2014-05-24, Warszawa
Szczerość prezesa Polskiego Związku Badmintona. Komentarz
W poniedziałek 19 maja Polski Związek Badmintona opublikował na swojej stronie internetowej odpowiedzi prezesa Marka Krajewskiego w ramach "Cykl pytań do...".
Cykl zapoczątkowały w tym roku odpowiedzi trenera kadry narodowej Jacka Hankiewicza. Można w nich było znaleźć interesujące informacje, jak np. tę, że to prezes Krajewski chciał, aby Polacy startowali na drużynowych mistrzostwach Europy, a nie chciał trener Hankiewicz (ostatecznie reprezentacji nie wysłano, zob. Eurosport 2 i mistrzostwa, w których Polacy mogli mieć medal).

Odpowiedzi prezesa Krajewskiego tryskają na ogół urzędowym optymizmem i świadczą o bardzo dobrym samopoczuciu włodarza polskiego badmintona. Zdarza się co prawda wyjątkowo, że "wynikowo start okazał się poniżej planów", ale przecież "nałożyło się niefortunne losowanie" (pytanie nr 1). Losowanie faktycznie było pechowe (ryzyko było wysokie, bo nikt z Polaków nie był rozstawiony), ale mający bardzo dobre losowanie mikst nie potrafił tego wykorzystać i start Polaków zakończył się najsłabszym wynikiem od wielu lat (zob. Tak źle nie było od 14 lat).

Jest oczywiście mowa o prowadzonym z powodzeniem programie Shuttle Time (o konferencji związanej z tym przedsięwzięciem na gruncie świętokrzyskim pisaliśmy w Głośno o badmintonie w Kielcach). Prezes Krajewski przewiduje, że za trzy lata badminton na dobre zagości na zajęciach WF w każdej szkole (pytanie nr 29).

W odpowiedziach prezesa nie ma bezpośredniej wzmianki o jakimkolwiek jego osobistym błędzie, choć przyznaje (i tu za szczerość należą się brawa), że porażką zarządu PZBad był (jest?) "opóźniający się proces informatyzacji oraz wprowadzenie nowego systemu licencjonowania zawodników, niewystarczająca komunikacja ze środowiskiem". Tę drugą kwestię omawialiśmy niegdyś m.in. w Wolność wyboru w rozumieniu zarządu PZBad.

Bardzo częste zmiany personalne w biurze związku (pytanie nr 9) nie powinny nikogo niepokoić. Albowiem „mając dwudziestoletnie doświadczenie w zarządzaniu zespołami ludzkimi, zmiany personalne traktuję jako element rozwoju instytucji/przedsiębiorstwa” – uspokaja prezes. Dobrze, że prezes stara się dążyć ku lepszemu. Jednak niekiedy nie można oprzeć się wrażeniu, że widocznie miał wyjątkowo pechową rękę w doborze osób (nie tylko w biurze), skoro dochodzi często do kolejnych zmian (por. także pytanie nr 19).

Charakterystyczna jest odpowiedź na pytanie (nr 11) o zwolnienie z pracy Marka Idzikowskiego (akurat on nie został zatrudniony w okresie pełnienia władzy przez obecnego prezesa). Prezes daje do zrozumienia, że jedną z przyczyn rozwiązania umowy o pracę było nieprowadzenie "na najwyższym poziomie" list klasyfikacyjnych. Pechowo się składa, że kilka dni temu na stronie PZBad ukazały się przeprosiny za kolejne trudności z rankingiem. Wyjaśnijmy, że wspomniany Idzikowski nie pracuje przy tym już od wielu miesięcy.

Dziwi przy tym mentorski ton użyty przez prezesa wobec byłego pracownika. „Mam nadzieję, że Marek przez ten czas naszej współpracy wiele się nauczył i będzie rozumiał, że najważniejsza jest rywalizacja sportowa, a nie przepisy i regulaminy”. Nie wydaje mi się, by tego typu publiczne uwagi wobec zwolnionego pracownika były stosowne w ustach prezesa związku.

Prezes Krajewski zajął się również inną znaną indywidualnością polskiego świata badmintonowego, trenerem i działaczem Marianem Stelterem. Z jednej strony to dlań „postać obojętna”. Z drugiej to człowiek „o niespełnionych ambicjach, który od lat opluwa związek czerpiąc z tego swoistą satysfakcję”, a prezes nie jest „psychoanalitykiem, żeby potrafić, móc i chcieć analizować poszczególne działania Pana Steltera” (pytanie nr 22). Aż strach pomyśleć, co prezes Krajewski może powiedzieć o kimś, do kogo ma stosunek nie „obojętny”, lecz negatywny.

Kogo prezes ocenia negatywnie? Po pierwsze niewymienionych z nazwiska zawodników (pytanie nr 15). „Zawodnicy często wykraczali poza swoje uprawnienia, chcieli decydować o sprawach, które nie były w ich kompetencji”. Na szczęście zawodnicy się poprawili, „zrozumieli, że mamy wspólny cel, tj. ja działam dla nich, a oni skupiają się na osiąganiu wyników i karierze sportowej”.
Po drugie niektórych sędziów. „Nie wszyscy sędziowie dobrze rozumieli bycie sędzią na zawodach”. Tutaj czarnym charakterem, który nabruździł zdaniem prezesa, jest przewodniczący kolegium sędziów. „Tym bardziej, że wysyłane przez niego paszkwile na temat Zarządu do władz europejskich i światowych, też nie służyły zbudowaniu odpowiednich relacji”. Na szczęście „wśród sędziów jest bardzo wielu ludzi, którzy z oddaniem i pasją wykonują swoje zadania, a także rozumieją sytuację w jakiej obecnie się znajdujemy”. To ostatnie zdanie brzmi niefortunnie, jakby było żywcem wyjęte z umoralniającego przemówienia jakiegoś dygnitarza komunistycznego z czasów PRL.

Przewodniczący kolegium sędziów nie jest po raz pierwszy przedmiotem ataku prezesa Krajewskiego.  Badmintonzone.pl zamieściło w swoim czasie odpowiedź zainteresowanego na zarzuty prezesa (zob. Polemika Wojciecha Ossowskiego z prezesem Krajewskim).

Niepotrzebną nerwowość w odpowiedziach prezesa Krajewskiego widać też w odpowiedzi na pytanie nr 37: „Ile Pan zarabia w związku?” Prezes zdradza, że w pierwszej chwili nie chciał odpowiadać na pytanie, które „samo w sobie nie świadczy o wysokiej kulturze osobistej osoby, która go zadała”. Dziwne, że osoba, która zgadza się na uczestniczenie w odpowiadaniu na pytania internautów, jest tak wrażliwa na postawienie tak oczywistej kwestii. Chyba prezes nie wymaga od nadsyłających mu pytania, do których nadsyłania zachęcał internetowy serwis związku, by przedtem dokładnie przestudiowali kwestie formalne. Przecież w pouczeniach pod adresem Marka Idzikowskiego sam prezes sugerował wyraźnie, że nie są one najważniejsze.

Wedle popularnego powiedzenia, nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi, więc prezes nie powinien narzekać. Wszak to „niekulturalne” pytanie pozwoliło mu na zgrabne wygłoszenie następującej deklaracji (pisownia oryginalna): „Nigdy nic nie zarabiałem, nie zarabiam i nie będę zarabiał w związku gdzie pracuję społecznie od samego początku, tak samo jak wszyscy pozostali członkowie zarządu. Od wybrania mnie Prezesem nieustannie dokładam swój czas i energię w dyscyplinę, która przez większą część mojego życia jest moją pasją”. Pochylam głowę w uznaniu dla poświęcenia prezesa i zapewniam, że BadmintonZone.pl nigdy nie podejrzewało go o chęć kandydowania na stanowisko w celu pobierania apanaży, których zresztą dla prezesa – zgodnie z odpowiednimi regulacjami — nie przewidywano.

Prezes PZBad poświęcił także nieco uwagi „konkretnemu portalowi”. Ze względu na to, że nazwa owego „portalu” padła w pytaniu (nr 15), a także na inne szczegóły, wiadomo, że chodzi o BadmintonZone.pl. Tym wątkiem zajmiemy się za jakiś czas w innej naszej publikacji. Natomiast czytelnikom zainteresowanym tematyką związkową, którzy jeszcze nie zapoznali się z poglądami prezesa, polecamy lekturę jego odpowiedzi na stronie PZBad.

Fot. © Paweł Staręga

Janusz Rudziński

© BadmintonZone.pl | zaloguj