2012-09-20, Warszawa
Kto robi czarny PR? Komentarz do słów prezesa PZBad
Niedawno zamieściliśmy wypowiedź prezesa PZBad Marka Krajewskiego, w której oskarżył troje reprezentantów Polski o zajmowanie się czarnym PR.

Przypomnijmy odpowiedni fragment publikacji (zatytułowanej  Rozmowa byłaby potrzebna, gdyby były wątpliwości):
BadmintonZone: 
Kto odpowiada za działania PR (a właściwie ich brak), które w tak fatalnym świetle prezentują obecnie dyscyplinę?
Marek Krajewski:
 Zawodnicy dowiedzieli się pierwsi (różne są formy komunikacji, zawodnicy również kontaktują się ze Związkiem emailowo i taka forma jest dopuszczalna), wcześniejsza rozmowa byłaby potrzebna, gdyby były wątpliwości.
Obecnie czarnym PR  zajmuje się trójka reprezentantów.

Kontekst stanowią kary nałożone na szóstkę olimpijczyków uchwałą nr 43/2012 Zarządu PZBad. Czy rzeczywiście troje spośród nich, czyli jak można domniemywać Kamila Augustyn, Adam Cwalina i Michał Łogosz (wszyscy złożyli odwołanie rozpatrywane obecnie przez Komisję Dyscyplinarno-Arbitrażową PZBad, a także pytani przez media wypowiadali się w swojej obronie), zajmuje się lub zajmowała się czarnym PR polskiego badmintona?
Przez czarny PR rozumie się zamierzone i systematyczne zwalczanie (dyskredytowanie) na polu medialnym konkurencji (zwłaszcza biznesowej lub politycznej) przy pomocy nieuczciwych metod. W pytaniu zadanym prezesowi przez BadmintonZone.pl chodziło oczywiście o działania PR na rzecz badmintona w Polsce. Na zdrowy rozum trudno jednak przypuścić, by prezes Krajewski owej trójce zarzucał dyskredytowanie polskiego badmintona. Raczej — niezgodnie z właściwym rozumieniem tzw. czarnego PR — prezes po prostu obwinia troje reprezentantów o psucie wizerunku badmintona w Polsce.
To mocne oskarżenie, a przecież pytanie redakcyjne nie dotyczyło żadnego czarnego PR, lecz normalnych działań public relations ze strony PZBad, oczywiście w kontekście efektu uchwały nr 43. Rozważając jej żałosne konsekwencje, zacytujmy znane już Czytelnikom fragmenty lub tytuły publikacji czołowych polskich mediów:  Cała sprawa wygląda absurdalnie i podejrzanie. Zawodnicy zostali surowo ukarani i zarzuca im się ciężkie przewinienia, ale żaden z nich nie ma pojęcia, czym tak naprawdę podpadli. Próbowaliśmy dodzwonić się do prezesa Krajewskiego, ale jak na razie jest on nie osiągalny (Wirtualna Polska). Szkoda tylko, że w ten sposób psuje się wizerunek dyscypliny, którą po zakończeniu karier przez tę szóstkę kadrowiczów czeka sportowa zapaść. Bo następców na tym poziomie w Polsce nie ma („Przegląd Sportowy”). Badmintoniści ukarani po igrzyskach. Bo nie spali w Sheratonie (tytuł publikacji na portalu Sport.pl). Upomnienia, nagany i kary dyscyplinarne dla polskich olimpijczyków (Onet.pl).
Na krótko przed opublikowaniem uchwały na stronie PZBad zawodnicy otrzymali ze związku mejle o nałożonych karach. Zarząd jednak nie rozmawiał przed podjęciem uchwały z zawodnikami o ich przewinieniach, ponieważ jak stwierdził prezes Krajewski: wcześniejsza rozmowa byłaby potrzebna, gdyby były wątpliwości.
Tymczasem w całej sprawie jest masa wątpliwości. Nie dziwię się, że zawodnicy byli zszokowani dowiedziawszy się o karach. Podczas gdy na stronie PZBad widniał baner filmu obrazującego ciężką pracę na treningach przed Igrzyskami, na tej samej stronie postawiono w uchwale zarzut „nierealizowania planu szkoleniowego”.
Pytany o to, na czym polegała „postawa niegodna reprezentanta Polski” Adama Cwaliny, prezes Krajewski wyjaśnił, że obowiązkiem reprezentanta jest nie tylko pojechać i zagrać, ale również wspierać kolegów z reprezentacji narodowej, podczas meczów, które decydują m.in. o przyszłości lepszej lub gorszej dyscypliny. Tymczasem to prezes wyraził zgodę na przyspieszenie powrotu Augustyn i Cwaliny do Polski. Skoro wcześniejszy powrót był przejawem „niegodnej postawy” to należało się temu przeciwstawić, nawet jeśli Cwalina powoływał się na zgodę trenera. Wedle posiadanych przez nas informacji prezes Krajewski uważa, że został wprowadzony w błąd co do zgody trenera kadry. Przyjmując tę wersję (niezależnie od tego, czy ta zgoda faktycznie była, czy nie – w każdym razie prezes zakładał, że była), nie bardzo potrafię zrozumieć, czemu prezes nie zablokował wcześniejszego powrotu dwojga olimpijczyków, skoro było to tak haniebnym pomysłem, by zasłużyć na miano „postawy niegodnej reprezentanta Polski”. Czy może jednak się mylę, bo prezes Krajewski padł na ziemię niczym Tadeusz Reytan, by nie wypuścić przegranych z Londynu, a oni go zignorowali?
W głowie mi się też nie mieści, by zarząd lekką ręką rozdawał na prawo i lewo (sześciu ukaranych!) kary bez próby dania szansy oskarżonym wyjaśnienia sprawy. Na miejscu członków zarządu, a zwłaszcza pełniącego kluczową rolę prezesa, wolałbym na wszelki wypadek wysłuchać, co ma na swoje usprawiedliwienie choćby np. Michał Łogosz, czterokrotny olimpijczyk, zdobywca czterech medali indywidualnych mistrzostw Europy, nie licząc drużynowych. Człowiek, który zrobił dla polskiego badmintona tyle, że dobrze jeśli będziemy kiedyś mogli powiedzieć o prezesie Krajewskim, iż uczynił choćby połowę tego, co Łogosz. Co więcej, zawodnik znany z wielkiej pracowitości i ambicji, a tu raptem obwiniony o nierealizowanie planu szkoleniowego…

Tymczasem prezes kwituje to stwierdzeniem:
wcześniejsza rozmowa byłaby potrzebna, gdyby były wątpliwości. Otóż powinny być wątpliwości. Brak wątpliwości w tym przypadku jest przejawem arogancji.
Pomińmy kwestię winy i kary, grząski to temat, bo mamy tu często klasyczną sytuację „słowo przeciw słowu”. Jest zbyt wcześnie, by przesądzać o winie lub niewinności zawodników, zresztą co do zarzutu dotyczącego niewykorzystanego noclegu w hotelu Sheraton przyjęli w pełni lub przynajmniej częściowo odpowiedzialność. Skupmy się na sztuce komunikowania w wydaniu PZBad. Z zawodnikami nie ma rozmowy, bo nie ma wątpliwości co do ich winy. PZBad publikuje uchwałę na swojej stronie i niejako dziwi się, że rozpętuje się piekło. Po czym kolejne portale piszą, że prezes jest nieuchwytny. Czyli nie ma komunikowania wewnątrz związku (np. nie porozmawiano z obwinionymi przed „wyrokiem”, cała szóstka zawodników nie ma świadomości dużej wagi noclegu w Sheratonie przed wylotem na Igrzyska) i nie ma sprawnego komunikowania w sytuacji kryzysowej z mediami. Czyżby prezes Krajewski się dziwił, że zawodnicy są zaskoczeni oskarżeniami i bronią się w mediach. I to może ma być „czarny PR” w wykonaniu trójki reprezentantów”? Przeciw komu? Przeciw władzom PZBad, które swoimi działaniami komunikacyjnymi same się kompromitują? W dodatku nie potrafiąc sformułować w poprawnej polszczyźnie samej uchwały.

Podczas Igrzysk w Londynie powstała (częściowo z powodu wprowadzenia nieszczęśliwego systemu eliminacji) znana naszym Czytelnikom sytuacja kryzysowa dla wizerunku badmintona związana z próbami celowego przegrania meczów przez azjatyckie żeńskie pary deblowe. Została rozwiązana szybkimi i drastycznymi decyzjami, co rozładowało niebezpieczeństwa, choć pewne szkody pozostały. Tymczasem władze PZBad same stwarzają sytuację kryzysową, której potem nie są w stanie sprostać, bo ich działania PR nie istnieją lub są – jak to się modnie nazywa — przeciwskuteczne.
Nie chodzi oczywiście o to, by dla dobra wizerunku polskiego badmintona udawać, że nie wie się o domniemanych występkach zawodników. I nie egzekwować od nich wykonywania obowiązków. Nikt nie jest nietykalny. Krytyka zaś może dotyczyć również Michała Łogosza, Marka Krajewskiego i tak samo piszącego te słowa.
Czy zarząd PZBad myślał, że wszyscy się ucieszą z jego uchwały nr 43? Że czytelnicy strony PZBad odetchną z ulgą: tak, wreszcie ukarano tych notorycznych leni za nierealizowanie planów szkoleniowych, za niestosowanie się do poleceń Zarządu PZBad. A jeszcze bardziej się ucieszą, gdy dowiedzą się później, że ukarano grzeszników za przenocowanie – o zgrozo — w domu zamiast w Sheratonie?
A tu – zamiast powszechnej ulgi i radości z uchwały – szok i zdziwienie. Bo wyszło na to, że długo reklamowany na stronie PZBad film o ciężkiej pracy olimpijczyków przed Londynem to widocznie była taka komedyjka na niby. Pewnie zamiast zawodników wystąpili dublerzy… A widniejące w tym samym czasie na stronie PZBad zmieniające się banery z roześmianymi twarzami olimpijczyków i napisem „Dziękujemy naszym zawodnikom za niesamowite emocje” dotyczą widocznie ich jakichś strasznych występków (jak się potem okazało, m.in. tak okropnych jak przełożenie oddania krwi do analizy o jeden dzień).
Po niezbyt udanym występie polskich zawodników na tegorocznych międzynarodowych mistrzostwach Polski juniorów władze PZBad natychmiast podziękowały za współpracę trenerom kadry. Jeśli analogicznie potraktować PR-owski „występ” zarządu PZBad z jego uchwałą nr 43 i wokół niej, to owe ciało powinno się natychmiast podać do dymisji.
Zwolenników obecnych władz PZBad pragnę tu jednak uspokoić. Powyższy akapit pokazuje jedynie pewne analogie. Zresztą prezes Krajewski, rezygnując z trenerów Jacka Niedźwiedzkiego i Damiana Pławeckiego, nie obarczał ich całą winą za – jak to określił – tragiczne wyniki juniorów. Mimo to zarząd podjął wówczas decyzję o rozstaniu ze szkoleniowcami. W przypadku władz PZBad działania PR nie decydują o pełnej ocenie. Public relations nie zastąpi (choć niektórym tak się czasem wydaje) skutecznych działań na innych frontach. Dlatego nie przekreślam zasług podejmującego ciężkie zadania prezesa Krajewskiego i części jego ludzi w innych dziedzinach niż PR. Zbliżający się krajowy zjazd delegatów będzie okazją do przeglądu i oceny tych osiągnięć.

Fatalne funkcjonowanie PR związku może jednak niweczyć ewentualne sukcesy PZBad w innych dziedzinach.

Do sprawy public relations badmintona (i rzekomego czarnego PR), również w wykonaniu zawodników, wkrótce wrócimy.

Fot. © Janusz Rudziński (archiwum)

Janusz Rudziński

© BadmintonZone.pl | zaloguj