2016-10-15, Warszawa
Specjaliści od szybkiego karania. Komentarz
W 2011 roku ówczesny zarząd Polskiego Związku Badmintona groził Michałowi Łogoszowi i Robertowi Mateusiakowi artykułami kodeksu karnego, w tym jednym pozwalającym nawet na wtrącenie skazanego do więzienia.
Zarząd kierowany przez prezesa Michała Mirowskiego zarzucał zawodnikom m.in. publiczne znieważenie trenerów Karola Hawla, Jerzego Dołhana oraz Dariusza Zięby i pomówienie władz Polskiego Związku Badmintona.

Władze PZBad próbowały wówczas wszcząć postępowanie dyscyplinarne, ale cały zamysł spalił na panewce, a prezes Mirowski wkrótce stracił stanowisko.

Konflikt Mirowskiego z zawodnikami był poprzedzony konfliktem z sędziami, o którym donosiła Polska Agencja Prasowa (zob. np. na portalu Wirtualna Polska: MP w badmintonie: strajkowali sędziowie).

Znacznie szybsze i skuteczniejsze działania są znakiem firmowym następnego zarządu PZBad, kierowanego przez prezesa Marka Krajewskiego (na fot. z prawej). W sierpniu 2012 ciało to podjęło osławioną uchwałę nr 43/2012 o ukaraniu pięciorga polskich olimpijczyków z Londynu (zob.  Kary dla... polskich badmintonistów-olimpijczyków). Charakterystyczne, że uchwały nie poprzedziło żadne postępowanie dyscyplinarne, żadne rozmowy z ukaranymi, którzy wręcz o niczym nie wiedzieli i byli totalnie zaskoczeni aferą.

Indagowany przez BadmintonZone.pl prezes Krajewski niedługo potem wyjaśnił, że "wcześniejsza rozmowa byłaby potrzebna, gdyby były wątpliwości" (zob. Rozmowa byłaby potrzebna, gdyby były wątpliwości).

Ostre i szokujące nagłością posunięcie wywołało oczywiście burzę w mediach, które donosiły o zaskoczeniu zawodników. Pisały o tym np. portale Wirtualna Polska, Onet oraz Przegląd Sportowy (zob. PZBad psuje wizerunek dyscypliny).

Winę za powstałe szkody wizerunkowe wiceprezes PZBad odpowiedzialny za PR, czyli Arkadiusz Kawecki (na fot. z lewej), starał się później — w swoim przemówieniu na zjeździe związku — przerzucić na BadmintonZone, tłumacząc absurdalnie, że... uchwała została przekazana przez BadmintonZone do innych mediów (zob. Wiceprezes PZBad demaskuje BadmintonZone. Komentarz).

Tak pośpiesznie jak swego czasu w piątkę najlepszych polskich badmintonistów, tak teraz uderzył zarząd Krajewskiego w pięciu czołowych polskich sędziów zasiadających w kolegium sędziów PZBad. (zob. Kolegium w zawieszeniu) Nie wywoła to oczywiście takiej burzy medialnej, gdyż chodzi "tylko" o sędziów. Uderzenie jednak też nie było poprzedzone przeprowadzeniem konfrontacji z drugą stroną. Działano szybko i zaskakująco.

W odpowiedzi na decyzję zarządu związku nadesłanej do redakcji przez przewodniczącego kolegium Wojciecha Ossowskiego zawarto szereg argumentów poważnie podważających walory prawomocności uchwały zarządu PZBad (zob. Kolegium odpowiada zarządowi PZBad). Na razie nie jest mi wiadomo, by te sensownie brzmiące argumenty ktoś publicznie zakwestionował.

Zostawmy jednak sprawę prawomocności uchwały.

Z tekstu opublikowanego 3.10.2016 na BadmintonZone.pl (zob. Reakcja kolegium sędziów na decyzję zarządu PZBad) wynika, że podczas Grand Prix Gold w Lubinie sędzia główny Rafał Glinicki nie dopuścił Leszka Rorata do pełnienia funkcji sędziego prowadzącego. Cytuję: Wg relacji Leszka Rorata sędzia główny zapytany o podstawę prawną niedopuszczenia go do pracy stwierdził, że „dostał telefon od Prezesa”. Nie przedstawił nawet żadnej uchwały Zarządu twierdząc, iż jej nie widział.
Jeśli to prawda, to zakrawa na skandal. Takie praktyki mogą spowodować, że np. sędzia prowadzący będzie się bał podejmować zgodne ze swoim sumieniem decyzje, gdy w jego mniemaniu mogą nie spodobać się prezesowi związku i zostanie w przyszłości — choćby telefonicznie — odsunięty od sędziowania nawet w ostatniej chwili.

A wiadomo, że sędziowie, czy też ich reprezentacja w postaci kolegium, narażali się w przeszłości wielokrotnie nie tylko prezesowi Mirowskiemu, ale i Krajewskiemu (zob. np. Górą będzie arogancja, czy argumenty? Komentarz).

"Korporacyjne" interesy sędziów sportowych mogą wchodzić w kolizję z interesami organizatorów turniejów i interesami kierownictwa związku; to ostatnie zaś czasem szafuje zarzutami o "szkalowanie dobrego imienia Polskiego Związku Badmintona" (tak pisało kierownictwo prezesa Mirowskiego o Łogoszu i Mateusiaku) czy "działania na szkodę Polskiego Związku Badmintona" (to z kolei zarząd Krajewskiego o kolegium sędziów). Trudno z góry przesądzać w razie każdego konfliktu, kto jest pokrzywdzony, zwłaszcza wtedy, gdy nie mogą tego uregulować prawa wolnego rynku. Jednak do niczego dobrego nie będzie prowadzić ręczne sterowanie tymi sprawami przez zarząd związku, tym bardziej z naruszaniem procedur. Ponadto — moim zdaniem — członkowie dotychczasowego kolegium to jedni z najlepszych sędziów w Polsce (nie zmienia mojej opinii fakt, że zdarzało mi się niektórych z nich krytykować), o olbrzymim doświadczeniu, co daje gwarancję co do ich wysokich kompetencji. Radosnym optymistom sądzącym, że niedoświadczeni sędziowie potrafią zapewnić sędziowanie adekwatne do dużych turniejów międzynarodowych, pozostawmy prawo do pobożnych życzeń.

Szybkość decyzji jest zaletą, ale czy zawsze sprzyja ich trafności?

Zob. też Replika Kolegium Sędziów na zarzuty dyr. Palikija.

Fot. © Janusz Rudziński, BadmintonZone.pl (archiwum), źródło ilustracji: internetowa strona PZBad 2011 i 2016 r.

Janusz Rudziński

© BadmintonZone.pl | zaloguj