacić, a nie wypłacał. Bo jeżeli nie, miałem zostać zwolniony dyscyplinarnie. W takiej sytuacji żona przyniosła moje zwolnienie lekarskie, a ja, cóż, kurowałem się w domu.
pola: Spotkaliście się jeszcze przed Polish Open?
B.W.: Zwolnienie lekarskie zostało dostarczone w sobotę przed południem i nikt do mnie w tej sprawie nie zadzwonił, nikt się nie odezwał. W niedzielę było jakieś połączenie z numeru zastrzeżonego, którego nie zdążyłem odebrać i za chwilę został wyłączony mi telefon związkowy. Nie wiedziałem, co się dzieje. Otworzyłem maila i zobaczyłem, że zostały zablokowane moje konta internetowe w PZBad. Ktoś zmienił hasła. Wszedłem na stronę PZBad i spostrzegłem, że zostało zmienione hasło — nie miałem dostępu do strony.
pola: Próbowałeś wyjaśnić tę sprawę?
B.W.: Próbowałem rozmawiać z niektórymi pracownikami biura. Od nich dowiedziałem się, że zostałem odsunięty. Zarówno prezes, jak i wiceprezes oraz Bieleniewicz potrafili zadzwonić do niektórych pracowników, tylko ze mną nie było kontaktu. Wyrzucili mnie na śmietnik, odcięli mnie od wszystkiego. Zorientowałem się, że to był plan, aby mnie zabić zawodowo. To wszystko działo się 28 lutego, a ja byłem umówiony 3 marca z dyrektor UCSiR, na rozmowę w sprawie Polish Open. Nie wiedziałem, co się dzieje w PZBad, nie mogłem w takiej sytuacji iść na to spotkanie. Mailowo je odwołałem.
pola: Kto wobec tego zawalił z rezerwacją hali na Arenie Ursynów?
B.W.: 2 marca zadzwonił do PZBad pracownik z UCSiR z zapytaniem, czy organizujemy Polish Open, ponieważ w tym samym czasie ktoś inny chce zrobić jednodniowy event. Z biura dowiaduje się, że, jest sytuacja ogólnego zamieszania i nikt w PZBad nie jest w stanie nic konkretnego na ten temat powiedzieć.
pola: Ktoś już wynajął halę?
B.W.: Koźmiński — na imprezę trio basketu.
pola: Ubiegli was?
B.W.: W listopadzie 2008 zadzwoniłem do kierownika USCiR z prośbą o rezerwację hali. On wpisał ją i poinformował mnie, że jest wstępna rezerwacja Koźmińskiego, ale ona tak samo wstępna jak moja. W grudniu nikt nie chciał z nami rozmawiać na temat rezerwacji, ponieważ nie płaciliśmy UCSiR za zajęcia od listopada. Trudno było się przebić. Każda rozmowa zaczynała się od pytania, kiedy zapłacimy. Ten telefon (2 marca) przekonuje mnie co do tego, że rezerwacja była. W środę, 3 marca, dociera do UCSiR prezes z Wiesławem Chrobotem, dowiadują się, że hala została już zarezerwowana, ale jeśli dogadają się z tamtym organizatorem, to oczywiście nie ma problemu, bo nasza rezerwacja jest od wtorku do niedzieli. Koźmińskiemu chodziło tylko o tę sobotę.
pola: Koźmiński miał wysokiej rangi rozgrywki?
B.W.: Z tego, co wiem, to miały być finały trio basketu ze sponsorami i telewizją.
pola: Gorączkowe przygotowania do Polish Open trwały?
B.W.: Bardzo gorączkowe. Nowy dyrektor miał inny pomysł na organizację. Pracownicy w biurze dostali polecenie poszukiwania innej hali, na którą można byłoby przenieść rozgrywki. Prezes z Chrobotem próbowali umówić się na spotkanie z organizatorem tej konkurencyjnej imprezy, ale z tamtej strony był zdecydowany sprzeciw. W Koźmińskim mieli wszystko zaplanowane i nie chcieli niczego zmieniać. Trzeba było znaleźć winnego. Kto był winny? Ten, który poszedł na zwolnienie lekarskie.
pola: Kiedy Wiesław Chrobot oficjalnie zastąpił cię przy Polish Open?
B.W.: 7 marca było zebranie zarządu, którego głównym celem było przyjęcie bilansu za rok 2008. Zostaje na nim przekazana informacja, że jestem chory, a ponieważ Polish Open już niedługo, w związku z powyższym na moje zastępstwo prezydium powołało Wiesława Chrobota. Równocześnie, ze względu na to, że złożyłem rezygnację, zostałem odwołany z funkcji dyrektora Polish Open. Zarząd miał tę decyzję zaakceptować i zaakceptował.
pola: Przed Polish Open niemożliwym było dowiedzieć się czegokolwiek w biurze — nikt nie odbierał telefonów.
B.W.: W biurze działy się wówczas dantejskie sceny. W środę (11 marca) prezes próbował uspokoić sytuację, rozmawiając z pracownikami, jednak rozmowa przerodziła się w krzyk. Z powodu tej atmosfery z pracy zrezygnowały po kolei filary biura — Ewa Rydzewska i Ewa Czerwińska.
pola: Biuro opustoszało?
B.W.: Rozpoczął się kolejny kryzys. Nikogo tam nie było. Został Marek Idzikowski i Andrzej Janecki — osoby, które raczej nie wychodzą poza schemat, Adam Bieleniewicz, który nie wiedział nic, oraz Wiesław Chrobot. A to był szczytowy okres Polish Open. Poinformowałem zarząd, że zostałem odsuniętym, wysłałem informację za granicę, że już nie odpowiadam za organizację Polish Open. Wszystkie te wiadomości przesłałem jednocześnie do Bieleniewicza, a ponieważ wcześniej moja skrzynka pocztowa W PZBad została przekierowana na niego — spływały również na jego konto wszystkie maile. W poniedziałek rano (16 marca) nie przyszedł do biura nikt poza Markiem i Andrzejem, a trzeba było robić Polish Open. Różni ludzie się do mnie odzywali, że nie mogą się do biura dodzwonić, ci z zagranicy — że nikt im nie odpowiada na maile. Jak się potem dowiedziałem, sędziowie zagraniczni potrafili przesłać 5 wiadomości, na które nikt nie zareagował.
pola: Dlaczego nikt nie odpowiadał?
B.W.: Nie wiem, mogę przypuszczać, że żadna z pozostałych osób nie znała angielskiego na takim poziomie, żeby móc odpowiedzieć. Kiedy skończyło mi się zwolnienie lekarskie, tydzień przed Polish Open, przyszedłem do pracy. A trzeba pamiętać, że wówczas zarząd już mnie odwołał z funkcji sekretarza generalnego, chociaż moja umowa biegła. Ponadto, zarząd mnie odwołał z funkcji dyrektora technicznego Polish Open, ponieważ — jak tłumaczono — złożyłem wymówienie. Przyszedłem do biura, dostałem faks od prezesa, że udziela mi zaległego urlopu do końca marca — mój okres wymówienia kończył się 31 marca. Za pozostałe dniu urlopu Mirowski miał wypłacić mi ekwiwalent pieniężny. Ostatnie dni byłem na urlopie. Nie jestem pracownikiem PZBad od 1 kwietnia 2009.
pola: Słyszałam osobiście z ust kolegi Chrobota, że zapomniałeś zarezerwować Arenę Ursynów na Polish Open?
B.W.: Już przed Polish Open słyszałem te pomówienia. Inny z pracowników biura został również posądzony o to, że skasował całą pocztę dotyczącą Polish Open, ze zgłoszeniami zawodników włącznie, a PZBad musiał to odtwarzać, co jest nieprawdą — była stworzona oddzielna poczta dla Polish Open. Ponadto, miałem zablokować hasła do stron internetowych, nie wypłacałem zawodnikom stypendiów, chciałem robić machlojki, zmalwersować pieniądze. Robiono wszystko, żeby mnie oczernić. Wyznając zasadę, że prawda sama się obroni, nie prowadziłem krucjaty w swojej obronie.
pola: Siedziałeś na trybunach podczas Polish Open.
B.W.: Przychodzili do mnie różni ludzie — od sędziego głównego po osoby, które zajmowały się obsługą wyników z ramienia tournamentsoftware. Mówili, że przyjechali tylko dlatego, że w zeszłym roku na Polish Open było super. Jedzenie, hotel, hala, atmosfera — wszystko. Pierwszy raz od wielu lat mieliśmy w tym roku tylu sędziów zagranicznych, ponieważ dowiedzieli się, że w Polsce jest fajny turniej. Jeden z sędziów zagranicznych otwarcie powiedział, że więcej na Polish Open nie przyjedzie. Obawiam się że po tym turnieju będzie o Polsce krążyć bardzo niepochlebna opinia w całej badmintonowej Europie. Po każdej tego typu imprezie sędzia główny wystawia ocenę turnieju na 6-stronicowym formularzu. W zeszłym roku, pomimo kilku wpadek, oceniono nas na poziomie ponad 80% skuteczności. Po tym, co zobaczyłem i co usłyszałem w tym roku, obawiam się, że ocena może być dramatycznie niska.

(c.d.n)

Zob. też:
Podstawowym problemem jest brak komunikacji.
Zostałem faktycznie rozstrzelany.
Zacząłem dopuszczać się polemiki.
Cały czas wybiegałem przed szereg.
Kupili siebie nawzajem.
Otwarte wypowiedzenie wojny.
Polityka wybiórczego informowania.
Byłem totalnym outsiderem.

Fot. © BadmintonZone.pl (archiwum)

pola

© BadmintonZone.pl | zaloguj