2021-09-18
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
GORZEJ BYĆ NIE MOŻE. CZĘŚĆ 2

18.09.2011. Począwszy od piątku BadmintonZone publikuje wywiad z wybitnymi polskimi badmintonistami — Przemkiem Wachą i Wojtkiem Szkudlarczykiem (fot.).
Ze względu na objętość zebranego materiału, całość podzielona została na kilka części. Niebawem zapraszamy do lektury kolejnej, trzeciej części wywiadu: "WSZYSCY JESTEŚMY OBECNĄ SYTUACJĄ ZMĘCZENI".

Jak już wspominaliśmy, chęć wypowiedzenia się na łamach BadmintonZone zgłosiła niemal cała ścisła kadra narodowa. Wywiady z kolejnymi badmintonistami Redakcja będzie sukcesywnie zamieszczać na stronie.

Pola: Podobno koreański trener Kim Young Man też nie wszystkim odpowiadał?
Wacha: Ludziom w PZBad nie odpowiadał.
Szkudlarczyk: Najbardziej ludziom w PZBad nie pasował. Byłem na zjeździe zarządu jako przedstawiciel rady zawodniczej, gdzie przedstawiano sprawozdanie z pracy Kima, kiedy usuwano go z pracy. To było przedstawiane — ja się śmiałem i w końcu wstałem i powiedziałem, że wygląda na to, jakby Chińczyk z Koreańczykiem się zmówili i stwierdzili: pojedziemy do Polski i zrobimy bałagan. Jakby taki mieli cel. Koreański trener najbardziej PZBad nie pasował. Wszyscy zawodnicy, jak już odchodził, go bronili.
Wacha: To było widać.
Szkudlarczyk: Nikt nigdy w życiu, i to powie każdy z zawodników kadry, nie pracował z tak dobrym trenerem, jakim był Kim czy Chen Gang.
Pola: Kim Young Man i Chen Gang to byli optymalni trenerzy?
Szkudlarczyk: Tak. Lepszych byśmy nie musieli mieć.
Wacha: Tak. Ja jeszcze wspomnę, że podnoszono kwestię tego, jakie oni pieniądze zarabiają. Z tego, co się dowiedziałem, ile pan Karol Hawel zarabiał, to Chen Gang i Kim nie chcieli dużo więcej. Przecież nie mogli trenować za darmo. Tyle, co dostawał pan Karol Hawel, to troszeczkę więcej by się dołożyło i byłby Chen Gang, który teraz jest drugim trenerem w Korei. śmiejemy się, że dla Polaków był za słaby, a w Korei jest dobry.
Szkudlarczyk: Myśleliśmy, żeby zostawili te pieniądze i zawodnicy się troszkę dorzucą do tej pensji, żeby z azjatyckimi trenerami pracować. To byli dobrzy trenerzy, nigdy z takimi nie pracowaliśmy. Zresztą byłem teraz na turnieju na Słowacji, rozmawiałem z koreańskim trenerem Kim Young Manem, który jest teraz w Szwajcarii. On się kręci po Europie i cały czas wypytuje o sytuację w Polsce. Chciałby wrócić. Tylko jest jeden warunek, cały czas wypytuje o prezesa. Mówi, że jeśli prezes się zmieni, to on od razu może wrócić do negocjacji. I za nieduże pieniądze.
Wacha: On nas się pyta na każdym turnieju — w Azji i Europie — jak wygląda sprawa prezesa. Mówi, że jak się władze zmienią, to nie ma problemu, on może wrócić. W Szwajcarii ma tylko do końca grudnia podpisany kontrakt.
Szkudlarczyk: Kim jest trenerem w Szwajcarii i ma tam spokojną pracę, ale mówi, że to żadna perspektywa. Bo tu, w Polsce, ma wyzwanie, dobrych zawodników, z którymi mógłby coś zrobić i coś osiągnąć. A w Szwajcarii to taka bezpieczna emerytura. A on by chciał coś jeszcze osiągnąć.
Wacha: Kim to trener klasy światowej.
Szkudlarczyk: Ja uważam go za wybitnego trenera.
Wacha: Nasi trenerzy, tacy jak Jacek Niedźwiedzki, Darek Zięba czy nawet Jurek Dołhan, mogliby się od niego dużo, dużo nauczyć. Nawet rozmawiałem z Darkiem Ziębą i on mówił, że gdyby był trener z Korei czy Chin, to chciałby z nim popracować, bo mógłby się dużo nauczyć. Każdy by na tym skorzystał.
Szkudlarczyk: To jest system angielski, w Anglii tak robią. Zatrudniają najlepszych trenerów świata z Azji na 2-3 lata, przy nich pracuje po kilku trenerów z Anglii. I po tych dwóch latach, jak się trenerzy nauczyli, to trenerom azjatyckim dziękowali. To jest przyszłość badmintona, taka inwestycja, sposób, żeby pójść do przodu.
Wacha: Myślenie związku jest cały czas takie: jak najmniej od siebie, a jak najwięcej od nas. Porównując, ile pieniędzy dostają na szkolenie chociażby Belgowie czy Finowie, my nawet nie możemy się z nimi równać. Nie mówię o Anglikach, o Duńczykach. Nawet nie wspominam o tym.
Szkudlarczyk: To jest inna bajka.
Wacha: A związek by chciał, żebyśmy z nimi wygrywali. Angielski Związek Badmintona ma na rok 4-5 mln funtów. Zawodnicy mają wszystko.
Szkudlarczyk: Ja powiem inaczej, bo mam takie przełożenie. Jeździliśmy jako juniorzy na turnieje do Czech, na Słowację. I wygrywaliśmy z Anglikami. Teraz ci sami Anglicy pracowali z trenerami z Azji przez kilka lat i oni z nami wygrywają. Teraz jest pytanie: gdzie jest problem. Tak samo trenujemy my i oni — po 2 treningi dziennie. Gdzie jest różnica? Trenerzy, liczba startów zagranicznych, ogranie.
Wacha: Rozmawiałem kiedyś z dwoma najlepszymi trenerami, jakich miałem — z Kimem i moim dawnym trenerem z Niemiec. I oni się mnie pytają: Przemek, co się dzieje, słabiej teraz grasz. Więc odpowiadam im: słabiej gram, ale trenuję ostro cały czas. W ogóle nasza kadra ciężko trenuje, nikt się nie obija. A oni mówią: możesz dwa razy ciężej trenować, ale efektu nie będzie. Co z tego, że idziesz na trening i ciężko pracujesz, jak nie ma efektu. I przykładowo, zamiast formę mieć na mistrzostwa świata, to ty masz tydzień później. To jest właśnie sztuką, żeby dobry trener ustawił zawodnika, obserwował go.
Szkudlarczyk: U nas wszyscy są wrzucani do jednego worka. Wszyscy robią to samo.
Pola: A jak wobec tego plasują się na tle trenerów z Azji wcześniejsi szkoleniowcy: trener Borek, trenerka Majorowa?
Wacha: Jeśli chodzi o Klaudię Majorową, to jeszcze było dobrze. Przynajmniej wiedziałem, na jaki turniej jadę.
Szkudlarczyk: Ktoś kiedyś powiedział, że jeszcze będziemy za nią tęsknić i przyznam, że może nie tęsknię, ale trochę prawdy w tym było. W porównaniu do tej sytuacji, co teraz mamy.
Wacha: Jeżeli chodzi o Klaudię Majorową, to przynajmniej był porządek. I jak mam ją porównać do swoich ostatnich trenerów, szczególnie do pana Karola Hawla, to na pewno reprezentowała wyższy poziom. Darek Zięba jest młodym trenerem, ma ambicje, ale nie może poświęcić na trenowanie nas dużo czasu; po drugie, on dopiero zaczyna się w to bawić. Nie ma jeszcze doświadczenia trenerskiego na szczeblu seniorskim. Spóźnia się na treningi, ale to wynika z tego, że jedzie do nas z pracy. Teraz, jak nam się zmieniły godziny treningów we wtorki i czwartki na rano, to w ogóle go nie ma. Wtedy jest z nami tylko Jurek Dołhan. Teraz zrobiono tak specjalnie, pod Darka Ziębę, że siłownię mamy rano a treningi popołudniu. Ja go nie obwiniam, że go nie ma na wszystkich treningach, bo to nie jest jego wina.
Szkudlarczyk: Związek przedstawił takie warunki, że on nie może zrezygnować ze swojej pracy i podjąć się trenowania na pełnym etacie.
Wacha: Ale fajnie, że jest. Ja się z tego cieszę.
Szkudlarczyk: To jest jedna z niewielu pozytywnych rzeczy.
Wacha: Bo to jest grający trener, podczas gdy u nas jest niewielu zawodników. Czasami jak Hubert Pączek i Michał Rogalski pojadą na turniej (oczywiście za swoje pieniądze), to nie mam z kim trenować. Wtedy zawsze jest Darek i mogę sobie z nim pograć.
Pola: Z czego wynika tak beznadziejna sytuacja w PZBad?
Szkudlarczyk: Przyczyną jest część ludzi, która pracuje w PZBad. Mogę powiedzieć o szefie wyszkolenia (Andrzej Janecki — red.). To jest człowiek, który pamięta badminton lat 60. A jest "specjalistą" od sportu w związku w XXI wieku.
Wacha: Jeżeli ja się pytam pana Janeckiego, gdzie jest mój trener, bo go nie ma na treningu, jak pan Karol Hawel odchodził, a ja nic o tym nie wiedziałem, a pan Janecki mówi, że nie wie... A to jest przecież jego pracownik i jako szef wyszkolenia powinien wiedzieć, gdzie jest i powinien mnie o tym poinformować. Chociaż powinien poinformować zawodników, że nie ma trenera. Potem pojechałem do związku i rozmawiałem z panem Andrzejem. Nie mam trenera, pytam się, o co chodzi? I słyszę odpowiedź: ma pan trenera Jurka Dołhana. I to jest znowu na takiej zasadzie: jest trener. Ale co Jurek Dołhan może mi przekazać, jeżeli on nie ma zielonego pojęcia o grze singlowej? No i związek ma czyste ręce: Wacha ma trenera.
Szkudlarczyk: Są też na pewno zaległości, które były zrobione przez wiele lat — długi. Tylko ja się pytam: ktoś narobił tych długów, a my za nie płacimy, bo nie jeździmy na turnieje. Jest kryzys, nie ma pieniędzy, to dlaczego — skoro nam obcinają turnieje — nie obetną sobie wszyscy w PZBad pensji? Powiem więcej, w związku jest na pensje, jest nawet na dodatki paliwowe na dojazdy do pracy i na obiady. Więc ja się pytam, dlaczego u nas jest kryzys, a w biurze nie bardzo to widać?
Wacha: W innych miejscach są odpowiedni ludzie na odpowiednich stanowiskach i potrafią to ogarnąć. Tak jak Wojtek powiedział, mamy szefa wyszkolenia z lat 60. Od nas wymagają medali na mistrzostwach świata, a ze swojej strony są nam w stanie zaoferować minimum. Związek potrzebuje zmian, zmiany na pewno wyjdą na dobre, bo gorzej być nie może.
Szkudlarczyk: Gorzej być nie może, cokolwiek by nie było innego, uważam, że będzie lepiej. Rozmawiałem z paroma osobami, które wcześniej pracowały w związku i one też tak uważają. Próbowaliśmy zrobić przewrót, jak usunęli naszych trenerów, Chen Ganga i Kim Young Mana. Czas zrobić porządek, coś co powinno być zrobione dwa lata temu. Trzeba dojść, kto zawinił, pociągnąć do odpowiedzialności. Te osoby, które doprowadziły do takiej sytuacji, w jakiej jest związek, są bezkarne. Tylko my, zawodnicy, ponosimy konsekwencje, bo ja nie widzę osoby, która by jeszcze ponosiła konsekwencje. Skoro powinienem mieć 10 turniejów w roku, a mam pięć, czyli moje finansowanie zostało obcięte o 50%, to dlaczego pensji sobie o 50% nie obetną w związku?
Wacha: Przykładowo, kilka lat temu lecimy na turniej do Malezji i mamy bilety kupione do Kuala Lumpur. A powinniśmy dolecieć do innej miejscowości, bodajże do Kuantan. Ktoś dzwoni do związku i mówi, że mamy bilety do Kuala Lumpur, trzeba kupić do Kuantan. I 12 tys. zł idzie ot tak, przez szefa wyszkolenia. A my zawsze 200-300 zł do wszystkiego musimy dopłacać. Jeśli związek zrobi jakiś błąd, to jest dodatkowa kasa i wszystko jest OK.
Szkudlarczyk: To jest marnotrawienie pieniędzy. Przykładowo dostawaliśmy od pana Andrzeja Janeckiego bilety do Niemiec w cenie 800 zł. W tym samym momencie wszedłem do wyszukiwarki w Internecie i znalazłem bilet za 400 zł. Dlaczego nie można wziąć tego biletu za 400 zł?
Wacha: Związek kupił bilety do Anglii za 1500 zł, gdzie to jest absurd, bo można spokojnie kupić za 300-400 zł. Wiemy od 3 miesięcy, że tam jedziemy w 10 osób. A potem 4 osoby chcą pojechać na turniej, gdzie turniej kosztuje 1000 zł, to związek mówi, że nie ma pieniędzy.
Pola: Pytaliście, dlaczego tak się dzieje?
Szkudlarczyk: Nikt nam nigdy jasno nie powiedział. Raz powiedzieli na przykład, że tanimi liniami lotniczymi nie będziemy latać. Czasami znajdujemy bilety normalnych linii lotniczych po 300-400 zł. Mamy jedno biuro, które obsługuje PZBad, nie wiem, czy to jest jakiś układ, żeby z nimi współpracować. Fakt jest taki, że bilety kupowane są drożej. Podam przykład z Anglii. Od nowego roku jest tak, że trener musi być na odprawie technicznej. I to jest wiadomy przepis, który powinien być znany ludziom, którzy pracują w PZBad. Jednak dla trenera kupiono bilet taki, że nie mógł być na odprawie technicznej i trzeba by było zapłacić karę. I nagle trzeba mu kupić bilet i wydać 1 tys. zł. I na to są pieniądze. My się śmiejemy, że za to, że ktoś nie dopatrzył, trzeba było wydać 1 tys. zł, a my musimy do tego wspomnianego obiadu dopłacać po 4 zł. Śmieszne.
Wacha: A jak jedziecie na turniej i chcecie, żeby wam PZBad dołożył po 500 zł, to związek nie ma.
Szkudlarczyk: Na takie niedopatrzenia, niedociągnięcia idą naprawdę duże pieniądze. Przykładowo lecieliśmy teraz do Anglii na mistrzostwa świata. Dostaliśmy pełne koszty rezerwacji: 1,4 tys. zł od osoby. Uważam, że jak do Anglii — sporo. Michał Łogosz chciał — akurat po powrocie mieliśmy trochę wolnego — lecieć do Sopotu. Znalazł bilet na tej samej trasie plus z Warszawy do Sopotu za 1,2 tys. zł. I jeszcze znalazł to 2 tygodnie później niż ta rezerwacja zrobiona przez PZBad. Czyli dodatkowo jeszcze jeden lot i za mniejsze pieniądze. I nie żadnymi tanimi liniami, tylko normalnymi.
Wacha: My kupujemy dużo biletów. Ja teraz kupiłem bilet za 900 zł do Bułgarii. Cały turniej będzie mnie kosztował 1,7 tys. zł. Jak by PZBad organizował ten turniej, to by kosztował 3 tys. zł. Poważnie. Przykładowo idę do PZBad i mówią mi: masz 6 tys. zł, to będziesz miał na 2 turnieje. A ja mówię: 6 tys. zł to będę miał na 4 turnieje.
Szkudlarczyk: My potrafimy zorganizować te turnieje dużo, dużo taniej. Może nie mają czasu na załatwianie takich spraw, brakuje im umiejętności w biurze PZBad. Mogą zapytać nas...
Wacha: Bo to nie są ich pieniądze, więc mogą szastać nimi na prawo i lewo. Przykład: jedziemy na turniej i zostaje ostatni, najdroższy hotel, bo oczywiście związek się spóŹnił z rezerwacją. Oczywiście twierdzą, że wysłali maila, ale nikt im nie odpowiedział. Różnice między droższym a tym tańszym hotelem są czasami bardzo duże i jak tylko PZBad by w odpowiednim czasie zamówił ten tańszy hotel, na pewno dużo pieniędzy by zaoszczędził. Czasami zawodnicy z innych krajów śmieją się i mówią: skoro śpicie w tak drogich hotelach, to nie jest tak źle.
Szkudlarczyk: Kolejny przykład. Ja tam akurat nie byłem, ale słyszałem. Był wyjazd do Singapuru i Indonezji. I też chłopcy znaleźli o 700 zł tańszy bilet, ale ostatni odcinek w Azji trzeba było przelecieć tanimi liniami. I oczywiście wytłumaczenie związku, że my tanimi liniami nie będziemy latać. A okazało się, że tam leciało więcej ekip z Europy i wszyscy tymi tanimi liniami lotniczymi. A polska ekipa zwykłymi. Skoro mamy więcej pieniędzy od Niemców, Francuzów, Holendrów...
Wacha: W ogóle teraz jest chory układ. Treningi nie wyglądają tak, jak powinny wyglądać, jest bałagan. My nic nie wiemy, na jakie turnieje mamy jeździć. Jak rozmawiam z innymi zawodnikami spoza Polski, to oni się dziwią, że ja nie wiem, jaki mam turniej za miesiąc. I pytają się mnie, jak ja się wobec tego przygotowuję do startów. A ja nie wiem, czy mam teraz ciężko trenować, czy mam teraz okres startowy czy przygotowawczy. Nie mam pojęcia. A więc pytam, gdzie jest ten profesjonalizm? Ten, którego związek od nas wymaga.
Szkudlarczyk: Do mnie na przykład przychodzi trener i się pyta, czy zgłaszać mnie na turniej do Holandii. A ja się pytam, czy związek mi zapłaci za ten turniej. A on mi mówi, że nie wie. I pyta się, czy będziemy tego pilnować. Choć nawet jak jeździmy za swoje pieniądze, to musimy pytać o zgodę, czy możemy na danym turnieju grać.
Wacha: Dzisiaj do mnie podszedł trener Dołhan i mówi: Przemek, pamiętaj, że do wtorku są zgłoszenia do Danii. A do następnego wtorku do Francji. Bo my się sami zgłaszamy na turnieje! A mnie to nie powinno interesować. Ja przychodzę na trening i chcę trenować. Tak, jak miałem, kiedy byłem w Niemczech, gdzie zrobiłem największy postęp i tak jak miałem, kiedy był trener chiński i koreański w Polsce. Wtedy ja przychodziłem na trening i mnie nie interesowało, jak ułożyć trening, jak zaplanować wyjazdy.
Szkudlarczyk: Dlatego ci trenerzy nie pasowali związkowi, bo to trener szedł i mówił, że ten i ten zawodnik ma pojechać na ten i ten turniej. I na to miały być pieniądze, to miało być zorganizowane. Azjatyccy trenerzy za dużo od PZBad wymagali. Zaczęli wymagać od PZBad tyle, co od zawodników, a to już nie pasowało.
(cdn.)

Zob. też: W to, co się u nas dzieje, nikt nie chce wierzyć.

Fot. © BadmintonZone.pl (live)

pola

© BadmintonZone.pl | zaloguj