2013-07-18,
Warszawa
Z perspektywy 35 lat (8)
Hostessa — trampolina do kariery (cz. 2. — dokończenie)
Zawsze uważałam, że w życiu wszystko dzieje się po coś. Tak samo było z Beatą, pomagała nam w organizacji zawodów badmintonowych, tłumaczyła, spędzała wiele czasu, towarzysząc naszym VIP-om podczas organizowanych wycieczek po Starym Mieście, uczestnicząc w koncertach organizowanych przez nas w pałacyku przy ul. Okólnik, gdzie mieści się Instytut Fryderyka Chopina, oprowadzając ich po Żelazowej Woli, Arkadii i Nieborowie. Kolorowa, życzliwa, uśmiechnięta, entuzjastycznie przekazująca gościom w pięknym języku angielskim, piękno Polski i jej ciekawą, choć trudną historię. W Polsce Beata uczyła się w Liceum im. Tadeusza Czackiego, potem ukończyła botaniczne studia magisterskie w Warszawie, a następnie studia magisterskie w Anglii. Język angielski, który darzyła wielką sympatią, studiowała od wczesnych lat i świetnie wykorzystała tę znajomość w późniejszych latach, pracując jako tłumacz. Od dzieciństwa zawsze towarzyszył jej aparat, zapisywała w ten sposób fascynujące ją wydmy nad Bałtykiem, piękne sosny i brzozy, górskie potoki i kolorowe maki na polach. Dla siebie, na pamiątkę, bez żadnego celu. W skomplikowane arkana techniczne wprowadził ją tata i brat Grzegorz Gajewski, a wizja artystyczna — ot po prostu była. Pisałam już o tym, ale tutaj należy przypomnieć, że naszym sponsorem była firma Rank Xerox. Jej dyrektor Zygmunt Lucek docenił wykształcenie Beaty i zaproponował jej pracę tłumacza. Wiele lat Beata pracowała dla Rank Xeroxa nie tylko w Polsce, ale również w Anglii. Była znakomitym tłumaczem wszystkich technicznych podręczników, które były załączane do maszyn produkowanych przez Firmę i dostarczanych na rynek Polski. Z opowiadań wiem, że technicy, którzy pracowali w Firmie, mieli wielkie kłopoty z poprzednio tłumaczonymi już opisami i instrukcjami obsługi maszyn dopóty, dopóki Beata nie usiadła i nie zrobiła swojego pierwszego tłumaczenia. – Po raz pierwszy rozumiemy, co czytamy – powiedział jej główny inżynier, co było dla niej wielką satysfakcją. Częste wizyty w Anglii uświadomiły Beacie, jak bardzo piękna jest Anglia, a na piękno krajobrazu jej artystyczne oko zawsze było wyczulone. Do tego doszedł jeszcze jeden aspekt zupełnie prywatny. W życiu Beaty pojawił się pewien niebieskooki gentleman, który skradł jej serce. I tak Nasza Beata nie wróciła do Polski, bo Niebieskooki Pan poprosił ją o rękę. Ślub Beaty był wydarzeniem towarzyskim dla grona przyjaciół oraz rodziny. Jako że Beata jest rudowłosą pięknością (którą ślubny nazywa „truskawkową blondynką”), suknia była w jej ulubionym kolorze zielono-turkusowym. Po ślubie dalej pracowała jako tłumacz, ale jej fotograficzna pasja — przez wiele lat odkładana na bok — coraz bardziej wysuwała się na plan pierwszy. Niezawodny Niebieskooki podarował Beacie najnowszą Minoltę 9 i wspierał wszelkie jej fotograficzne plany, marzenia i niezbędne wyjazdy na fotograficzne plenery. Powoli jej zdjęcia zaczęto publikować w kalendarzach, a następnie w pismach fotograficznych i podróżniczych z towarzyszącym im tekstem. Największe osiągnięcie zostało zrealizowane w roku 2006, kiedy to wydawnictwo Frances Lincoln Ltd zaangażowało ją do zrobienia pierwszej książki „Cracow, City of Treasures” (Kraków, miasto skarbów). Książkę tę otrzymałam od Beaty podczas jednej z Jej wizyt w Polsce, w Warszawie. Jak miło było przeczytać dedykację, którą dla nas napisała: „Dla Jadwigi i Andrzeja, na pamiątkę wspólnie spędzonych chwil i dla ukazania, że nigdy nie jest za późno na spełnienie marzeń”. Każda z książek napisanych przez Beatę Moore jest zadedykowana szczególnym osobom w Jej życiu i tak „City of Treasures” posiada piękną dedykację: Dla Johna, którego doping w dążeniu do celu pozwolił na zrealizowanie marzeń, dla Konrada za wiarę we mnie, dla Rodziców i Brata za ich znaczący wkład w moje życie. Następna jej książka, „A year in the life of the New Forest” (Rok w życiu New Forest), ukazała się w roku 2007 i ukazuje niezwykłe piękno tego parku narodowego, wbrew nazwie wcale nie takiego nowego, bo tamtejsze lasy mają prawie 900 lat! W roku 2009 ukazały się dwie kolejne książki Beaty: „ Blooms” (Kwiaty) oraz „A year in the Cotswolds” (Rok w Cotswolds), moja ulubiona, która dedykowana jest Jej mężowi Johnowi, najwspanialszemu przewodnikowi po Cotswolds oraz przyjaciołom Frankowi i Annie (Wilson) za inspirującą wycieczkę do Cotswolds. Jest to ten sam Frank Wilson, który był nauczycielem naszych sędziów w roku 1982 na kursie w Wołominie. W przedmowie do książki „Blooms” (Kwiaty) czytamy: Beata jest profesjonalnym fotografem i wykwalifikowanym botanikiem, dlatego też kwiaty zajmują w jej sercu szczególne miejsce. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, aby nie powiedzieć banalna: „ Chcę zatrzymać w obiektywie ich unikalne piękno, jako spłatę długu naturze, która je wytworzyła”. Z książką „A year in the Cotswolds” (Rok w Cotswolds) związana jest pewna zabawna historia. Otóż po ukazaniu się książki w Anglii jeden z recenzentów napisał ni mniej ni więcej tylko takie zdanie: Książka jest wydana bardzo starannie i przedstawia znakomite fotografie oraz tekst, ale uważam, że Cotwolds nie jest aż tak piękne jak pokazano w albumie Beaty Moore! No cóż, to chyba jest najpiękniejszy komplement dla fotografa! Kolejny rok przyniósł kolejny album, tym razem jest on poświęcony Londynowi a tytuł brzmi „The Square Mile — Photographic Portrait of the City” (Mila kwadratowa – fotograficzny portret City) (przyp.: City jest sercem finansowym i najstarszą częścią Londynu i zajmuje dokładnie jedną milę kwadratową) zaś dedykacja tylko i wyłącznie dla ukochanego syna Konrada, który skończył w międzyczasie studia i rozpoczął pracę w City. W roku 2011 ukazał się album „The Channel Islands” (Wyspy Normandzkie). Tym razem książka jest dedykowana Grzegorzowi, bratu Beaty, z którym spędziła wiele szczęśliwych chwil nad morzem. I faktycznie, wyspy te otoczone morzem mają wspaniałe plaże, intrygujące skały odsłaniane przez kolosalne odpływy, jak również mnóstwo ciekawych historycznych budowli. Książka „Portrait of Wimbledon” wydana została w zeszłym roku przez wydawnictwo Halsgrove Ltd i ukazuje historię i niezwykłą elegancję tego podlondyńskiego miasta, jak również jego powiązania z tenisem. Z wymiany korespondencji z Beatą wiem, że dnia 25.04.2013 została złożona w wydawnictwie kolejna książka, album „Surrey Hills” (Wzgórza hrabstwa Surrey). Tak oto pokrótce wygląda historia pewnej rudowłosej Beaty, która rozpoczynała swoją karierę od tłumaczeń na mistrzostwach badmintona, aby później ciężką pracą, talentem artystycznym i pięknym językiem angielskim zachwycić Albion. Na koniec zamieszczam jedno zdanie mojej nauczycielki języka angielskiego, Joanny Kołackiej, która czyta blog Beaty i czasami również komentuje mój blog: Masz (Beata) wielki talent spostrzegania świata i interpretowania go w artystyczny sposób. Z niezwykłą wrażliwością opisujesz piękno i urok niezwykłych obiektów i dodajesz koloru zwykłym. Po przeczytaniu kolejnych wpisów, zawsze czuję się wspaniale podbudowana. Nie mogę dodać nic więcej, gdyż Joanna wyraziła dokładnie wszystko to, co mogłabym sama napisać. Przedstawiając dzisiaj Beatę Gajewską Moore, chciałam pokazać wszystkim moim czytelnikom, że pracując na początku swojej kariery jako wolontariusz przy organizacji wielkich zawodów sportowych, zdobywamy szlify niezbędne w przygotowaniu do dalszego życia, do znalezienia swojego w nim miejsca, a czasami jest to wstęp lub jak kto woli trampolina do osiągnięcia znakomitych sukcesów, bo przecież nie zawsze wyjazdy muszą kojarzyć się z negatywną emigracją i ciężką fizyczną pracą przy zmywaku. Jest wiele osób, do których również należy Nasza Beata, które talentem, pracą i wiarą we własne możliwości przeniosły góry. Wiem też, że do tego potrzeba nadzwyczajnych zdolności, pracowitości i ogromnej motywacji oraz kogoś bliskiego, kto będzie w nas wierzył i będzie wspierał, tak jak Niebieskooki Beatę. cdn. Jadwiga Ślawska-Szalewicz Fot. Jadwiga Ślawska-Szalewicz (archiwum) W związku z niedawnym jubileuszem Polskiego Związku Badmintona kontynuujemy publikację cyklu złożonego ze wspomnień i historycznych refleksji Jadwigi Ślawskiej-Szalewicz. Była prezes PZBad, była wiceprezydent Europejskiej Unii Badmintona (EBU — obecnie Badminton Europe, BE), honorowa prezes PZBad, pisze również często o badmintonie w swoim blogu "Okiem Jadwigi", poświęconym zresztą o wiele szerszej tematyce. Poprzedni odcinek zamieściliśmy 18.06.2013. jr |
|
© BadmintonZone.pl | zaloguj |