2017-01-21, Warszawa
Z archiwów BadmintonZone - zdarzyło się 10 lat temu
WYPOWIEDŹ PREZESA PZBAD ZSZOKOWAŁA GWIAZDY POLSKIEGO BADMINTONA

21.01.2007. Redakcja naszego serwisu informacyjnego otrzymała list polemiczny od piątki najlepszych polskich badmintonistów znajdujących się obecnie na tournee w Azji.
Zawodnicy zareagowali na zamieszczony u nas (zob. niżej) 17 stycznia tekst ROK 2006 NAJLEPSZY — TRENERA KADRY Z IMPORTU NIE BĘDZIE.

Kadrowicze piszą:

Cała nasza piątka czuje się oszukana po tym, gdy przeczytaliśmy wypowiedzi prezesa Polskiego Związku Badmintona Michała Mirowskiego zamieszczone w białostockim wydaniu "Gazety Wyborczej" 17 stycznia i przytoczone w informacji na internetowej stronie www.badminton.azs.uw.edu.pl [alias BadmintonZone.pl - przyp. red.].

Wierzyliśmy od ponad roku, że w końcu będzie trener, jakiego nam obiecywało kierownictwo Związku: jeszcze kilka tygodni temu mówiono nam, że jest kilka ciekawych ofert ze świata. My cierpliwie czekaliśmy i okazuje się teraz, że to wszystko było działaniem na zwłokę, że plotki o tym, że trenera nie będzie, okazały się jednak prawdziwe.

Przecież prawie cała kadra dorosłych zawodników pisała pisma z prośbą o fachowca godnego zaufania.

Argumentacja prezesa, że to był najlepszy sezon w historii, jest co najmniej śmieszna. Każdy ze środowiska badmintonowego — i w tym prezes — dobrze wie, że to tylko propaganda ze strony Związku. Wygrywaliśmy wprawdzie turnieje w Danii i Niemczech, ale trzeba zwrócić uwagę na słabszą obsadę zawodów, a co z blamażem na mistrzostwach świata, na mistrzostwach Europy, bo fajnie, że zdobyliśmy dwa medale (a naprawdę powinniśmy cztery). No i trudno tu mówić o postępach naszych młodych zawodników, którym ciężko gra się na turniejach kategorii A.

Jesteśmy zszokowani tą sytuacją i nasze nadzieje na rozwój i zdobywanie największych laurów mocno opadły.

Byliśmy mocno umotywowani do treningu i cały czas z nadzieją i podbudowywani zapewnieniami prezesa czekaliśmy na trenera.

Nie pomaga także to, że o takich decyzjach prezesa dowiadujemy się z internetu czy gazety. Zmiany po 2004 roku w Związku napawały nas nadzieją, jednak po raz kolejny przekonaliśmy się, na czym tak naprawdę tym ludziom zależy, ale to już pozostawimy bez komentarza.

Pozdrawiamy Redakcję

Michał Łogosz, Robert Mateusiak, Nadia Kostiuczyk, Kamila Augustyn, Przemysław Wacha


Cieszymy się, że nasza strona internetowa może posłużyć jako forum polemiki pomiędzy zawodnikami a władzami Związku. Na pewno byłoby jednak lepiej, gdyby nie zachodziła potrzeba wymiany tak krytycznych poglądów. Rozczarowanie zawodników, że o decyzjach prezesa dowiadują się z mediów świadczy o złej komunikacji wewnętrznej w Związku.

List zawodników dowodzi ich wielkiej ambicji. Podczas gdy dla mnie osiągane przez nich w ostatnich latach sukcesy były czymś niezwykle imponującym, oni patrzą na nie nadzwyczaj skromnie. Spragnieni wielkiego sukcesu sportowego, zirytowani niewykorzystanymi możliwościami, nie zadowalający się połowicznymi osiągnięciami... To znamionuje prawdziwych mistrzów i tego można się od nich uczyć.

Czuję się wywołany do tablicy stwierdzeniem Autorów listu dotyczącym oceny minionego roku. W moim tekście z 17 stycznia przyznałem bowiem rację prezesowi Michałowi Mirowskiemu, że 2006 r. przyniósł największe sukcesy w historii polskich startów za granicą: wszak Polacy zdobyli 2 brązowe medale na indywidualnych mistrzostwach Europy, a debel żeński wygrał pięciogwiazdkowy turniej Denmark Open. Nadal uważam, że prezes mógł tak ocenić ubiegły rok. Na internetowej stronie PZBad znajduje się od wielu lat tabela pt. Próba sklasyfikowania najlepszych zawodników w historii polskiego badmintona. W rankingu tym pierwsze pięć miejsc zajmuje pięcioro Autorów listu do naszej redakcji. Jako kryterium kolejności w klasyfikacji jeszcze poprzednie władze PZBad wybrały miejsca zdobywane w zawodach międzynarodowych. Zatem ocena prezesa Mirowskiego mieści się całkowicie w konwencji przyjętej od lat przez związek i to nie jest jego widzimisię.

Inna sprawa, czy sukcesy mogły być większe (tzn. czy nie zmarnowano czasu i możliwości) i czyją były zasługą (np. jak pamiętamy debel męski przygotowywał się samodzielnie do ME).

Moim zdaniem, problem leży w drugiej części stwierdzenia prezesa Mirowskiego, która brzmiała: ...więc nie widzę potrzeby jakichkolwiek zmian. I to dopiero wywołało szczególne niezadowolenie zawodników, o czym świadczy również to, że wspomnieli o "argumentacji prezesa", czyli przywołaniu dobrych wyników jako argumentu dla utrzymania dotychczasowego trenera kadry, a może i zachowania innych kontrowersyjnych rozwiązań (nie widzi potrzeby "jakichkolwiek zmian").

Uważam, że głos czołowych zawodników kadry narodowej powinien być wzięty pod uwagę. Nie widać ich następców podobnej klasy. W rozgrywkach drużynowych polskie reprezentacje juniorów i młodsze w ostatnich latach notują generalnie regres, niekiedy ponosząc wręcz klęski. W turniejach indywidualnych bywa nie lepiej, czego dowodzą choćby wyniki zakończonych dzisiaj międzynarodowych mistrzostw Polski juniorów. Popularność badmintona w Polsce nie osiąga dynamiki znanej z wielu innych krajów europejskich, co oznacza, że inni potrafili wykorzystać szansę, a my — nie.

Nie można odebrać obecnym władzom PZBad zasług. Potrafili np. uruchomić centralny ośrodek szkolenia, cieszący się dobrą opinią. Starają się promować badminton, zdając sobie sprawę z pewnych błędów przeszłości. Każdy wie, że możliwości finansowe są ograniczone.

Jednak brnięcie w niepotrzebne konflikty z zawodnikami (pamiętamy np. artykuły w "Przeglądzie Sportowym" o niewysłaniu Łogosza na turnieje w Azji), niespełnianie dawnych zapowiedzi znalezienia nowego trenera, psują atmosferę potrzebną do wielkich osiągnięć.

Uważam, że na sukcesy odnoszone przez gwiazdy polskiego badmintona należy powoływać się w staraniach o większą pomoc władz sportu i sponsorów, a nie w uzasadnianiu braku "potrzeby jakichkolwiek zmian", bo wiele spraw wymaga naprawy.

Janusz Rudziński

Na fot. debel Michał Łogosz/ Robert Mateusiak w turnieju Superseries (2007)

Fot. © BadmintonPhoto.com (archiwum)

jr

© BadmintonZone.pl | zaloguj