2013-02-06,
Warszawa
Z perspektywy 35 lat (2). Lata osiemdziesiąte
Swoje wspomnienia rozpoczęłam od najważniejszych zawodów w światowym sporcie, czyli igrzysk olimpijskich. Ale zanim doszło do tego, zanim mogliśmy uczestniczyć w eliminacjach, musieliśmy w turniejach kwalifikacyjnych pokonać wiele przeszkód, którymi życie w latach osiemdziesiątych było usłane.
Wielu młodych zawodników zapewne w tych właśnie latach przychodziło na świat. My zaś pokonywaliśmy przeszkody, prawie skacząc jak konie we wszechstronnym konkursie konia wierzchowego w zawodach potęgi skoku. W 1984 roku mamy już 18 okręgowych związków, 100 klubów, 22 trenerów i ponad 150 instruktorów. Organizujemy międzynarodowe mistrzostwa Polski, które są zawodami wysoko ocenianymi przez nie tylko przez GKKFiS, ale również przez prasę, TV i radio. Od 1983 r. mamy kontakty z zawodnikami Chińskiej Republiki Ludowej. Wykorzystujemy ich pobyty nie tylko w zakresie szkolenia zawodników, ale też instruktorów i trenerów. Biegamy, aby otrzymać dodatkowe środki finansowe dla SPORTFILMU, który kręci filmy szkoleniowe z udziałem zawodników polskich i chińskich. Filmujemy również treningi reprezentacji ChRL w Głubczycach. COS SPORTFILM nakręcił dla nas filmy szkoleniowe pt. „Technika uderzeń”, „Taktyka”, propagandowy (reklamowy) „ Badminton dla wszystkich” oraz film z IX Międzynarodowych Mistrzostw Polski. Trzyminutową reklamówkę o badmintonie udaje nam się dostarczyć do dystrybutora filmów i jest emitowana w kinach przed głównym filmem. Tłumaczymy ponad dwadzieścia artykułów o badmintonie, a w przygotowaniu jest część II skryptu „Taktyka”, autorów Jadwigi Ślawskiej i Ryszarda Borka.
Opracowaliśmy wraz z TKKFiT ulotkę badmintonową, tzw. rozkładówkę, którą można powiesić na hali jako plakat. Rozkładówka jest dwustronna, kolorowa i jako dwustronicowy plakat cieszy się wielkim powodzeniem. Stworzyliśmy silną bazę, mamy podstawy, ale… jak to zwykle jest w tym całym parciu do przodu, w organizacji zgrupowań (Głubczyce i Suwałki), zawodów, staraniu się o wprowadzenie badmintona do programu Ogólnopolskiej Spartakiady Młodzieży (1981), w naszych dążeniach do podniesienia poziomu badmintona, do jego popularyzacji w klubach, okręgach, województwach — zabrakło podstawowego elementu: SPRZĘTU. O ile kadra badmintona posiada skromne, a nawet bardzo skromne wyposażenie w sprzęt Carltona otrzymany w ramach podpisanego kontraktu z angielską Firmą CARLTON, jako głównym sponsorem Helvetii Cup ’85 – Drużynowych Mistrzostw Europy gr. B (na fot. 1. otwarcie tych zawodów, na pierwszym planie prezydent EBU Stan Mitchell i prezes PZBad Andrzej Szalewicz), które zorganizowaliśmy w Warszawie (na fot. 2. reprezentacja Finlandii w czapeczkach-upominkach, które wykonaliśmy w Zakładach Przemysłu Dziewiarskiego „Polonia” w Głubczycach na tę imprezę). Borykamy się z zaopatrzeniem w podstawowy sprzęt rakiety i lotki dla zawodników naszych klubów. Reprezentacja Polski otrzymuje w wyposażeniu: rakiety Carlton, dresy, koszulki, spodenki, skarpety. Związek otrzymuje trochę lotek piórkowych. Nie, nie są to liczby powalające na kolana. Na Mistrzostwa Europy gr. B Helvetia Cup ’85, firma Carlton dostarcza 300 tuzinów lotek piórkowych, które wykorzystujemy bardzo skrupulatnie. Używane lotki „głaszczemy” i trafiają one z powrotem do tub; będą później zużywane na treningach kadry. Pozostałe nie używane, po ciężkiej wymianie zdań ze sponsorem pozostają w Kraju i są wydawane przez związek z magazynu na treningi reprezentacji seniorów i juniorów. W 1983 r. GKKFiS przydzielił nam 2000 USD na zakup lotek (co wystarczyło na zakup 300 tuzinów), zaś w roku 1984 otrzymaliśmy już 7600 USD na zakup lotek piórkowych niezłej jakości. Wytwórnia Sprzętu Sportowego w Łodzi produkuje lotkę „Wessa” (nie wiem czy ktoś jeszcze pamięta tę ciężką lotkę?), w tym samym roku rusza również w małych ilościach produkcja lotki w Oławie, którą tworzy pan Appel wspólnie z R. Borkiem jako konsultantem. Trwa również praca nad produkcją lotki plastikowej firmy UNIMED J. Prokop w Warszawie. Kadra dysponuje rakietami Yonex i Carlton (na fot. 3. trener kadry narodowej Ryszard Borek z zawodniczkami Bożeną Wojtkowską i Bożeną Siemieniec), zaś dla klubów zostaje zakontraktowanych 5000 sztuk rakietek „Łastoczka”, które dojeżdżają do Polski w roku 1984/1985. Prezydium ustala zasady podziału tej cennej zdobyczy: okręgowe związki badmintona otrzymają po 50 rakiet na nowo powstałe kluby (w ostatnich dwóch latach), natomiast na inne kluby po 20 sztuk. Czy to dużo? Odpowiedzcie sobie sami. Dzisiaj każdy zawodnik dysponuje kilkoma rakietami najwyższej klasy, wtedy marzeniem było posiadanie 4 sztuk rakiet tej samej firmy i tej samej klasy. No cóż… nie potrzeba komentować. W ciągu ostatnich dwóch lat (1982–1984) prowadzono rozmowy z Centralami Handlu Zagranicznego (wtedy towary importowano tylko i wyłącznie przez CHZ), z byłymi Zakładami POLSPORT, które po kolejnej reformie nie były już w resorcie GKKFiS, POLDROBEM, Centralą Przemysłu Handlu Wewnętrznego, Przedsiębiorstwem Usługowym Urządzeń Sportowych. Odbyliśmy wtedy ponad 120 zebrań dotyczących tylko tematu SPRZĘTU. Żaden temat nigdy wcześniej ani nigdy później nie kosztował i nie zabrał tyle czasu. A co z lotkami? Zaimportowaliśmy lotki N-104 z Chińskiej Republiki Ludowej (na przełomie lat 1983/84). A pieniądze? Pieniądze zdobył Andrzej Szalewicz w CPHW, były to dewizy państwowe przeznaczone na najpotrzebniejsze rzeczy dla ludności! W dobie kryzysu, najpotrzebniejsze rzeczy i towary dla ludności to lotki do gry w badmintona?! Gdyby ta prawda wtedy została ujawniona, wiele osób z tej firmy mogłoby mieć kłopoty. Prezydium ustaliło zasady podziału zakupionych lotek. I tak: 1/3 przeznaczono na zakup dla potrzeb klubów sportowych, 1/3 dla potrzeb Związku i 1/3 dla klubów powstałych po 1.09.1984 r. Ówczesny prezes Związku Andrzej Szalewicz zwołuje w roku 1984 12 zebrań zarządu, 45 zebrań prezydium; jeździmy po Polsce, zebrania odbywają się w Głubczycach, Katowicach, Rzeszowie, Gdańsku, Wrocławiu, Warszawie, Radomiu, Kielcach, Skierniewicach, Olsztynie. Wynikiem tych wyjazdów i odbytych spotkań z władzami miejscowymi jest utworzenie kolejnych okręgów w Poznaniu, Krakowie, Łodzi, Lublinie, Szczecinie i Białymstoku. W zebraniach Zarządu uczestniczyli wszyscy członkowie Zarządu w liczbie 15 osób, w tym prezes oraz obowiązkowo cała pięcioosobowa Komisja Rewizyjna z mecenasem Wacławem Błońskim na czele. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak zażarte to były dyskusje, ile razy kłóciliśmy się i to wcale nie na żarty, ile gorzkich słów powiedzieliśmy sobie w twarz, kto czego nie dopilnował, kto zawalił sprawę na całej linii, kto się obronił. To był cholernie trudny okres, a my w tym czasie musieliśmy wykonać gigantyczną robotę, aby w końcu mieć reprezentację na dość wysokim poziomie. Już wtedy było głośno o przygotowywanej decyzji MKOl w sprawie wprowadzenia badmintona do programu igrzysk olimpijskich. Nie mogliśmy czekać z założonymi rękami, bo Korea Płd. miała zorganizować w roku 1988 swoje piękne Igrzyska Olimpijskie i wiadomo było, że jeżeli tak, to badminton — silny w Korei — może być grą pokazową, a my marzyliśmy przecież o igrzyskach. Tylko marzenia, marzenia, a życie w Polsce i polska rzeczywistość nijak miała się do „reality show”. W związku z tym wiele spraw musieliśmy zmienić: na pierwszy rzut poszedł kalendarz imprez i zmiana terminu indywidualnych mistrzostw Polski; już nie maj, już nie dowolność ustawienia tych imprez, tylko tak jak proponował kalendarz imprez IBF. Powoli następowały zmiany. Zaczęliśmy wychodzić z okresu TKKF-u, zaczęliśmy w końcu myśleć o wielkim sporcie, o światowej klasy badmintonie i o wielkich imprezach organizowanych na świecie i w Polsce. Według mnie rok 1983 i 1984 były kluczowymi latami w zmianie sposobu myślenia osób odpowiedzialnych w związku za sport przez duże S. Wtedy też zdaliśmy sobie sprawę, że bez własnych lotek długo nie pociągniemy. Niewielkie zastrzyki finansowe w postaci przydzielanych dewiz na zakup sprzętu, w tym lotek, były kroplą w morzu potrzeb. Potrzebowaliśmy lotek dla klubów. Bez rakiet, bez lotek przecież nie można było szkolić młodzieży. Ale byliśmy młodzi i pełni zapału. Nic nie było tak trudne, jak wyglądało. Prezes Szalewicz, wielki optymista, bardzo enigmatycznie powiedział na jednym z zebrań, że będziemy mieli (znaczy będziemy produkowali własną) polską lotkę piórkową. Patrzyłam na niego oczami okrągłymi i wielkimi jak spodki. Kazał mi to zaprotokołować. Byłam sceptykiem, z przekąsem zapytałam, taaa… lotkę piórkową? Polską? Mam zaprotokołować? – No tak, cóż w tym dziwnego – odpowiedział. Nic, zupełnie nic, ale brzmiało w moich uszach jakbyśmy chcieli rozpętać wojnę, ale brak było i wojska, i armat, i broni, a my dysponowaliśmy tylko uśmiechem na ustach i pokładami optymizmu. O tym, że marzenia czasami się spełniają, opowiem w następnym odcinku. cdn. Jadwiga Ślawska-Szalewicz Fot. © Jan Rozmarynowski, Jadwiga Ślawska-Szalewicz (archiwum) W związku z niedawnym jubileuszem Polskiego Związku Badmintona kontynuujemy publikację cyklu złożonego ze wspomnień i historycznych refleksji Jadwigi Ślawskiej-Szalewicz. Była prezes PZBad, była wiceprezydent Europejskiej Unii Badmintona (EBU — obecnie Badminton Europe, BE), honorowa prezes PZBad, pisze również często o badmintonie w swoim blogu "Okiem Jadwigi", poświęconym zresztą o wiele szerszej tematyce. Poprzedni odcinek zamieściliśmy 23.01.2013. jr |
|
© BadmintonZone.pl | zaloguj |