2019-04-20
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
POLITYKA WYBIÓRCZEGO INFORMOWANIA. CZĘŚĆ 2.

20.04.2009. Począwszy od piątku (17.04.2009) publikujemy wywiad z byłym sekretarzem generalnym Polskiego Związku Badmintona — Bohdanem Włostowskim.
Ze względu na objętość zebranego materiału całość podzielona została na kilkanaście części. Niebawem zapraszamy do lektury kolejnej, trzeciej części wywiadu: "OTWARTE WYPOWIEDZENIE WOJNY".

pola: PZBad zaczął wychodzić na prostą?
B.W.: Wtedy wybuchła kolejna bomba. Mianowicie Ministerstwo Sportu nie podpisało z PZBad umowy na finansowanie szkolenia dzieci i młodzieży oraz w zakresie sportu powszechnego. Nastąpiło odcięcie jednej kończyny.
pola: Nie przesadzasz?
B.W.: PZBad stoi na sporcie kwalifikowanym, czyli kadrze narodowej, oraz na sporcie młodzieżowym i powszechnym. Sport powszechny są to wszystkie małe kluby i klubiki, w których ludzie z miłości do tej dyscypliny organizują wszystko. Tą jedną decyzją sport młodzieżowy i powszechny został odrzucony.
pola: Dlaczego tak się stało?
B.W.: Nie spełniliśmy warunków konkursowych, bo nie mogliśmy dostać zaświadczenia z ZUS-u o niezaleganiu ze składkami. Zaczyna się dramat. W kwietniu powinna zostać podpisana umowa, jest maj, czerwiec, lipiec. Sytuacja narasta, bo szkoły mistrzostwa sportowego prowadzą szkolenie, licząc na te pieniądze. Pieniędzy jednak nie ma. Pojawia się frustracja. Ludzie z terenu dzwonią, pytając, co mają zrobić. W szkolenie zainwestowali pieniądze, dochodziło do sytuacji, że placówki zaciągały kredyty pod te pieniądze, które teoretycznie miały się pojawić.
pola: Czy ludzie byli informowani na bieżąco o rozwoju sytuacji?
B.W.: My tak naprawdę dowiedzieliśmy się, że tych pieniędzy za 2007 rok nie będzie, w grudniu 2007. Do tego momentu instytucja nadzorująca nie była w stanie jednoznacznie wypowiedzieć się na ten temat. Co prawda powtarzali nam, że bez zaświadczenia z ZUS-u będzie trudno, ale jednocześnie prowadzili rozmowy tak, jakby szukali innego rozwiązania. Ludzie z terenu cały czas mieli świadomość, że rozmawiamy z ministerstwem. W najburzliwszym okresie chodziłem do ministerstwa praktycznie co drugi dzień.
pola: Należało wydobyć te fundusze choćby spod ziemi?
B.W.: To są najważniejsze pieniądze — dla ludzi, którzy są w terenie i pracują z najmłodszymi. Pojawiały się z ich strony zarzuty, że wiele rzeczy zorganizowali i nie ma im kto teraz za to zapłacić. Starałem się wszystko tłumaczyć, należy jednak pamiętać, że wówczas była w PZBad, zresztą cały czas jest, polityka wybiórczego informowania. Nic nie jest jasne i powiedziane wprost. Informacja jest dorabiana do pewnego rodzaju polityki i to tak, żeby to wszystko było strawne dla ludzi w terenie.
pola: Dlaczego tak się dzieje?
B.W.: Jak powiesz człowiekowi z małego klubu, że nie dostanie pieniędzy, bo związek nie podpisał umowy, to on wtedy myśli, że trzeba zmienić związek. Trzeba zmienić władzę. A to jest niebezpieczne.
pola: Jest szansa na wyjście z tej sytuacji?
B.W.: Pamiętam spotkanie opłatkowe w grudniu 2007 roku w PKOl. My wtedy generalnie już prawie leżeliśmy. Byłem umówiony z sekretarzem generalnym PKOl, z którym miałem iść do dyrektora odpowiadającego ze strony ministerstwa za szkoły mistrzostwa sportowego, aby iść w trójkę do nowego wiceministra. On był nam bardzo sprzyjający. Miałem nadzieję, że nam pomogą.
pola: Jaki jest skutek negocjacji?
B.W.: Mówią nam, że nie mamy na to szans, bo nie spełniamy wszystkich wymaganych warunków. Ponadto tego rodzaju rozmów nie można prowadzić "przy kotlecie", tylko należy się umówić na oficjalne spotkanie. Pytam się, co wobec tego możemy zrobić. No i wtedy pojawia się pomysł, żeby zawiesić władze związku lub wręcz rozwiązać związek, po to tylko, aby na jego gruzach zbudować inną organizację, która byłaby pozbawiona bagażu długów i mogłaby to wszystko pociągnąć. Innym zaproponowanym rozwiązaniem było znalezienie innej instytucji, która zamiast PZBad mogłaby podpisać umowy i rozesłać pieniądze szkołom.
pola: Były szanse, żeby taki pomysł przeszedł w PZBad?
B.W.: W moim odczuciu nie było w tym żadnej sprzeczności. Jeśli trudno jest doprowadzić do tego, aby PZBad został rozwiązany, to pojawi się inna instytucja, która te pieniądze weźmie i da ludziom w terenie. Wróciłem do związku i powiedziałem, jak jest sytuacja, ale był opór.
pola: Wiedziałeś wówczas, dlaczego?
B.W.: W sumie zarząd wydał nawet pełnomocnictwa prezesowi do podjęcia działań ostatecznych. Jednak z jego strony opór był największy. Zastanawiałem się, z czego ten opór wynika. I doszedłem — to by oznaczało, że władze PZBad tracą kontrolę nad dużą częścią finansowania. Wtedy wyznawałem strategię spolegliwości, bałem się wychodzić przed szereg. Zapadła decyzja, że za wszelką cenę zrobimy to sami. Był jednak dodatkowy problem. Pieniądze musiały być wydane do 31 grudnia, a był 20 grudnia. Czyli 11 dni na to, żeby to wszystko przerobić. Pojawiła się wstępna akceptacja ze strony ministerstwa. Wtedy uwierzyłem, że to jest możliwe. Jednak później okazało się, że nie. Ludzie nade mną nie potrafili lub nie chcieli zorganizować spotkania w ministerstwie. Przyszedł 1 stycznia 2008 i koniec. Szkoły mistrzostwa sportowego nie dostały pieniędzy za 2007 rok, nie zostały zrealizowane sportowe wakacje, o sprzęcie sportowym dla uczniowskich klubów sportowych w ogóle już nawet nikt nie mówił, dofinansowanie turniejów uczniowskich klubów sportowych przepadło. Zaczynają się telefony z awanturami.
pola: Nie wywieźli was na taczkach?
B.W.: Jednocześnie nasza kadra zaczyna odnosić coraz większe sukcesy. Zaczęliśmy przykrywać tę sytuację tym, że nasi zawodnicy byli na firmamencie. Należy pamiętać, że chodziło o dotarcie głównie do jednego odbiorcy — tego na Senatorskiej (Ministerstwo Sportu i Turystyki — red.). Musieliśmy im udowodnić, że nasi zawodnicy realizują szkolenie. Tymczasem na każdym przełomie roku pojawiała się niepewność, czy w sytuacji, kiedy mamy problem finansowy i nie jesteśmy w stanie podpisać umowy na część szkolenia, podpiszemy umowę na sport kwalifikowany.
pola: Ciężko było funkcjonować w takich warunkach?
B.W.: W roku 2008 podpisaliśmy umowę na finansowanie 6 lutego. Czyli styczeń i część lutego zrealizowaliśmy bez podpisania umowy, ponieważ cały czas ministerstwo się wahało, czy może to zrobić bez uzyskania zaświadczenia z ZUS. W tym roku umowę podpisaliśmy 5 lutego, czyli niewiele wcześniej. Podsumowując ten wątek, udało się uruchomić finansowanie szkół mistrzostwa sportowego w roku 2008, ale tylko w ostatnim kwartale. Dodatkowo uruchomiliśmy to, o czym mówiliśmy wcześniej — inną organizację. Opolski Okręgowy Związek Badmintona przejął finansowanie i to on de facto podpisał umowę z ministerstwem. Dostał pieniądze na swoje konto i potem rozdzielił je na dwie szkoły mistrzostwa sportowego, które aktualnie funkcjonują — w Płocku i Głubczycach.
(c.d.n)

Fot. © BadmintonZone.pl (archiwum)

pola

© BadmintonZone.pl | zaloguj