2021-09-22, Warszawa
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
WYDAJE MI SIĘ, ŻE CZŁOWIEK NIE POWINIEN SIĘ BAĆ POWIEDZIEĆ PRAWDY

22.09.2011. Kontynuując cykl wywiadów z czołowymi polskimi zawodnikami, prezentujemy dziś wypowiedzi kolejnej dwójki kadrowiczów, specjalistów od gier podwójnych — Agnieszki Wojtkowskiej (fot.) i Łukasza Morenia.


Moreń: Może na początku podkreślę, że w pełni zgadzam się zawodnikami, którzy udzielili już wywiadu. To, co powiedzieli, to jest rzeczywiście prawda. Cała praca związku pozostawia bardzo dużo do życzenia. Już wiele lat jestem w kadrze. Teraz jest naprawdę źle. To, że my wszyscy to mówimy, to nie jest próba ataku, tylko akt desperacji z naszej strony. Tyle razy prosiliśmy o poprawę warunków, o rozmowę, a przez długi okres tego nie było. W sumie nie pozostawiono nam wyboru.
Pola: Wy też sami opłacacie swoje turnieje?
Moreń: My we trójkę — ja, Agnieszka Wojtkowska i Wojtek Szkudlarczyk — cały sezon organizujemy sobie praktycznie sami turnieje. Robimy to w jak najtańszy sposób. Wszędzie jeŹdzimy samochodami, zakładamy pieniądze za turnieje, sami je organizujemy. Jeździmy samochodem czasem po 1000 km w jedną stronę, co jest naprawdę męczące. Nie wspominając o tym, że następnego dnia trzeba grać. Nocujemy w fatalnych warunkach. Robimy to po to, żeby było jak najtaniej dla nas, żebyśmy mogli pojechać na jak najwięcej turniejów. Po jakimś czasie z łaską oddaje się nam pieniądze. Nigdy nie jest tak, że jesteśmy pewni, że dany wyjazd będzie.
Pola: Nie ma żadnego planu szkoleniowego?
Moreń: Jeżeli chodzi o plan szkoleniowy, to nasz plan jest taki, że od marca br. mieliśmy nie mieć z Wojtkiem Szkudlarczykiem żadnego turnieju aż do stycznia 2012. Jeżeli to by miało wyglądać profesjonalnie, to w styczniu powinien być przedstawiany plan szkoleniowy na cały rok. Powinniśmy usiąść z trenerami i szefem wyszkolenia w związku i ustalić plan, który by naprawdę obowiązywał. Była taka sytuacja, że mój trener, Jerzy Dołhan, powiedział nam najpierw w marcu, że wszystko jest w porządku, a tego samego dnia wysłał nam plan, z którego wynikało, że nie mam żadnego turnieju do końca br. To jest kpina, że zawodnicy kadry narodowej przez 9 miesięcy mają nie startować w turniejach. My rozumiemy, że jest kryzys. Poza tym jest dług w związku. Skąd się on wziął i kto jest temu winny, to powinno zostać wyjaśnione. Na pewno nie jest to wina zawodników, że te długi są i na pewno nie powinno mieć miejsca coś takiego, że zawodnik kadry narodowej dostaje plan, w którym od marca do stycznia nie startuje w żadnych zawodach, bo nie ma na to pieniędzy.
Pola: A jak to wygląda u zawodników na waszym poziomie w innych krajach Europy?
Moreń: Mamy porównanie z innymi zawodnikami. Wszyscy praktycznie śpią w hotelach organizatora, gdzie są naprawdę dobre warunki, mają zapewniony transport na halę. My śpimy w hostelach za 7-8 euro, po to tylko, żeby jak najwięcej turniejów zagrać. Inni zawodnicy często się z nas śmieją. Jednak wiedzą, że jeżeli chcemy startować, chcemy grać, to nic innego nam nie pozostaje. Często okazuje się, że jak już pojechaliśmy i zorganizowaliśmy sobie tanio turniej, to związek był w stanie nam zwrócić pieniądze za wyjazd. Choć z pewnością nie było to na zasadzie planu, gdzie my z góry wiedzieliśmy, że te pieniądze otrzymamy. Zawsze to było z łaską. Do tego często, jak chcieliśmy otrzymać dofinansowanie na jakiś turniej, to słyszeliśmy, że nie ma dla nas pieniędzy. A np. kupuje się w związku bilety lotnicze w ostatniej chwili do Azji i te bilety są po 2 tys. zł od osoby droższe, niż można byłoby je kupić. A my za 2 tys. zł praktycznie potrafimy sobie zorganizować turniej w Europie. Ta niegospodarność ma wpływ na nas, my na tym cierpimy. Jeśli pieniądze byłyby mądrze zarządzane, z pewnością starczyłoby środków również na nasze turnieje i jeŹdzilibyśmy dużo więcej.
Pola: Co z opieką medyczną?
Moreń: Przytoczę przykład Michała Rogalskiego. Podczas kontuzji, kiedy nie trenował 3 miesiące, pierwsze, co zostało zrobione, to obcięto mu wyżywienie. Nikt ze związku nie zadbał o rehabilitację, nikt nie martwił się o to, w jakim on jest stanie, czy wróci, czy nie, jak szybko wróci. Jedynym krokiem było zabranie mu wyżywienia. Oszczędność na zawodniku, czyli klasyczny sposób, w jaki działa nasz związek. Oszczędzanie na zawodniku to najłatwiejsze oszczędzanie.
Pola: Kwestia zagranicznych trenerów?
Moreń: To wszystko zostało przewałkowane, nie chcę się powtarzać. Wszystko, co powiedzieli Robert, Michał, Przemek i Wojtek jest prawdą. Wiadomo, jak z nimi postąpiono i jak się z nimi pożegnano. Później zawodnicy na zagranicznych turniejach się nas pytali, co się stało, dlaczego nie ma już z nami azjatyckich trenerów. I czy to prawda, że nie zostały im wypłacone w całości pieniądze i czy naprawdę było tak źle, jak ci trenerzy mówią. Cheng Gang napisał list do BWF, w którym się poskarżył i wszystko wyszło na jaw. My, zawodnicy, nie mieliśmy na to żadnego wpływu. To było działanie związku. Od momentu, kiedy odeszli azjatyccy trenerzy, nie mamy trenerów na takim poziomie jak oni.
Pola: Kto jest teraz waszym trenerem?
Moreń: Jerzy Dołhan. Możemy potwierdzić, że bardzo się stara.
Wojtkowska: Jego doświadczenie nie jest jednak na tyle duże, żeby mógł się nami zająć.
Moreń: Przede wszystkim jest nas za dużo — 7 osób. To jest trochę dużo, jeśli chodzi o jednego trenera. Często to go przerasta. W tym jest problem. Tak jak powiedziała Agnieszka, jego doświadczenie nie jest na tyle duże. Uczy się cały czas i chce się uczyć, tego nie można mu zabrać. Ale...w sporcie nie ma czasu. Dni, miesiące, lata uciekają, potrzebujemy szkoleniowca z najwyższej półki, żeby się rozwijać. Do tego śmieszna próba zastraszenia Michała i Roberta. Jest oświadczenie od wszystkich zawodników, że się z nimi zgadzamy. To nie jest tylko ich wymysł, to nie jest ich działanie mające na celu wprowadzenie swojego prezesa. Nie o to chodzi. Wiele razy chcieliśmy spotkać się z władzami związku i dyskutować na temat tego, żeby było lepiej. Przez ostatni rok w ogóle z nami nie rozmawiano. Nikt nie chciał się z nami spotkać.
Wojtkowska: Szkoda, że wcześniej nikt nas nie chciał słuchać, jak przychodziliśmy do związku. A teraz, kiedy zaczynamy mówić, bo naprawdę dłużej się tak nie da, to chcą karać Roberta i Michała, pewnie nas tak samo.
Moreń: Wydaje mi się, że prezes Mirowski myśli, że to jest zdanie tylko dwóch zawodników. Przekona się jednak, że cała kadra stoi za sobą murem. To nie jest wymysł dwóch zawodników. Nie prowadzą oni również żadnych działań, aby nas przekonać. Wszyscy tak uważamy, to jest zdanie wszystkich zawodników kadry, że dzieje się źle i są potrzebne zmiany. Jest dług, o którym każdy nieformalnie wie. I nas, zawodników, ani razu nie poinformowano — może w związku uważa się, że nie mamy do tego prawa albo że nie jesteśmy odpowiednimi osobami do tego, aby nas poinformować — a przecież ma to wpływ na naszą sytuację. Ani razu nie usłyszałem, z jakiego powodu jest ten dług, kto go zrobił, jak długo zajmie naprawa całej sytuacji. I jakie to będzie miało konsekwencje wobec nas. Choć ja widzę, jakie to ma konsekwencje. Mówi się nam, że nie ma dla nas pieniędzy, na różne sprawy, na które pieniądze powinny być. Tak to się odbywa. Uważam, że osoby, które zrobiły ten dług, powinny za to odpowiedzieć. Żyjemy przecież w państwie prawa. PZBad jest jak firma, a firmą trzeba dobrze zarządzać, żeby dobrze prosperowała. Uważamy, że tego nie ma.
Pola: Czego brakuje?
Moreń: Przykładowo, jeśli chodzi o promocję badmintona, to jest ona zerowa. Teraz PZBad zajął się naprawą sytuacji w związku, w biurze, ale w ogóle nie promował badmintona. Mistrzostwa Europy w Warszawie pokazały, że naprawdę dużo osób może przyjść na badmintonową imprezę. Był świetny doping, który umożliwił nam zresztą zajęcie drugiego miejsca, bardzo nam to pomogło. Było mnóstwo osób na hali i było widać, że w końcu zaczyna się coś dziać wokół badmintona. Wyniki, jakie wówczas osiągnęliśmy, były historyczne. Moje zdanie jest takie, że to wszystko zostało zaprzepaszczone, bo nie zostało zrobione nic, żeby iść w kierunku promocji badmintona. Badminton wciąż jest dyscypliną niszową w Polsce, a szkoda, bo po osiągnięciu takich wyników, mogło to wyglądać lepiej.
Pola: Czego oczekujecie od PZBad?
Moreń: Ludzie się mnie pytają, jakie mam oczekiwania wobec związku. Często są to ludzie ze środowiska, którzy sami grali kiedyś w badmintona. To pytanie mnie dziwi. My przede wszystkim chcemy normalności, czyli godziwych warunków treningowych, doświadczonego trenera.
Pola: Co to znaczy "godziwe warunki treningowe"?
Moreń: Jeżeli chodzi o halę i lotki, to ostatnimi czasy jest naprawdę w porządku. Wcześniej były problemy z przekładaniem terminów treningów, musieliśmy trenować na różnych halach. Teraz nie mam nic do zarzucenia, jeżeli chodzi o halę i lotki. Brakuje doświadczonego trenera, dobrej opieki medycznej, dobrego kontaktu ze związkiem, żebyśmy byli o wszystkim poinformowani na czas. Powinien być dobrze zaplanowany plan szkoleniowy, żebyśmy najpóźniej w lutym wiedzieli, jakie turnieje mamy zapewnione na 100%, gdzie możemy wyjechać, a gdzie musimy się wykazać własną inicjatywą. Potrzebujemy względnego spokoju, żeby nie podcinano nam skrzydeł. Często organizujemy sobie turnieje za grosze, jak najtaniej, sami je finansujemy, a potem idziemy do związku i prosimy o dofinansowanie, a dowiadujemy się, że nie ma na nas pieniędzy. Sami często wychodziliśmy z inicjatywą, że możemy kupować bilety dużo wcześniej, żeby były tańsze, wykładając własne pieniądze, ale ten pomysł nie został podjęty przez władze związku. Nie wiem, co jeszcze moglibyśmy robić, żeby było lepiej. Chcemy po prostu iść w spokoju na trening, ufać, że to, co robimy, ma sens. I rozwijać się.
Wojtkowska: Dokładnie. Teraz praktycznie w ogóle nie ma dziewczyn i trenuję cały czas z chłopcami. W którymś momencie został popełniony błąd, bo było dużo dziewczyn, ale nagle zaczęły odchodzić — jedna po drugiej. Gdyby teraz nie wróciła do ośrodka Kamila Augustyn, to bym była tylko ja i Nadia w kadrze. Jesteśmy teraz we trzy. To zdecydowanie za mało. Wcześniej były tu i Natalia Pocztowiak, i Ania Narel, dwie dziewczyny z zagranicy (Wang Liling oraz Olga Konon — red.). Wszystkie uciekły.
Pola: A czemu ty zostałaś?
Wojtkowska: Sama się czasem zastanawiam... Przez pewien okres my, dziewczyny, byłyśmy też bardzo Źle traktowane przez trenerów, Karola Hawla i Jerzego Dołhana. Wiele razy zgłaszałyśmy ten problem w związku, ale nikt sobie z tego nic nie robił. Liczyli się tylko chłopcy. I to też miało wpływ na decyzje dziewczyn. Na pewno zgadzam się ze wszystkim, co powiedzieli w wywiadach Michał Łogosz, Robert Mateusiak, Przemek Wacha i Wojtek Szkudlarczyk. Nie będę się powtarzać. Martwi mnie też przyszłość polskiego badmintona. Gdzie są młodzi? Cieszę się, że powstał teraz dla nich ośrodek w Białymstoku, bo przez pewien czas sytuacja wyglądała nieciekawie.
Moreń: Nam trochę brakuje do takich zawodników, jak Mateusiak, Łogosz, Wacha. A ci młodsi są jeszcze daleko za nami. To o czymś świadczy. Rozwój zawodników nie idzie tak, jak powinien. Nie ma odpowiedniego szkolenia młodych zawodników, którzy — swoją drogą — nie mają perspektyw. Zresztą nasza perspektywa też nie jest optymistyczna. Ratuje nas to, że gramy w ligach, często pomagają nam kluby. A przede wszystkim kochamy to, co robimy. I to nas przede wszystkim trzyma przy badmintonie. Bo związek bardzo często swoim działaniem podcina nam skrzydła, chęci do treningu i dalszego uprawiania tej dyscypliny.
Wojtkowska: Bardziej możemy liczyć na wsparcie klubów niż na związek. Choć kluby w Polsce nie posiadają dużych pieniędzy, to jednak nigdy nie wyliczają, co się nam należy, a co nie — w razie potrzeby robią wszystko, żeby nam pomóc. Czego nie można powiedzieć o Polskim Związku Badmintona.
Moreń: Przykładowo Michał Rogalski po trzech miesiącach poważnej kontuzji otrzymał 100 zł odszkodowania. Jesteśmy na tak śmieszne kwoty ubezpieczeni. Pani sekretarz uważa, że zawodnik powinien się leczyć w domu. A przecież opieka medyczna to powinno być minimum. Jeżeli zawodnik, który jest w kadrze narodowej, doznaje kontuzji na treningu, powinien mieć opłaconą opiekę lekarską i podstawowe zabiegi oraz wyżywienie.
Pola: Nie boicie się wobec ostatnich poczynań PZBad wyrażać własnego zdania?
Wojtkowska: Moim zdaniem siła jest w grupie. Wszyscy myślimy tak samo, to nie są jednostki.
Moreń: Przede wszystkim to, co mówimy, to nie jest żaden wymysł. To są nasze doświadczenia z ostatnich paru lat w zakresie tego, jak się z nami postępowało, jaka była współpraca z nami. Nie możemy udawać, że wszystko jest w porządku, bo tak nie jest. Wydaje mi się, że człowiek nie powinien się bać powiedzieć prawdy. Jeżeli będziemy musieli stanąć przed komisją dyscyplinarną, to staniemy wszyscy. Niech komisja decyduje, czy za to, że mówimy prawdę, mamy być pociągnięci do odpowiedzialności.

Fot. Yohan Nonotte © BadmintonPhoto.com (archiwum)

pola

© BadmintonZone.pl | zaloguj