2021-09-16, Warszawa
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
W TO, CO SIĘ U NAS DZIEJE, NIKT NIE CHCE WIERZYĆ. CZĘŚĆ 1

16.09.2011. Począwszy od piątku BadmintonZone publikować będzie wywiad z wybitnymi polskimi badmintonistami — Przemkiem Wachą i Wojtkiem Szkudlarczykiem (fot.). Ze względu na objętość zebranego materiału, całość podzielona została na kilka części. Niebawem zapraszamy do lektury kolejnej, drugiej części wywiadu: "GORZEJ BYĆ NIE MOŻE".

Jak już wspominaliśmy, chęć wypowiedzenia się na łamach BadmintonZone zgłosiła niemal cała ścisła kadra narodowa. Wywiady z kolejnymi badmintonistami Redakcja będzie sukcesywnie zamieszczać na stronie.

Pola: Czego wam brakuje?
Wacha: Jeśli chodzi o singlistów, to warunki są takie sobie. Przede wszystkim brakuje porządnego trenera. To jest pierwsza sprawa. Trenerem jest obecnie Darek Zięba i to jest dobry trener, tylko nie ma go codziennie. Tak jak w tym tygodniu: trenowaliśmy rano, a on był w pracy i nie mógł wtedy przyjść, mógł przyjść po południu. A tak się ułożyło, że na hali nie było miejsca, żeby potrenować w tych godzinach, w których mógł być Darek. Zdecydowanie brakuje trenera. I turniejów brakuje. W ogóle to jest dla mnie śmieszne, żebyśmy się na turnieje sami zgłaszali, za te turnieje sami płacili. Czasami związek oddaje pieniądze, nie mówię, że za wszystko płacimy z własnej kieszeni. My powinniśmy się skoncentrować na treningu, na grze, a nie przychodzić z treningu i sobie szukać najtańszych lotów, hoteli.
Pola: Podobno podczas jednego z turniejów zawodnicy nocowali nawet w zakładzie fryzjerskim?
Wacha: Powiedział mi o tym Łukasz (Moreń — red.). Dramat.
Szkudlarczyk: Na przykład jak kadra młodsza wyjechała do Szwecji, to spaliśmy w 6 osób u koleżanki, której akurat nie była w mieszkaniu, a też kiedyś grała w badmintona. I udostępniła nam mieszkanie. Czyli hotel tak naprawdę mieliśmy za darmo. Kupiliśmy bilety tanich linii lotniczych, których akurat nie można przebukować. I akurat tak się złożyło, że ja i Łukasz Moreń musieliśmy kupić nowy bilet na poniedziałek, bo graliśmy w finale i nie zdążylibyśmy na niedzielny powrót. Na końcu, jak w PZBad nam zwracali pieniądze, to powiedzieli, że przekroczyliśmy budżet wyjazdu. Gdzie cały budżet naszego wyjazdu był mniejszy, de facto, niż gdybyśmy mieli organizować wszystko normalnie, tak jak organizuje związek. Robią też w ten sposób, że mówią nam, żebyśmy jechali na turniej i brali faktury, to może zwrócą. Można zorganizować wyjazd gdzieś blisko, na Słowację, do Czech czy Słowenii, na Litwę, gdzie jedziemy samochodem i szukamy tanich hoteli, w których nieraz są kiepskie warunki. Tego nigdy nie można przewidzieć. Śmieliśmy się ostatnio, bo mieliśmy nocleg właśnie w jakimś przerobionym zakładzie fryzjerskim... Jak mówiłem — uda się coś wygrać, to związek zwraca pieniądze. Nikt nie zaryzykuje wyjazdu w granicach 3-4 tysięcy na turniej, bo związek stwierdzi nagle, że nie zwraca.
Pola: A jak to wygląda w Europie?
Wacha: Jak byśmy porównali pieniądze, nie mówię już o Duńczykach, Anglikach, ale nawet jeśli by spojrzeć na Ukrainę, na Rosję, to oni jeżdżą wszędzie. Nic sobie nie muszą organizować. Najgorsze jest to, że po treningu zamiast przyjść i odpocząć i przygotowywać się na następny trening, to my biegamy i załatwiamy te sprawy, które powinien załatwiać związek.
Wacha: Ogólnie pod tym względem jest bałagan.
Szkudlarczyk: Przykładowo Przemek się przygotowuje do igrzysk olimpijskich. U deblistów też jest coś takiego. Podział na tych, którzy walczą o kwalifikację do IO i resztę. U deblistów na pewno brakuje trenera, który mógłby pociągnąć to wszystko do przodu. Którego poziom pozwalałby na to, żeby nas ciągnąć do góry. Tak jak mieliśmy wcześniej znakomitych trenerów. Związek uważał, że m.in. dla singlistów trener Chen Gang jest niewystarczający. Choć on pracuje teraz z kadrą Korei. Takie przełożenie. Tam jest dobry, a u nas był niedobry. Jeśli chodzi o trójkę osób grających gry podwójne, jak Łukasz Moreń, Agnieszka Wojtkowska i ja, to nam związek przedstawił plan szkoleniowy po mistrzostwach świata: zero turniejów do końca roku z pieniędzy związkowych. Dodatkowo, jeżeli byliśmy w lipcu na tydzień z Łukaszem Moreniem załatwiać sprawy szkolne, których nie mieliśmy czasu dopiąć w czasie roku akademickiego, to związek chce nas za to pozwać do komisji dyscyplinarnej. Bo podchodzimy niepoważnie do szkolenia. Twierdzą i rozgłaszają wszędzie, że byliśmy na wakacjach nad morzem. Jeżeli PZBad mówi, że niepoważnie podchodzimy do przygotowań, to ja się pytam, czy to jest teraz poważne, że ja nie mam żadnego turnieju zaplanowanego ze związku, bo teraz na Słowacji płaciłem za wszystko całkowicie ze swoich pieniędzy.
Wacha: Związek wymaga od nas niesamowitych rzeczy — medali na mistrzostwach świata. A od siebie daje minimum. PZBad myśli, że da nam lotki, halę i wszystko jest już OK. Były już takie rozmowy: macie lotki, macie halę, czego więcej chcecie?
Szkudlarczyk: Dużo się wypowiadają na ten temat, że mamy super warunki, takie osoby, jak trener obecny Jurek Dołhan i Damian Pławecki, który jest działaczem w związku, w zarządzie. A to są dwie osoby, które nigdy w życiu za swoje pieniądze grosza nie dołożyły do turnieju. A my średnio rocznie wykładamy około kilku tysięcy złotych swoich pieniędzy na turnieje.
Wacha: Ja tylko za jeden turniej w styczniu br. zapłaciłem 4200 zł — za Koreę. A są jeszcze inne...
Szkudlarczyk: My po mistrzostwach świata nie mamy zapewnionego żadnego startu. Jeśli byśmy chcieli postartować na jakichś turniejach, to są to już duże pieniądze. I dodatkowo, jeżeli uczymy się, żeby mieć jakąś alternatywę, to związek nas pozywa do komisji dyscyplinarnej. Rozpowiada dookoła, że byliśmy na wakacjach i niepoważnie podchodzimy do naszych przygotowań. Więc ja się pytam, do czego my się przygotowujemy tak naprawdę. Ja gram akurat w lidze francuskiej, jak opowiadam tę sytuację w moim klubie, dodatkowo spotykam się z zawodnikami francuskiej kadry, to oni mówią, że to jest niemożliwe. Że my, Polacy, prezentujemy taki poziom i tak gramy, a mamy takie warunki.
Wacha: Ja od lat jeżdżę na turnieje i w to, co się u nas dzieje, nikt nie chce wierzyć. Jak to, sami sobie opłacacie turnieje? Tak jak powiedziałem wcześniej, PZBad nie zwraca za wszystkie turnieje. Na przykład na chwilę obecną nie wiem, czy związek zwróci mi pieniądze za bilet, który sobie kupiłem do Bułgarii. Przykładowo, lecę też do Brazylii, ale ten wyjazd sobie sam opłacę, bo nie ma w ogóle rozmowy w związku na ten temat. Rozmawiałem z Belgiem Yuhan Tanem (65. w rankingu BWF — red.), który jeździ nawet po Malediwach. Ja nie mówię, że chcę tam jeździć. Ale jest to sposób zdobywania punktów, szczególnie w roku olimpijskim. Yuhan Tan przyjeżdżał do mnie na sparingi, gdzie ja musiałem się pytać pana Andrzeja Janeckiego, czy on może trenować, choć ja mu zapewniłem zakwaterowanie i wyżywienie.
Pola: A czemu się musiałeś zapytać w PZBad?
Wacha: Musiałem się zapytać pana Andrzeja Janeckiego. Takie są procedury. W PZBad nawet nie próbowano pomóc. Wszystko sam załatwiam, chociaż to powinien załatwić związek. Yuhan Tan mówi, że niezależnie, czy to jest rok olimpijski, czy nie, to on nie ma problemu z wyjazdami. I zawsze są na to pieniądze. A ja się muszę sam zgłaszać do Belgii czy Bułgarii. Obecnie w ogóle nie wiem, jakie mam turnieje. Jest taki bałagan.
Pola: Nie ma żadnego kalendarza?
Szkudlarczyk: Kalendarz jest cały czas modyfikowany. Na początku jest optymistyczna wersja i potem kalendarz jest obcinany. Uważam, że powinien być taki podział, że ci, którzy się mają zakwalifikować na IO, mają optymalnie, żeby się zakwalifikować. Z jak najlepszego miejsca. Ci, którzy są za nimi, też powinni mieć zapewniony jakiś start. A wygląda to tak, że ci, którzy biorą udział w kwalifikacji olimpijskiej, to mają warunki "pożal się boże", jakoś to będzie. Ci, którzy nie walczą o kwalifikacje, to już nie mają nic.
Wacha: Słyszę w PZBad głosy, że Wacha na IO na pewno się załapie i jemu nie potrzeba tyle turniejów, bo może mieć mniej. Gdzie mam przykładowo w roku 7-8 turniejów, a ma być jeszcze mniej. Jak inni mają po 15, to ja mam mieć 4-5 turniejów? To chore.
Szkudlarczyk: Niby się szczycą, że jest ośrodek, że on funkcjonuje. A tak naprawdę oszczędzają na tych, co mieszkają w Warszawie i to duże pieniądze. Dochodzi do takich paradoksów, że z wyżywienia mamy tylko obiady. Dodatkowo do niektórych dań musimy dopłacać po 4-5 zł, bo na to nie ma umowy ze związkiem. Pozostałych posiłków zapewnionych nie mamy, a tu jeszcze dopłaty...
Wacha: Tak jak w moim przypadku, zrezygnowałem z obiadów i uzgodniłem z panią sekretarz, że te pieniądze, które związek przeznacza na obiady, rocznie dajmy na to 5 tys. zł, to mi się to przełoży na turnieje. A na razie tych turniejów nie widać. Przynajmniej już jeden turniej był wyżej wspomniany (Korea), za który nie dostałem złotówki. Na chwilę obecną nie wiem, czy mi związek zwróci za ten turniej czy inny. Ja sam się zgłaszam, bo musimy sami maile zgłoszeniowe pisać. Wiele kosztów pokrywamy osobiście.
Pola: Zawsze było tak źle?
Wacha: Nie. Z roku na rok jest coraz gorzej. Mam na myśli turnieje.
Szkudlarczyk: Coraz mniej jest tych turniejów. Ja pamiętam, że jeszcze 4 lata temu jeździliśmy sporo, 3 lata temu już trzeba było sobie dopłacać, od dwóch lat — mówię ze swojej perspektywy — dokładam rocznie kilka tysięcy złotych z własnych pieniędzy do wyjazdów na turnieje. A w tym roku, jeśli bym chciał jeździć, to musiałbym dołożyć jeszcze więcej.
Wacha: Ja na pewno w roku olimpijskim więcej dołożę. I to jest śmieszne. PZBad bardzo dużo wymaga od nas, a od siebie minimum.
Szkudlarczyk: Wymyślili na przykład opłatę 500 zł za grę w lidze zagranicznej. Gdzie de facto ani nie pomagają negocjować nam kontraktu, ani znaleźć klubu.
Pola: Kto to wymyślił?
Szkudlarczyk: Zarząd. To miała być próba podratowania budżetu. Dwa lata temu złożyłem wniosek, żeby anulowano mi tę opłatę, a ja deklaruję, że te 500 zł przeznaczę na jakiś turniej. Gram w lidze zagranicznej, co pozwala mi zarobić pieniądze, za które opłacam sam sobie turnieje. Jednak się nie zgodzili. Czyli te pieniądze nie idą na moje szkolenie, bo skoro nie pozwolili mi tego przeznaczyć na turniej, to znaczy, że idzie to na jakieś wydatki związkowe niezwiązane z nami.
Pola: A jest cokolwiek, z czego związek się wywiązuje?
Wacha: Odkąd jest pani Halina Pikuła sekretarzem generalnym, to nigdy się jeszcze nie zdarzyło, żebym z opóźnieniem dostawał stypendium.
Szkudlarczyk: Były na początku jej kadencji jakieś opóźnienia.
Wacha: Ale to po prostu nadrabiali zaległości. Ogółem ostatni rok, może półtora, pieniądze są na czas. Oczywiście stypendia.
Szkudlarczyk: Z tym, że to ministerstwo zrobiło z tym porządek, bo podobno pieniądze idą tak, że PZBad nie ma prawa ich dotknąć.
Pola: I to jest jedyna pewna rzecz?
Wacha: Tak.
Szkudlarczyk: Nawet hala nie jest pewna, bo zdarza się, że czasem przychodzimy i treningu nie ma.
Wacha: Ale to nie zdarza się tak często. To jeszcze da się przeboleć. Lotki są. To, co wcześniej powiedziałem. Brakuje trenerów wysokiej klasy. Mieliśmy już różnych trenerów. Na przykład pana Karola Hawla...
Szkudlarczyk: Chodzi o to, czy idziemy do przodu, czy drepczemy w miejscu.
Wacha: Karol Hawel to jest bardzo fajny pan, ale na naszym poziomie nie mógł nam nic przekazać. Ale ja nie mam pretensji do pana Karola, bo on dostał pracę i ją przyjął. Mam żal do prezesa Mirowskiego.
Szkudlarczyk: Pan Karol Hawel nie jest na tyle dobry, żeby mógł nas pociągnąć do przodu, żeby mógł coś poprawić.
Wacha: Dla młodych zawodników może jest dobry, ale nie dla nas. Przypomnę, że pan Karol pracował całe życie z dziećmi, seniorzy to trochę inna bajka. A w PZBad mówią: macie trenera. Jeszcze raz wspomnę, mam żal do prezesa Mirowskiego.
(cdn.)

Fot. © BadmintonZone.pl (live)

pola

© BadmintonZone.pl | zaloguj