2018-06-28
Wspomnienie o Stefanie Pawlukiewiczu
   We wtorkowe popołudnie 26 czerwca 2018 r. spod Gór Świętokrzyskich nadeszła informacja uderzająca boleśnie cały polski badminton. Życie swe w naszym świecie zakończył STEFAN PAWLUKIEWICZ.
Wyrwana została część przestrzeni.
Zrobiła się nagle pustka w życiu.
Przede wszystkim dla najbliższej rodziny: żony i córki Stefana oraz syna z pierwszego małżeństwa. To oni czują teraz największy Jego brak. Współczujemy im jak najmocniej.

   Stefan nie był tylko zwyczajną częścią zwyczajnie toczącego się życia — On był życia kreatorem. A tym co robił, służył ludziom bardzo licznym. Przy nim — ale w dużej mierze i dzięki niemu -wzrastało kilka pokoleń jego dzieci. Tych których życie przez lata związane było i jest, z rakietką i lotką. Dzięki jego energicznemu, ale i pełnego szacunku dla innych, przewodnictwu, rzesze jego przyjaciół i współpracowników mogły uczestniczyć w setkach udanych i twórczych przedsięwzięć.
   Każdy przyzna, że badmintonowy "Orlicz" Suchedniów to właściwie żywe dzieło Stefana. Że najlepszy w pracy z dziećmi i młodzieżą badmintonowy klub w Polsce to dzieło Stefana. Tak jest — najlepszym badmintonowym klubem w Polsce w łącznej skali ostatnich 20 lat jest "Orlicz" Suchedniów!  Statystyki pokazują to wyraźnie:  największą sumę punktów w dotychczasowej — od początku jej prowadzenia do teraz — klasyfikacji w ramach Ogólnopolskiego Współzawodnictwa Dzieci i Młodzieży w badmintonie (prowadzonej przez Ministerstwo Sportu), zdobył klub Stefana!
   Na szczęście zdążył Stefan tę prawdę o sobie i swoim dziele poznać. Kilka miesięcy temu trafił na te zestawienia podczas swojej pracy archiwistyczno-historycznej dotyczącej polskiego badmintona. Właśnie... i również to z całą swoją energią i pasją czynił. I jakby przeczuwając, że za jakiś czas może mu sił zbraknąć, postarał się by ostatniej zimy to podstawowe dzieło ukończyć. Martwił się tylko, czy kiedyś, po jego odejściu, odpowiednio ktoś zadba o zebrany materiał archiwalny oraz o jego pracę, nie pozwalając tego zniszczyć.
   Już to ukazuje, jaką umysłowością był Stefan i jak szerokie horyzonty życiowe posiadał. Ale wszyscy ludzie badmintona polskiego dobrze wiedzą, że jego inteligencja, wiedza, znajomość życia i życzliwość dziesiątki razy służyła polskiemu badmintonowi. Zarówno temu na najwyższym poziomie, czyli PZBad, jak i na niższych pułapach:  klubowych, szkolnych i amatorskich. Jego koncepcje, wyliczenia, symulacje, projekty powiązane z bardzo dobrą znajomością przepisów i z dogłębną znajomością realiów, a oparte na jego osobistej pracy, wielokrotnie doprowadzały do efektu pozytywnego dla całego polskiego badmintona. I zarazem ile to też razy na wieść o rozwiązaniach i przepisach przeforsowywanych przez różnych "przebojowych najmądrzejszych", dobitnie przepowiadał, co z takiego idiotyzmu zapewne wyniknie. A jego przepowiednie niemal zawsze się sprawdzały. Jednak nawet w takiej sytuacji daleki był od prób zmuszania kogokolwiek na siłę do przyjęcia jego koncepcji.
   Dla wszystkich jasne jest, że organizacja dziesiątek turniejów badmintonowych w Suchedniowie to upór, wysiłek, planowanie i praca przede wszystkim Stefana. Przy czym mówimy o dziesiątkach turniejów, ale w skali tylko jednego roku — a lata te uzbierały się w okres stanowiący ponad ćwierć wieku !  Były to turnieje wszelakie: od najmniejszych dziecięcych, szkolnych, poprzez różnorakie amatorów, weteranów i ogólnopolskie we wszystkich kategoriach wiekowych, po Mistrzostwa Polski, oraz sztandarowy międzynarodowy Grand Prix "Puchar Gór Świętokrzyskich". Ten ostatni — bodaj najpoważniejszy w Polsce turniej w swej kategorii — był rozgrywany z obsadą kilkuset zawodników z kilku krajów, a w tym z obecną właściwie całą grającą Polską. Szczególnie to on był turniejem na wskroś stefanowym. Mówiono o nim niekiedy żartobliwie: "Puchar Stefana Świętokrzyskiego". Ale przecież właściwie tak było ! 
   Nie dość tego — przez lata Stefan swoją osobą wspierał organizację pozostałych dwóch niewiele mniejszych, podobnych turniejów rangi Grand Prix, organizowanych przez jego przyjaciół. Także w wielu innych sytuacjach organizatorzy mniejszych turniejów mogli liczyć na fachowe wsparcie Stefana. Proszony nigdy nie odmawiał.
   Najważniejsze jednak jest to, co Stefan z siebie — tak, to nie błąd: "z siebie", a nie: "od siebie" — przekazał ludziom. Tym którzy mieli szczęście w swoim życiu z nim bywać, czy wręcz przy nim wzrastać. Co tam statystyki dotyczące pierwszeństwa badmintonowego klubu Stefana — mimo że prawdziwe! Toż tylu mistrzów i medalistów Mistrzostw Polski, szczególnie w kategoriach juniorskich i młodzieżowych, wychowało się pod okiem i ręką Stefana, że samo to mówi za siebie i bez statystyk punktowych.
Ale to wcale nie wszystko, co tym zawodnikom Stefan z siebie dawał. Sami najlepiej mogą opowiedzieć, jak to w licznych podróżach do zaprzyjaźnionych klubów w wielu krajach, a także i Polsce w drodze na turnieje czy na obozy, Stefan zawsze zajeżdżał do różnych miejsc związanych bądź to z historią, bądź z kulturą. Robił to, by odkrywać dla młodzieży szersze horyzonty świata, w którym żyje.
   Natomiast mniej powszechnie jest wiadome, że przynajmniej kilku jego młodych podopiecznych w nastoletnim wieku dało radę ujść groźnym i prowadzącym na margines życia zawirowaniom dzięki czujności, uporowi i rozsądkowi Stefana. A dla ilu więcej Stefan był nieraz przewodnikiem i dyskretnym, ale skutecznym podpowiadaczem, jaką drogę warto wybrać. I bynajmniej nie mowa tu o życiu badmintonowym. Ale przecież już i lata wcześniej, wtedy gdy większość jego zajęć pochłaniało dyrektorowanie szkole, cechowało go takie podejście do młodzieży. Fakt że zdrowia jego nie wspomagały te jego papierosy, ulubienie kawy i słodyczy, czasami zbytnie nerwy w reakcji na głupotę czy niesolidność instytucji lub ludzi. Ale zdawał sobie z tego sprawę i starał się, by akurat w tym względzie nikt z młodych jego stylu nie naśladował.
        
   Odejście Stefana z życia Suchedniowa to jakby też utrata części serca tego miasta. Trudno będzie bez niego wszystkie jego dzieła i wszystkie jego dzieci utrzymać w dalszym rozwoju.
   Odejście Stefana z życia polskiego badmintona to utrata części duszy tego sportu oraz na pewno utrata solidnej części jego umysłu. Zapewne jeszcze nie raz okaże się, ile zawdzięcza się tu Stefanowi.
   Zróbmy więc wszyscy wszystko, by jak najwięcej utrzymać z tego, co wniósł Stefan swym życiem. Przede wszystkim wesprzyjmy jak najsilniej jego najbliższą rodzinę, a najbardziej jego córkę Olę.
A następnie zróbmy wszystko, by wesprzeć jego "dziecko" — nieprzeciętny Klub Badmintonowy "Orlicz" Suchedniów w utrzymaniu warunków pracy umożliwiających nadal wychowywanie bardzo dobrych zawodników;  by utrzymać poziom organizacji suchedniowskich turniejów, a "Pucharu... Stefana Świętokrzyskiego — Pucharu Stefana Pawlukiewicza" przede wszystkim; by kontynuować jego prace archiwistyczne i historyczne na temat polskiego i świętokrzyskiego badmintona, wydając jego ukończoną pracę, a nie pozwalając przepaść potężnym materiałom przez Niego zebranym: by... itd., itd., itd...
   Jednak niestety wiadomo, że teraz już na każdym turnieju trzeba będzie używać mikrofonu zawsze. Potężny głos Stefana wystarczał za wszelkie wynalazki akustyczne i był niepowtarzalny. Był niepowtarzalny, jak niepowtarzalnym był jego właściciel — zastąpić się go w pełni nie da. Ale spróbujmy utrzymać w rozwoju jak najwięcej dzieł z dorobku Jego życia.

(Pogrzeb Stefana Pawlukiewicza odbędzie się w sobotę 30 czerwca 2018 r. o godz. 14 w Suchedniowie)

Grono przyjaciół

© BadmintonZone.pl | zaloguj