2020-03-28, Suchedniów
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
MAKE SOME NOISE FOR WARSAW!!!

28.03.2010. Na niedzielny turniej do Suchedniowa Warszawa wysłała swoje największe gwiazdy rocka.
Dlaczego gwiazdy? Bo w Świętokrzyskiem stanęli na podium wszyscy członkowie zespołu, tj. Michał Beczkowicz, Piotr Szafrański, Krzysztof Jakubowski, Mirosław Steć, Walerij Bezusy, Paweł Nowicki, Jacek Sadrzak, Beata Rataj i Kasia Karpińska (fot. 1.). A dlaczego gwiazdy rocka? Bo mieliśmy w swoim składzie między innymi dwóch gitarzystów, a na dobitkę w naszym tourbusie królował tego dnia zespół Iron Maiden.

Pierwszym wyróżniającym nas elementem był fakt, że przywieźliśmy z Suchedniowa tyle pucharów, że dałoby się z nich skompletować całą zastawę na imprezę po rozdaniu nagród MTV. Drugą ciekawą cechą ekipy ze stolicy był charakterystyczny doping. Wiadomo, terminowaliśmy u samych gigantów, czyli Duńczyków na drużynowych mistrzostwach Europy (czyt. artykuł "Duńczycy na największym dopingu"). W repertuarze, oprócz tradycyjnych oklasków, mieliśmy skandowanie imion i nazwisk na trzy różne sposoby, gromkie zagrzewanie przyjaciół do boju, różnorodne przyśpiewki i dźwiękonaśladowcze komentarze do akcji. Swobodnie korzystaliśmy też z podpatrzonej u Duńczyków reakcji na aut przeciwnika. Kto był w Arenie Ursynów, ten wie o co chodzi.

Poziom artystyczny imprezy oceniamy na piątkę z plusem. Obiekt jak Sala Kongresowa, organizacja jak na koncercie U2, sędzia główny zapowiadał mecze tak, że roadie zespołu Motorhead to przy nim marny sufler, finezja pod siatką kunsztowna jak solówki Jimmy'ego Page'a, praca nóg zniewalająca jak chód Angusa Younga z AC/DC, smecze ostrzejsze niż riffy Black Sabbath, a pojedynki długie i zaskakujące jak utwory King Crimson.
Zadziwiająca sytuacja miała miejsce w grze pojedynczej kobiet. W kategorii tej udział wzięły cztery zawodniczki. Jedna zanotowała komplet porażek, natomiast pozostałe trzy miały na koncie po jednej porażce i po dwa wygrane mecze. O kolejności na podium miała więc zadecydować liczba rozegranych setów. I co się okazało? Otóż ku ogólnemu zaskoczeniu, stosunek wygranych do przegranych setów wszystkich trzech pań był taki sam. Trzeba się więc było uciec do liczenia małych punktów. A tymczasem małe punkty też nie były szczególnie chętne do współpracy. Zadecydowało dopiero drugie miejsce po przecinku! Ostateczna zwyciężczyni kategorii uzyskała współczynnik 3,03, a dwie pozostałe panie... Niespodzianka! Otóż dwie pozostałe panie skończyły gry ze współczynnikiem 3,01. Obie! Z takim samym stosunkiem wygranych do przegranych małych punktów! Zatem co się stało na podium? Ano to się stało, że gdyby było źle wyważone, to pewnie przewróciłoby się na bok, bo na dwójce stały dwie kobiety, a trójka była pusta (fot. 2.).

W związku z tym, że mecze rozgrywane były we wszystkich typowych kategoriach, przy czym gry pojedyncze kobiet podzielone były na dwie grupy (pań młodszych i starszych), w singlach mężczyzn walki toczyły się aż w 4 grupach wiekowych, gry podwójne mężczyzn podzielono na dwie grupy, podobnie jak gry mieszane, dokładne wyniki prezentujemy w formie pliku Excel, dzięki uprzejmości pana Stefana Pawlukiewicza.

Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, który turniej dla amatorów jest najciekawszy i najlepiej zorganizowany, odpowiedź jest jedna. Suchedniów. Czapki z głów przed organizatorami, którzy co do minuty rozpisali wszystkie pojedynki, które odbyły się dokładnie o takim czasie jak na listach. Walki toczyły się aż na 7 kortach, przy czym kort numer 7 był polem centralnym, na którym rozstrzygały się najciekawsze boje. Fantastyczna atmosfera panowała podczas dwóch ostatnich meczów finałowych, gdzie w mikstach i deblach mężczyzn Warszawa pojedynkowała się z Łodzią. Wszystkie pozostałe place były puste, ale za to pełne były trybuny. Oczy kibiców z Gniezna, Suchedniowa, Łodzi, Warszawy, Kielc i Tomaszowa Mazowieckiego skierowane były na środek hali. Po efektownych akcjach publika szalała jak na koncercie rockowym. Podchodząc do zagrywki ze świadomością, że kibice wstrzymują oddech i że właśnie wpatrują się w nas w napięciu dziesiątki par oczu, czuliśmy niebywałą adrenalinę i w głowach pojawiała się myśl: więc tak się czuje Lin Dan... Co tu dużo mówić, przez te kilkadziesiąt minut pojedynku sami byliśmy jak Lin Dan!

Kapele rockowe często wracają do miejsc, w których świetnie im się grało. Podobnie rzecz się ma z zespołem z miasta Warszawa (fot. 3.), który obiecuje, że odwiedzi Suchedniów podczas swojej kolejnej trasy.

Fot. © Katarzyna Karpińska, BadmintonZone.pl

karpeek

© BadmintonZone.pl | zaloguj