2018-06-25, Białystok
Trener Kim Young Man znów w Polsce
Podczas klubowych mistrzostw Europy, rozgrywanych w czerwcu w Białymstoku, tuż przed finałem rozgrywanym przez kluby Primorie Władywostok i Chambly Oise, mieliśmy okazję porozmawiać z byłym trenerem kadry narodowej Polski, Korei i Japonii, Kim Young Manem. Kim przyjechał do Białegostoku w barwach drużyny Priomorie Władywostok, zabierając dwójkę koreańskich singlistów, którzy przyczynili się do sukcesu rosyjskiego klubu.

Trenerze Kim, co u pana słychać? Czy jest pan głównym trenerem w Korei, czy trenuje pan teraz w klubie?

- Po Igrzyskach Olimpijskich w Londynie w 2012 r. i zakończeniu pracy w Polsce, wróciłem do Korei i zostałem menedżerem klubu badmintonowego w mieście Siheung, które położone jest w północno-zachodniej części Korei Południowej, niedaleko Incheon i Seulu. Prowadzę i trenuję tam klub żeński. W systemie koreańskim większość klubów prowadzona jest niekoedukacyjnie — oddzielnie dla kobiet i dla mężczyzn. Nie dotyczy to najbogatszych klubów, takich jak np. Samsung i innych, sponsorowanych przez największe firmy. Żeby prowadzić klub w Korei, potrzebne jest ok. 100 tys. dolarów amerykańskich na każdego zawodnika. Zatem w naszym przypadku, jeżeli mamy np. 8 osób, to potrzebujemy około miliona dolarów USD, żeby klub mógł istnieć. Wynika to z oczekiwań płacowych zawodników — to są godziwe, wysokie zarobki, średnio właśnie 100 tys. rocznie. Koreański system organizacji badmintona jest zupełnie inny niż system w Europie. Dlatego zawsze powtarzam moim zawodnikom w Korei — jesteście najszczęśliwszymi badmintonistami świata!

Czy w tym systemie to trener/menedżer klubu musi pozyskać budżet z zewnątrz, żeby prowadzić klub?

- Nie, to jest budżet oferowany przez sponsora — firmę lub inną organizację. W przypadku mojego klubu budżet zapewnia urząd miasta Siheung. Nazywamy się "Klubem SH" i mamy w składzie 6 zawodniczek.

Czy ten system jest podobny do systemu japońskiego, o którym słyszeliśmy, że kluby również zależą wyłącznie od pieniędzy sponsorów?

- Tak, jednak w Japonii budżety są zdecydowanie mniejsze niż w Korei. System koreański jest bardziej profesjonalny, zawodowy, ponieważ najbardziej utalentowani zawodnicy decydują, który klub wybrać. Czasem kontrakty zawodników opiewają nawet na pół miliona dolarów rocznie. To jest bardzo dużo, ale też same kluby są bogate, np. taki klub jak Samsung nie przejmuje się pieniędzmi. Chcesz przyjść do nas, to chodź — dostaniesz pół miliona dolarów.

Czy zawodnicy nie są przez te wielkie pieniądze nieco rozpuszczeni?

- Nie! Na przykład Lee Yong Dae, który gra w klubie Yonexa, ma kontrakt nawet na milion dolarów.

Jak pan i dwoje koreańskich zawodników znaleźliście się w zespole Primorie Władywostok?

- W lutym tego roku klub Primorie odwiedził nas w Siheung (to tylko dwie godziny lotu z Władywostoku), żeby wspólnie potrenować. Kierownik klubu Primorie zapytał mnie wówczas, czy mamy silnych singlistów. Odpowiedziałem, że niekoniecznie dysponuję zawodnikami topowymi, ale graczami wysokiej klasy. Zarekomendowałem obecnych tu (w Białymstoku) Han Ki-Hoona oraz zawodniczkę z mojego własnego klubu — Lee Byeol Nim. Han nie należy do mojego klubu, ale kiedyś trenował ze mną. To dobrzy zawodnicy, niestety mają niewielkie doświadczenie międzynarodowe. Lee uczestniczyła tylko dwa razy w międzynarodowych pojedynkach. Z kolei chłopak (Han) pochodzi z klubu z sąsiedniego miasta i ma większe doświadczenie międzynarodowe, ale tylko z czasów juniorskich. W ciągu ostatnich 6 lat Han w ogóle nie występował w turniejach zagranicznych. Ale ponad 10 lat temu był mistrzem świata (drużynowo, w mistrzostwach świata juniorów w 2006 r. — przyp red.). Potem przez kilka lat należał do drużyny narodowej. Obecnie jednak oboje grają tylko w krajowej lidze w Korei. Przed tym turniejem byłem więc nieco podenerwowany, jak im pójdzie w tych międzynarodowych rozgrywkach.

Jakiego wyniku spodziewa się pan tu w Białymstoku w dzisiejszym finale Klubowych Mistrzostw Europy 2018?

- W zasadzie powinno być 3:0. W rosyjskiej drużynie mamy bardzo mocne gry podwójne: deble i miksty. Jeżeli nasi singliści zagrają na swoim poziomie, to mogą wygrać. Ale, tak jak powiedziałem, oni mają niewielkie doświadczenie międzynarodowe. Jeżeli pokonają te przeciwności, to zapewne wygrają. (Ostatecznie Primorie straciło jeden punkt, gdy Lee przegrała w singlu z Sorayą De Visch Eijbergen z Chambly Oise — przyp. red.).

Wracając do pana powiązania z Polską. Od czasu do czasu przyjeżdża pan do nas na specjalne warsztaty?

- Tak, jestem zazwyczaj raz, dwa razy w roku w Polsce, na zaproszenie klubu Roberta Mateusiaka. Są to letnie i zimowe obozy treningowe. Przyjeżdża ze mną też świetna trenerka koreańskiej kadry juniorskiej, która ma doskonały program dla dzieci. Myślę, że w sierpniu również pojawię się w Polsce, na obozie w Zakopanem.

Jakie ma pan plany na przyszłość? Może by pan wrócił do trenowania polskiej kadry?

- Jeszcze nie wiem, zobaczymy. Mój obecny kontrakt wygasa z końcem roku i jeszcze nie jest jasne, czy zostanę w Korei, czy będę trenować w innym miejscu. Oczywiście bardzo polubiłem Polskę, na zawsze. Szczególnie lubię wasze jedzenie, trochę też rozumiem język polski. Czasem lubię oglądać filmy o polskiej historii, te wojenne. Polska ma długą historię walk, np. walk z Czyngis-chanem. Oczywiście oglądam te filmy z angielskimi napisami.

Co sądzi pan o występie Polaków na turnieju w Białymstoku?

Uważam, że drużyny były silne na tych mistrzostwach, jednak poziom występów niektórych zawodników rozczarował. Nie wiem dlaczego tak się stało, być może zabrakło przygotowania. Drużyna z Suwałk (SKB Litpol-Malow — przyp. red.) była bardzo mocna, jednak ich występy nie były najlepsze. W klubie z Białegostoku (Hubal Białystok — przyp. red.) zwróciłem uwagę na Pawła Śmiłowskiego, który zagrał w grze mieszanej. Widzę, że ma duży talent. Jednak Polska potrzebuje fighterów takich, jakimi byli "Zico", Wacha czy Nadia. Oni, gdy wchodzili na kort, byli niezwykle waleczni. Obecnie, wydaje mi się, gdy Polacy wchodzą na kort, to brakuje im właśnie tej waleczności. Bardzo szkoda, że tak jest. Dlatego uważam, że obecni polscy zawodnicy potrzebują zmienić nieco styl gry, by odnosić sukcesy.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia.

Fot. © BadmintonZone.pl (live)

ap, jr

© BadmintonZone.pl | zaloguj