2018-08-11
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
JESZCZE NIE WIEM, JAK TO ZROBIMY

11.08.2008. W przeddzień pierwszego olimpijskiego pojedynku naszego miksta prezentujemy autoryzowany wywiad z Nadią Kostiuczyk.
W rozmowie nasza najlepsza miksistka opowiada o swoich treningach, duńskiej lidze i planach na przyszłość. Wywiad okraszony został zdjęciami z archiwum portalu "Badzine" oraz z niedawnej ceremonii ślubowania olimpijczyków (fot. Janusz Rudziński).

pola: Kilka lat temu startowałaś równolegle w singlu i deblu, po czym singla zarzuciłaś.
Nadia Kostiuczyk: Główna przyczyna była taka, że zdrowie mi nie pozwoliło — miałam kłopoty z biodrami. W tej chwili akurat nie, ale gdybym grała singla, to na pewno znów by się zaczęło. Jak przyjechałam do Polski, to już miałam problemy. Wtedy nie bolały mnie biodra, tylko mi wszystko poszło w plecy, w kręgosłup.
pola: To następstwo wyczynowego uprawiania sportu?
NK: Mam wadę bioder od urodzenia. Teraz nie ma jakoś problemu. Rozciągam się, robię różne ćwiczenia. Jak tylko zaczyna mnie boleć, stopuję. Idę do lekarza, biorę zabiegi. Na razie, odpukać, nic się nie dzieje.
pola: Mikst nie jest takim dużym obciążeniem?
NK: W deblu i mikście jest inaczej niż w singlu. Jest mniej wypadów, a dla mnie niedobre są właśnie głębokie wypady. Poza tym, jak się gra singla, to nie powinno się grać innej gry. Juniorzy często startują nawet w trzech kategoriach. Na wyższym poziomie jest to ciężkie. U seniorów, kto gra singla, nie gra niczego innego. Gra pojedyncza jest potwornym wysiłkiem. Podziwiam singlistów i nie zazdroszczę im. Aby być w pierwszej dziesiątce, dwudziestce, trzeba naprawdę ciężko, codziennie pracować. Debliści nie mają tyle biegania, mają za to więcej płaskich, szybkich uderzeń.
pola: Robert Mateusiak od początku był typowany na twojego partnera?
NK: Rozmowy zaczęły się dużo wcześniej, ale nie było możliwości wspólnego trenowania. Zaczęliśmy grać wcześniej niż zaczął funkcjonować ośrodek (Ośrodek Szkoleniowy PZBad w Warszawie, przy ul. Hawajskiej — red.). Startowaliśmy w turniejach bez treningu. Dopiero jak otworzono ośrodek, zaczęliśmy normalnie razem trenować. On mi po prostu pierwszy to zaproponował.
pola: W wywiadzie udzielanym na początku 2007 roku "Gazecie Wyborczej" trenerka Klaudia Majorowa powiedziała o was proroczo: "Mateusiak/Kostiuczyk mogą wygrać z każdym i powinni zajść daleko".
NK: Możemy wygrać z każdym dlatego, że poziom mikstów jest bardzo równy. Choć z Azjatami to jest akurat tak, że jak zagrają swoją grę, w dodatku dobrze psychicznie, to jest nam ciężko. Oni mają atakujący sposób gry. W dodatku nie mamy z kim tutaj (w Polsce — red.) trenować. Nie ma tu miksta, który grałby na naszym poziomie.
pola: To jak trenujecie?
NK: Gramy przeciwko mężczyznom, ale to nie jest to samo, co mikst. Zupełnie inaczej gra dziewczyna na siatce. Na dobre miksty jest zupełnie inna gra.
pola: Nie macie odpowiednich sparingpartnerów?
NK: Taka jest prawda. Chłopcy (Wacha, Łogosz / Mateusiak — red.) też nie mają z kim trenować.
pola: Jak należałoby według ciebie rozwiązać tę kwestię?
NK: Singlista może robić tak, jak "Waszek" (Przemysław Wacha — red.). Stawiają przeciwko niemu dwóch zawodników. Dla nas najlepiej byłoby, żeby robić takie sparingi, jakie mieliśmy niedawno, kiedy pojechaliśmy do Anglii. Ze startami co jakiś czas. Jak do braku sparingpartnerów dochodzi mała liczba turniejów, wszystko później wychodzi. Przegrywamy w głupich sytuacjach. Szkoda meczów, które moglibyśmy wygrać.
pola: Jak wam się pracuje z nowym trenerem, Koreańczykiem Kim Young Manem, który od początku tego roku pracuje z kadrą?
NK: Bardzo dobrze, wszyscy są zadowoleni, choć prowadzi bardzo ciężkie fizycznie treningi. Ustaliliśmy, że trzy razy w tygodniu trenuje z deblistami, a resztę z singlistami. Jak on trenuje singlistów, Klaudia Majorowa trenuje deblistów i na odwrót.
pola: Czy Kim daje Wam jakieś specjalne recepty, np. jak pokonać Azjatów?
NK: Specjalnych recept nie daje, ale od razu powiedział, że za mało intensywnie trenujemy. I nie chodzi o to, że za mało czasu. Po prostu za mało intensywnie — nie musi być długo, ale musi być szybko, na maksa. Kim pokazuje bardzo fajne ćwiczenia. Ja jestem zadowolona.
pola: Gracie razem z Robertem Mateusiakiem zaledwie od 4 lat, a praktycznie od momentu zaistnienia waszego duetu odnosicie sukcesy. Od 2004 skoczyliście w rankingu BWF z miejsca poza pierwszą 200 do 11. pozycji na świecie. Mateusiak miał wcześniej wiele mikstowych partnerek: choćby grającą z tobą debla Kamilę Augustyn, Joannę Szleszyńską, Paulinę Matusewicz i wiele innych. W sumie naliczyłam jeszcze osiem. Jak się gra z Mateusiakiem? Stanowicie dość nietypową parę — niezbyt wysoki, drobny zawodnik i wysoka badmintonistka na siatce.
NK: Nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat. Robert jest dobry, bardzo szybki. Mały, ale szybki, a to jest bardzo ważne w mikście.
pola: Gdy zaczęłaś grać miksta z Mateusiakiem, nieźle ci szło w deblu, w parze z Kamilą Augustyn. W 2004 roku zajmowałyście 11. lokatę w rankingu BWF! Ciągnęłaś obydwie dyscypliny na raz i o ile w mikście pięłaś się w górę, w deblu z biegiem lat obniżyłyście loty — nie udało się zakwalifikować do Pekinu. Czy debel nie był rozmienianiem się na drobne?
NK: Wydaje mi się, że zabrakło nam szczęścia w końcówce kwalifikacji olimpijskich. Każda z nas bardzo chciała pojechać do Pekinu. Kamila miała rok wcześniej duże problemy zdrowotne. Długo nie grałyśmy razem, a jak już zaczęłyśmy grać, to nastąpiła zbyt długa przerwa po mistrzostwach świata. Trzy miesiące. Wszyscy jeździli na turnieje, a my siedziałyśmy w domu. Potem było dużo nerwów na turniejach, że musimy zdobywać punkty. A jak są nerwy, to wiadomo, jak się gra.
pola: Cztery lata temu udało się wam z Kamilą zakwalifikować na IO, ale Białorusini nie zgodzili się na skrócenie twojego 3-letniego okresu karencji. W przypadku Pekinu nie miałaś już związanych rąk, ale nie udało się wam zakwalifikować. Osiem lat pracy poszło na marne. Ironia losu?
NK: Szkoda mi tamtych igrzysk olimpijskich w Atenach. Kamili było mi bardzo szkoda, bo dużo trenowałyśmy i grałyśmy. Szkoda tego debla, widocznie tak miało być.
pola: Po igrzyskach olimpijskich będziecie jeszcze razem startować?
NK: Nie, Kamila kończy. Już dawno mówiła, że męczą ją podróże, nie lubi wyjeżdżać z domu. To akurat było widać po niej, że nigdy nie była zadowolona.
pola: A jak ty znosisz życie na walizkach? Tuż przed Pekinem, w udzielonym naszemu serwisowi wywiadzie Przemek Wacha również narzekał na ciągłe podróże.
NK: Jest to męczące, ale w normalnym, nieolimpijskim roku wyjazdów nie ma aż tak dużo. Jak wyjeżdżamy na dwa turnieje w ciągu dwóch miesięcy, to można przeżyć. W pierwszym roku po Pekinie będziemy mieli jeden turniej na dwa miesiące. Wtedy wszyscy odpoczywają, powoli zaczynają trenować do następnych Igrzysk Olimpijskich.
pola: Wróćmy jednak do igrzysk olimpijskich. Czy 10 dni wystarczy do zaaklimatyzowania się?
NK: My chcieliśmy lecieć nawet później, żeby nie siedzieć tam zbyt długo. Gramy (z Robertem Mateusiakiem — red.) dopiero dwunastego sierpnia.
pola: Podobno w Pekinie panują wysokie temperatury?
NK: Dla nas to dobrze. Wiemy, jak tam jest. Przykładowo do Azji przyjeżdżamy na turnieje zazwyczaj z trzydniowym wyprzedzeniem. Po dwóch tygodniach czekania na turniej nie chciałoby się nam grać. Nie jest za dobrze, jak się siedzi tak długo, a na koniec gra.
pola: Stolicę Chin spowija zaś smog.
NK: Akurat na hali to nam nie przeszkadza.
pola: Macie najlepsze losowanie spośród Polaków. W pierwszej rundzie trafiacie na jedną ze słabszych par IO, duet z Seszeli zajmujący odległe, 111. miejsce w rankingu BWF. W zasadzie pewny ćwierćfinał, choć tam będzie już znacznie ciężej. Spotkacie się albo z piątym mikstem świata, parą He/Yu, albo z zajmującymi 7. lokatę w rankingu BWF Anglikami, duetem Clark/Kellogg.
NK: Tu się zgodzę. Jeśli chodzi o pierwszą rundę, to rzeczywiście trafiliśmy najlepiej.
pola: Może dzięki temu będziecie grali na większym luzie?
NK: Nie lubimy (z Robertem Mateusiakiem — red.) grać ciężkich pierwszych meczów. Najpierw trzeba się zapoznać z halą, wolimy, żeby pierwszy przeciwnik był słaby. W pierwszych rundach zdarzały się nam różne sytuacje. Powoli się rozkręcamy. Na razie nic nie obiecuję. Trzeba grać, dobrze się nastawić i wygrać.
pola: Liczysz na medal?
NK: Jak będziemy w czwórce, to też będę się cieszyć, choć najbardziej boję się właśnie czwartego miejsca. Jak dotrzemy do ćwierćfinału, to trzeba będzie zrobić wszystko, żeby znaleźć się w półfinale. Jeszcze nie wiem, jak to zrobimy.
pola: PZBad pomagał w psychicznym przygotowaniu się do igrzysk olimpijskich?
NK: Mamy do dyspozycji psychologa sportowego, podobno kiedyś prowadził jakąś kadrę. Z tym, że nie pracował nigdy z badmintonistami, więc nie wiem, czy mógłby nam pomóc. Inna sprawa, że jak jadę kawał drogi na trening (do Ośrodka Szkoleniowego PZBad w Warszawie, przy ul. Hawajskiej — red.), który kończy się o wpół do ósmej, to często nie mam siły jechać na 40 min na SGGW (uczelnia ta udostępniła dla zawodników kadry narodowej trenujących w Ośrodku Szkoleniowym PZBad pokoje gościnne w akademikach na terenie kampusu przy ul. Nowursynowskiej, znajduje się tam również siłownia i sauna do dyspozycji badmintonistów — red.). Wolałabym po prostu jechać do domu i odpocząć.
pola: Wizyty u psychologa to strata czasu?
NK: Nie, zawsze warto spotkać się z psychologiem, choćby żeby się wygadać, porozmawiać z jakąś osobą, której się nie zna. Z nim łatwiej się rozmawia niż ze znajomym. Mi to pomagało.
pola: W Pekinie będzie z wami również fizykoterapeuta?
NK: Tak, Piotrek (Trochimczuk — red.) pojechał wcześniej niż my. Długo już z nami pracuje, choć uważam, że mamy go za mało. Zajmują go głównie chłopcy.
pola: Może dlatego, że częściej doskwierają im kontuzje?
NK: Nie o to chodzi. Nawet, jak chcę iść na zwykły masaż, to chłopcy zajmą go pierwsi. Jeden mówi: "Ja idę we wtorek", a drugi: "A ja w czwartek". Przecież nie będę się wykłócała. Czekam więc pół godziny na swoją kolej. Przydałby się jeszcze jeden dzień, może byłoby trochę lepiej. Poza tym zawsze mam możliwość pojechać do niego na zabiegi do COMS-u [Centralny Ośrodek Medycyny Sportowej przy ul. Wawelskiej]. Nie jest tak źle. Na pewno lepiej, niż było.
pola: Od tego roku trenujecie pod okiem nowego trenera, macie do dyspozycji fizykoterapeutę, psychologa, ośrodek szkoleniowy w stolicy. Czy takie komfortowe warunki stworzono badmintonistom tylko ze względu na igrzyska olimpijskie?
NK: Na pewno również z tego powodu. Wydaje mi się jednak, że poprawiła się organizacja w związku (PZBad — red.), więcej z nami rozmawiają.
pola: Myślicie z Robertem o starcie za cztery lata w Londynie, więc dla Was szczególnie istotne jest to, kto będzie dalej trenował kadrę.
NK: Wacha i Łogosz też jeszcze nie kończą. Bardzo byśmy chcieli, żeby został Kim. Jak nie zostanie, zrozumiem go. On jest tu sam i to, jak mi się wydaje, jest dla niego najgorsze. Rodzina jest tam (w Korei — red.), a on tu. To jest bardzo ciężkie. Ma trójkę dzieci, na jego miejscu bym nie ryzykowała. Obecnie nieoficjalnie mówi się, że wyjeżdża po IO. Ma pojechać do Korei i skonsultować się z rodziną.
pola: Jeśli nie Kim, to kto?
NK: Nie mam pojęcia. W związku (PZBad — red.) mówią, że będą szukać trenera. Może po Pekinie będą większe możliwości niż przed. Dwa lata przed IO każdy kraj szuka trenera i przeważnie znajduje.
pola: Porozmawiajmy o duńskiej ekstraklasie. Od tego sezonu grasz w barwach Greve, drużyny, która wiosną, po pokonaniu obrońców tytułu BS Kobenhavn, zdobyła mistrzostwo. Miałaś w tym znaczący udział, wygrywając kluczowego miksta.
NK: Mam bardzo dobre wspomnienia z tego klubu. Bardzo mi się tam podobało.
pola: Jesteś pierwszą kobietą z Polski, która gra w duńskiej lidze.
NK: Też tak czytałam, ale dla mnie to nie ma znaczenia.
pola: Wcześniej również grałaś z sukcesami w pierwszej lidze, tyle że w Niemczech, w FC Langenfeld. Gdzie było lepiej?
NK: Jest duża różnica między Niemcami a Danią. W Danii bardziej profesjonalnie podchodzi się do zawodników. Poza tym gram teraz mniej meczów. Wyjeżdżam w poniedziałek wieczorem, a w środę rano już jestem w domu, a weekendy mam wolne. To jest bardzo dobre, bo jak mieliśmy teraz taki ciężki sezon (przed IO — red.), to liga była jeszcze bardziej uciążliwa. Wiadomo, jak mamy cały czas wyjazdy na turnieje, a potem — jak wracamy w piątek — musimy jechać na ligę, to jest ciężko. Poza tym, jak się ciężko pracuje, to też są takie momenty, że po prostu się nie chce.
pola: Masz podpisany kontrakt z Greve na kilka sezonów z góry?
NK: Zazwyczaj podpisuje się kontrakt na jeden sezon. Rzadko który klub chce zawodnika na dwa lata, chociaż to się zdarzyło np. z Przemkiem (Przemysław Wacha — red.). Wydaje mi się, że mój partner mikstowy (Robert Mateusiak — red.) też podpisał kontrakt na dwa lata. W klubach patrzą na to, jakim jesteś zawodnikiem. Jak widzą, że będziesz się rozwijał, to również w ich interesie leży, żeby cię zatrzymać. Często zdarza się przekupywanie zawodników. Jak przyjechałam do Danii i zagrałam pierwsze dwa mecze, przyszedł do mnie manager (klubu Greve — red.) i powiedział, że jak ktoś inny będzie mi proponować więcej pieniędzy, to od razu mam się zgłosić do niego i najpierw z nim wszystko załatwić. Już po dwóch meczach, w październiku (2007 — red.), powiedzieli (w Greve — red.), że będą mnie chcieli w następnym sezonie. Od września będę znów grała w Danii, mam tam 13 rund.
pola: Podpisałaś w Danii kontrakt na cały sezon, więc i tak nie mogłabyś w tym czasie zmienić klubu?
NK: Tak, ale najczęściej chodzi już o następny sezon. Tak samo jest w Niemczech — już w grudniu (2006 r. — red.) chcieli ze mną podpisać nowy kontrakt. Z tym, że ja w styczniu (2007 r. — red.) dostałam propozycję z Dani i powiedziałam, że nie mogę zostać. W Niemczech też byłam zadowolona, ale jeden mecz w Danii da mi dużo więcej niż cztery w Niemczech. W Danii nigdy nie jest tak, że mamy czasem słabych przeciwników. Zawsze są mocni.
pola: Czym różni się szkolenie w Danii od tego w Polsce, gdzie tkwi tajemnica sukcesu Skandynawów, którzy wychowali Petera Gade i Camillę Martin?
NK: Mają fajne treningi, nie takie monotonne jak u nas, ciekawsze — zwłaszcza dla dzieci, różnorodne. Badminton jest w szkole, jako przedmiot. Każdy odbija. Badminton jest tam popularny, zwłaszcza odkąd zaczęła grać Camilla Martin.
pola: Podobno w Dani można z badmintona godziwie żyć. A z czego żyje badmintonista w Polsce?
NK: Najwięcej pieniędzy dostaję z ligi. Mówię o lidze duńskiej, a wcześniej niemieckiej.
pola: Dostajesz jakieś stypendium jako kadrowiczka?
NK: Mam zagwarantowaną bursę i wyżywienie na SGGW. Zazwyczaj otrzymuje się stypendium z klubów, w których się gra. Dostałam nagrodę od sponsora klubu (SKB Litpol-Malow Suwałki — red.), pana Henryka Owsiejewa, który bardzo się ucieszył z kwalifikacji olimpijskich. Co prawda nie gram w polskiej lidze, ale wciąż przynależę do SKB Litpol-Malow Suwałki. Wiele zawdzięczam temu klubowi — pomogli mi przy zmianie obywatelstwa, ze studiami i z wieloma innymi rzeczami. W tej chwili dostaję stypendia i nagrody od pana Owsiejewa, który robi wszystko, aby SKB Litpol-Malow Suwałki miał się dobrze.
pola: Studiujesz rusycystykę na Uniwersytecie Warszawskim. Jak godzisz studia z trenowaniem?
NK: Jest bardzo ciężko. Po treningach nie chce mi się nic robić, uczyć się. Po IO będę miała trochę więcej czasu i chcę zacząć normalnie studiować.
pola: W wywiadzie sprzed kilku lat wspominałaś, że chciałabyś być nauczycielką?
NK: Kiedyś miałam taki plan. I teraz też bym chciała, trochę mnie jednak przeraża, że teraz jest inna młodzież. Chcę skończyć rusycystykę, żebym zawsze — jak nie będę trenowała na przykład — mogła znaleźć pracę.
pola: Nie myślałaś, żeby być trenerką, choćby w Danii?
Nie, nie chcę nigdzie wyjeżdżać. Tutaj mi jest dobrze i tutaj wolę zostać.
pola: Co uważasz za swój największy badmintonowy sukces?
NK: Chyba mistrzostwa Europy. W tamtym roku (2007 — red.) bardzo cieszyłam się również z tego, że na Russian Open wygraliśmy miksta. I w debla też dobrze zagrałyśmy — zajęłyśmy trzecie miejsce z Kamą.
pola: A wygrana na Denmark Open w 2006 roku, kiedy zostałyście z Kamilą Augustyn mistrzyniami Danii?
NK: To był chyba najszczęśliwszy turniej w moim życiu. Zwłaszcza, że sukces był niespodziewany. W ogóle nie myślałam, że będziemy miały medal. A tutaj mało tego, że medal, to jeszcze znalazłyśmy się w finale. W ogóle nie wiedziałam, co się dzieje. Dla takiego uczucia warto trenować. To było najszczęśliwsze zwycięstwo.
pola: Największy sukces jeszcze przed Tobą?
NK: Mam nadzieję...

Fot. © BadmintonPhoto.com, Janusz Rudziński BadmintonZone.pl (archiwum)

pola

© BadmintonZone.pl | zaloguj